Fragment rozważań "Szlakiem miłości" znanego arcybiskupa - filozofa, mocno osadzone w Ewangelii i życiu
Józef Życiński Szlakiem miłości |
|
Na progu naszej nowej pracy stają dziś w liturgii stary, doświadczony Kohelet i wrażliwy, piszący sercem, Łukasz. Połączenie ich cech wyznacza nam kierunek pracy w rozpoczynającym się nowym roku. Kohelet, który wiedział, że wszystko jest marnością, pisał: „ciesz się młodzieńcze”. Potrafił łączyć codzienne życie z zadumą nad przemijaniem, nad kruchością bytu, który, jeśli nie ma odniesienia do Boga, okazuje się tylko nicością i ułudą. U św. Łukasza mamy znów połączenie kilku czynników. Najpierw podziw uczniów dla czynów Jezusa. Francuski przekład mówi „byli zafascynowani” jego czynami. Potem Jezus nie szukając łatwych fascynacji, mówi do nich najbardziej istotną prawdę o męce. Syn Człowieczy będzie wydany w ręce ludzi. Nie rozumieli. Łatwiej jest fascynować się Jezusem, niż zrozumieć o Nim gorzką prawdę.
Wtym roku formacji życzę wam, byście nie unikali trudnych pytań w waszym dialogu z Chrystusem Panem. Życzę wam, byście ciągle fascynowali się Nim i odkrywali wciąż na nowo piękno Jego miłości do was. Byście równocześnie coraz głębiej wnikali w prawdę o Jego męce, w dramat Jego cierpienia i byście rozumieli, że wy jesteście współuczestnikami tego dramatu. Wten sposób w waszym otwarciu się na Jezusa połączy się kilka, różnych czynników. Zjednej strony fascynacja, zachwyt, poetycka wrażliwość serca, którą w tak wysokim stopniu przyswoił sobie św. Łukasz, a z drugiej strony poczucie dramatu, że stoimy u stóp krzyża i że nasze kapłaństwo nie będzie sielanką, lecz dramatem. Na ścieżkach dramatu są takie chwile, że nie będziemy wiedzieli, co się dzieje i będziemy musieli stawiać pytania Bogu. Stawiając je z ufnością mamy jednak szansę, że osiągniemy mądrość Koheleta, który potrafił łączyć odległe czynniki w jednej wspólnej linii życia. Połączenie to decyduje o dojrzałej osobowości i o szerokości spojrzenia. Kiedy braknie tej unii, zaczyna się chrześcijaństwo rachityczne, ciasne, kapliczkowe, jednowymiarowe.
Miałem wczoraj próbkę takiego chrześcijaństwa, kiedy autorka listu, zaatakowała z pasją Radio Dobra Nowina za to, że w przeglądzie prasy cytuje „Tygodnik Powszechny”. Nie był to szczyt radykalizmu, jaki można zademonstrować. Winnych środowiskach uważających się za inteligenckie, w wakacje dało się słyszeć opinię, że „Gość Niedzielny” staje się dodatkiem do „Gazety Wyborczej”. Tak łatwo można demonstrować w chrześcijaństwie swoje własne sympatie w sposób skrajnie radykalny. Czasem u podłoża podobnego radykalizmu tkwią zwykłe kompleksy. Ktoś, kto szuka afirmacji w gronie kolegów, może zdobywać tę afirmację na różne sposoby. Jednym z nich jest pokaz inteligencji, błyskanie dowcipem i zdobywanie sympatii środowiska. Gorzej, gdy ktoś jest mniej inteligentny, wtedy pozostaną mu radykalne programy, radykalne hasła, proste oceny, czarno-biała wizja świata. Już wtedy nie będzie nic z mądrości Koheleta, nie będzie nic z połączenia fascynacji Chrystusem ze świadomością męki, która jest dramatem. Będzie tylko zbiór swoich ulubionych autorów, będzie tylko „kapliczka” tych, którzy tylko nam oddają cześć, i którymi my się pasjonujemy. Będzie wówczas chrześcijaństwo „obrządku prywatnego”.
