W jaki sposób Bóg obecny jest w liturgii Kościoła? Czy jest to obecność związana z miejscem, czy raczej formą modlitwy? Jak tę obecność rozpoznać?
Bóg jest w Bożym oficjum obecny w sposób bardzo bliski, bezpośredni, gdyż jest On w centrum każdego działania liturgicznego, przede wszystkim w czasie składania Ofiary Eucharystycznej, najważniejszej w ekonomii zbawienia. I to wystarczy, aby określić naszą postawę, tak wewnętrzną, jak zewnętrzną.
Można także przypomnieć, że formuły błogosławieństwa, a zwłaszcza poświęcenia naszych kościołów, upewniają o szczególnym zamieszkaniu w nich Trzech Osób Boskich i dworu niebieskiego i mają w tym określony cel: „Terribilis est locus iste...”. Bez wątpienia liturgia sprawowana w pierwszych oratoriach monastycznych nie była jeszcze tak pełna namaszczenia i przesiąknięta zapachem kadzidła, jednak rozdział 52 Reguły ukazuje, z jakim szacunkiem już św. Benedykt traktował te miejsca.
Kontynuując formułowanie zasad dotyczących modlitwy, św. Benedykt mówi: „Dlatego też pamiętajmy zawsze, co mówi Prorok: Służcie Panu z bojaźnią (Ps 2,22), a również na innym miejscu: Śpiewajcie mądrze (Ps 46,8 [Wlg]) i będę śpiewał Ci psalm wobec aniołów (Ps 138[137],1)” (RB 19,3—5). Mamy więc najpierw powtarzaną wciąż zachętę do bojaźni Bożej. To ona nadaje i podtrzymuje ton, właściwy akcent całej modlitwy liturgicznej. Dla Izraelity o twardym karku i zbłąkanym sercu bojaźń religijna mogła łatwo stać się niewolniczym strachem, dla sprawiedliwych pojęcie to przyjmowało nieco inne znaczenie. Dla chrześcijan, którzy ośmielają się mówić „Ojcze nasz, któryś jest w niebie”, bojaźń Boża jest przeniknięta czułością. Ale szacunek i uwielbienie nigdy nie znikają z pola widzenia, a przed czytaniem tak prostych i pełnych słodyczy słów Ewangelii prosimy, aby rozżarzony węgiel oczyścił nasze wargi, tak jak uczynił to z wargami Izajasza przed Świętym Panem Zastępów (zob. Iz 6,3), co było początkiem jego misji. Przychodzimy służyć Królowi w Jego pałacu. Przypomnijmy sobie wielkie obrazy Apokalipsy. Reguła w wielu miejscach ustanawia różne zewnętrzne znaki szacunku, które mają podtrzymywać uczucia duszy. Tak więc gdy opat czyta Ewangelię, „w tym czasie wszyscy stoją pełni czci i bojaźni” (RB 11,9); ci, którzy pracują na polach, „ odprawią Oficjum Boże w miejscu pracy, zginając kolana przed Panem, pełni bojaźni” (RB 50,3); mnich, który śpiewa lub czyta w oratorium, ma to zawsze czynić „z pokorą, powagą, bojaźnią” (RB 47,4); a „gdy tylko kantor zacznie Chwała Ojcu (na zakończenie psalmu), niech zaraz wszyscy wstaną z ławek, by okazać cześć i szacunek Trójcy Świętej” (RB 9,7).
„Psallite sapienter”. Gdy psalmista wzywa do oddawania chwały Bogu, zaraz dodaje, że winniśmy to czynić, gdyż Bóg jest Królem całej ziemi, hymn zaśpiewajcie! Bóg króluje nad narodami, Bóg zasiada na swym świętym tronie (Ps 47[46],8—9). Septuaginta i Wulgata dodają: „mądrze”. Mądrość, według Pisma Świętego, polega na wyznawaniu istnienia Boga jedynego oraz na dostosowaniu naszego postępowania do Jego przykazań. Święty Benedykt bez wątpienia chce tutaj powtórzyć, że wszelka modlitwa liturgiczna powinna być szczera, wyrażać rzeczywistość naszej wewnętrznej czci dla Boga. Ma ona być całkowitym zaprzeczeniem pustego rytualizmu, który wydaje się wystarczać tak wielu modlącym się. Święty Bazyli nauczał już wcześniej: „Jeśli ktoś uwrażliwia swojego ducha na słowa psalmów, w ten sam sposób jak zmysł smaku jest wyczulony na rozpoznawanie smaków rozmaitych potraw, to wypełnia tym samym słowa »śpiewajcie psalmy mądrze«”. Możemy już teraz podsumować, że nasze uczestnictwo w oficjum powinno być tak skupione i tak pełne zrozumienia, jak tylko jest to możliwe, ale nie aż tak, by prowadziło do bólu głowy. Przed i w trakcie oficjum powinniśmy konsekwentnie zaangażować w tym celu wszelkie dostępne środki: zainteresować się, przygotować, studiować. Bycie skoncentrowanym na tym, co się mówi i co się dzieje, wydaje się nam najlepszym sposobem uczestniczenia w modlitwie chórowej, bez popadania w drobne i często dość mgliste medytacje równoległe. Czyż nie zwracamy się bezpośrednio do kogoś, Kto jest samym Bogiem?
