Rozważanie o Bogu Maryi
Wszechmocny w miłosierdziu? Wszechmocny w przebaczeniu? Niełatwo wyobrazić sobie takiego ojca. Być może dlatego Jezus, nie znajdując stosownego przykładu z życia rodzinnego, posłużył się przypowieścią, kiedy mówił o swoim Ojcu. Jak podaje św. Łukasz, opowiedział pewnego razu historie o ojcu i jego dwóch synach - młodszym, co opuścił dom, i starszym, co niby w nim pozostał. Zatem, nawet słowo Boże z Księgi Rodzaju, które było dobrze znane słuchaczom Jezusa, o człowieku stworzonym na obraz i podobieństwo Boga, czy także doświadczenie najbardziej kochającego rodzica, jakie z pewnością wielu miało, nie mogły w pełni ukazać, kim jest Bóg, tym bardziej że jest Ojcem. Potrzeba było przypowieści, by pojąć słowa i czyny Jezusa z Nazaretu. On objawił Ojca takiego, o jakim nie słyszano. Wielu w to uwierzyło, ale i wielu było zgorszonych.
A Maryja, Matka i zarazem Uczennica Jezusa - jakiego Boga odkryła? Była przecież najbliżej Syna. Ewangelie nie podają, by Boga nazywała Ojcem. Pieśń "Magnificat" ukazuje, że zachwyciła się przede wszystkim Bogiem, który jest miłosierny. O Jego miłosierdziu wspomina dwukrotnie. Mówi ponadto, że jest On Zbawcą, mocny i święty. To jednak za mało, by zatrzymywać się jedynie nad wybranymi słowami Maryi. W swej pieśni po prostu opowiada o dziełach Boga. Jest nimi urzeczona! Nie boi się również spojrzeń Boga. Nie podejrzewa, że kocha tylko niektórych, i to nie zawsze.
Matka Pana, chociaż rozpoznaje żywą i skuteczną obecność Boga w dziejach, Boga, który "zdejmuje z tronów" i "odsyła bogatych", to jednak przede wszystkim wywyższa i nasyca dobrami. "Wielkie rzeczy" widzi w życiu swoim i wielu pokoleń. Myślą sięga aż do życia Abrahama. Burzliwe i dramatyczne dzieje narodu (włącznie z doświadczeniem niewoli) nie stały się dla Niej argumentem przeciw Bogu, ani nie sprowokowały do nieufnej podejrzliwości. Wielkości Miłosiernego dopatruje w tym, że kocha maluczkich i ubogich, że ukochał Ją jako Służebnicę, to znaczy wypowiedziane przez Nią i wielu innych: "Niech mi się stanie". Dostrzegając, rzec by można, aż matczyną opiekę Boga, Maryja o nic nie prosi. Nawet w Kanie Galilejskiej raczej ujawnia ludzkie potrzeby. Nie obawia się, że poważne interwencje Boga wszechmocnego w historii miałyby kogokolwiek unicestwić i dlatego trzeba kontrolować bieg życia, na przykład błagalnymi modlitwami. A trzeba pamiętać, że należała do biednej rodziny i od chwili poczęcia Jezusa wiele spraw się nie układało. Trzeba było aż opuścić dom.
Dlatego być może tak trudna jest pieśń, co wielbi Boga, w której powierza się siebie Jego Opatrzności, by spodziewać się tylko dobrego "wejrzenia". Nie trzeba ukrywać, że przy takiej postawie zwyczajnie się zakłada, że jedynie Bóg wie, co dla mnie dobre i złe. Nawet najbardziej szlachetny plan wobec własnego życia będzie dobry, gdy będzie taki jak chce Ojciec. W przeświadczeniu Maryi jest też coś więcej niż zwykłe przekonanie o Bożej łaskawości. Wycofuje się z postawy, która chce sobie "zjednać" Pana Boga. Przeciwnie, nosi jedyne przekonanie: jeśli będzie miłość Boga, to będzie to miłość bezinteresowna. Nie rozpozna tego ten, kto doświadczając grzechu, pogardza sobą i nie chce "być synem, ale najemnikiem". I nie dostrzeże tego ten, kto dobrze wie, jakimi winien się cieszyć dowodami miłości.
Maryja prorokuje, że w ten sposób rozpoznając Bożą obecność i przyjmując Jego słowo, odtąd przez pokolenia będzie nazywana szczęśliwą, inaczej błogosławioną. I rzeczywiście, chrześcijanie nazwali Ją Córą Ojca. Jednak Ojciec ten jest Bogiem miłosierdzia.
opr. mg/mg