W liturgii uczestniczą również aniołowie; wszyscy u boku swojego Pana, także ci — jak mówi teologia — wysłani z misją. Wszyscy „wpatrują się bez przerwy w twarz Ojca” (por. Mt 18,10). Święty Benedykt ujawnia w tym miejscu swoje nabożeństwo do aniołów. Wyjaśnił już wcześniej, że wszystkie nasze uczynki dokonują się przed oczami i z pomocą tych Bożych posłańców (zob. RB 7,13 i 28), że dzięki ich nieustannemu krążeniu pomiędzy niebem a ziemią Mistrz — jeśli można tak powiedzieć — nieustannie jest informowany o wszystkim: o dobru i złu, tak w dzień, jak i w nocy. W naszym tekście mamy więc powtórzoną wizję niezliczonego zgromadzenia duchów, mamy ponad to przypomnienie, że nasze najważniejsze dzieło, tj. liturgia, dokonuje się z pomocą aniołów „przydzielonych nam” (RB 7,28) — „nobis deputatis”. Śpiewamy psalmy nie tylko wobec tych bytów, będących nieustanną kontemplacją i miłością, ale i z ich pomocą, co nas umacnia i samo w sobie jest powodem chwały. Już teraz tworzymy jeden chór z tymi towarzyszami naszej wieczności: jest tylko jedno miasto Boże, jedna liturgia. Staramy się, aby jak najmniej — na tyle, na ile jest to możliwe — zaburzać harmonię ich pieśni. To w nich realizuje się dosłownie ideał przedstawiony przez św. Augustyna: „Laus cantandi est ipse cantator” — „chwałą Tego, który jest opiewany, jest sam śpiewak”.
Przy okazji przypomnijmy, że dla św. Benedykta jak dla wszystkich starożytnych mnichów, o czym świadczy Kasjan, oczywista jest również obecność złych aniołów, którzy na nas czyhają i z którymi powinniśmy toczyć nieustanną walkę. Mówi nam to już św. Paweł: Nie toczymy bowiem walki przeciw krwi i ciału, lecz przeciw Zwierzchnościom, przeciw Władzom, przeciw rządcom świata tych ciemności, przeciw pierwiastkom duchowym zła na wyżynach niebieskich. Dlatego weźcie na siebie pełną zbroję Bożą, abyście w dzień zły zdołali się przeciwstawić i ostać, zwalczywszy wszystko (Ef 6,12—13). A św. Piotr dodaje: Bądźcie trzeźwi! Czuwajcie! Przeciwnik wasz, diabeł, jak lew ryczący krąży, szukając kogo pożreć. Mocni w wierze przeciwstawcie się jemu! (1 P 5,8—9).
Dziewiętnasty rozdział Reguły zamyka uderzająca sentencja, która stała się sławna. Jest ona inspirowana myślą św. Augustyna: „tak śpiewajmy psalmy, aby nasze serce było w zgodzie z tym, co głoszą nasze usta” (RB 19,6—7). Święty Benedykt w innych słowach niestrudzenie daje tę samą radę: bądźmy prawdziwi, niech wewnętrzne dyspozycje duszy będą w pełnej harmonii ze słowami, które wypowiadamy. Jeśli nie chcemy odnosić się do Boga z lekceważeniem, nie możemy nigdy zakładać, że Bóg zadowoli się formalnie poprawnym „wykonaniem” uroczystej modlitwy chórowej. Zwykle wierni nie mylą się w tych sprawach i od razu rozpoznają — po zapale, harmonii i spokoju śpiewu chorałowego — wspólnoty uporządkowane i gorliwe. Wydaje się, jakby nie miały nic innego do wykonania oprócz modlitwy chórowej. Jedna z modlitw z sakramentarza leoniańskiego wyraża tę samą myśl, co nasza Reguła: „Laudent te, Domine, ora nostra, laudet anima, laudet et vita; et quia tui muneris est quod sumus, tuum sit omne quod vivimus” — „Niech chwalą Cię, Panie, nasze wargi, niech chwalą Cię nasza dusza i całe nasze życie, a ponieważ Twoim darem jest to, że jesteśmy, niech Twoim będzie także wszystko, czym żyjemy”.
Dodajmy jeszcze, że wzniosłość starożytnych melodii gregoriańskich doskonale współgra z charakterem liturgii mnichów i z ich osobistą modlitwą. Julien Green zapisał w swoim Dzienniku w 1947 r.: „U progu klauzury ginie ohydna agitacja świata. Mam wrażenie, że życie benedyktyńskie jest tylko śpiewem szczęścia i miłości. Na sposób nieco powolny, to prawda. Ale ta powolność ma swój urok, moim zdaniem jest ona bardzo cenna w świecie, który przez namiętność do szybkości stał się prawie doszczętnie ogłupiałym. Śpiew to właśnie to, co najważniejsze. Wszystkie godziny od Jutrzni do Komplety są śpiewane łagodnie, można powiedzieć z czułością. O, jak bardzo mnisi troszczą się o muzykę! Ich głosy są zarazem tak pewne i tak pokorne! »Bis orat qui cantat« — »dwakroć modli się, kto śpiewa«, mówi św. Augustyn. Niekiedy nachodzi mnie myśl, że ci zakonnicy żyją w pewnego rodzaju wielkim śnie liturgicznym, chociaż w rzeczywistości to oni żyją w prawdzie, a my tworzymy sen, zawsze zresztą gotowy zamienić się w koszmar”.
Dom Augustin Savaton OSB, Wartości fundamentalne monastycyzmu. Wydawnictwo Benedyktynów TYNIEC
opr. mg/mg