Nie takiego chrześcijaństwa uczył nas Chrystus, nie takie chrześcijaństwo poznawaliśmy w biografiach wielkich ludzi, którzy fascynowali swoim umiłowaniem Chrystusa. Sądzę, że nie takie chrześcijaństwo formować będziemy w seminarium. Sam z warunków seminaryjnych, z okresu mojej młodości wspominam bardzo mile to, że w czytelni czasopism, obok „Przewodnika Katolickiego'' leżały pisma młodzieżowe, niezbyt życzliwe Kościołowi a obok nich „Argumenty” walczące z Kościołem. Wtym była otwartość na różny styl myślenia i w tym był uniwersalizm św. Pawła, który chce się stawać wszystkim dla wszystkich, poznawać różne style myślenia, poznawać różne interpretacje po to, by być bliskim nie tym, którzy utworzą skrzętnie grona adoracyjne i będą sądzić tak samo jak ja, ale i tym zbłąkanym, za których czuję się duchowo odpowiedzialny i których mam prowadzić do Chrystusa. Na progu kolejnego roku formacji gorąco was proszę: pamiętajcie, że „katholikos” znaczy „powszechny”. Pamiętajcie, że w chrześcijaństwie łączy się uniwersalizm kultur i że mamy być mężami otwarcia, którzy do różnych środowisk, do różnych kręgów dotrą z jedną prawdą Chrystusa. Postawa przeciwna generuje mentalność sekt, mentalność fanatyzmu, w którym wielki Kościół przeradza się w kapliczkę. Niestety miłośników kapliczek będziemy ciągle mieć między sobą. Niektórzy nie czują się zgubieni, mają własne grono adoracyjne i lepiej się czują w kapliczce niż w bazylice. Wtedy jednak powstaje jakieś karykaturalne zubożenie uniwersalnej prawdy Chrystusa.
Jako przykład takich „kapliczkowatych” postaw pamiętam z moich czasów szkolnych katechetę, który był sympatykiem klubu sportowego ŁKSi gdy prowadził katechezę to zawsze dochodził do tego, że gdyby nie pech i wyjątkowe układy to ŁKSna pewno byłby Mistrzem Polski. Było to w województwie łódzkim, i wynikało z ciasnego lokalnego patriotyzmu. Takich lokalnych patriotów mieć będziemy zawsze, bez względu na to czy umiłowali jedną stację radiową, czy też jeden typ publikacji lub jedną partię polityczną. Chrześcijaństwo nie jest po to, byśmy demonstrowali własne sympatie polityczne. Nie po to poszliśmy za Chrystusem, byśmy głosili kult jednego charyzmatyka, który nam imponuje. Idziemy za Chrystusem, nie po to, by się fascynować jakąś partią, ale Nim i byśmy mieli świadomość, że nasza misja nie jest sielanką, lecz dramatem. Wtym dramacie Syn Człowieczy jest nieustannie wydawany w ręce ludzi i cierpi. Jest wydawany nie tylko w nasze ręce, ale w nasze umysły i serca.
Na progu rekolekcji, na progu zadumy nad naszą rolą w tym świecie, który ulega tak szybkim przemianom, prośmy Chrystusa gorąco o tę szerokość, która kształtować będzie w nas uniwersalizm spojrzenia, jakim żył pierwotny Kościół, wychodząc z enklawy małego, palestyńskiego świata, otwierając się na nowe horyzonty, na nowe kultury. Jako — 34 —
symbol tego otwarcia na zmieniające się warunki będziecie mieć na waszych studiach trzech studentów z innych krajów.
Wczoraj otrzymałem fax z Brazzaville, że przyjeżdżają dzisiaj o godz. 8.30 do Warszawy dwaj studenci IIroku z Kongo, którzy ze względu na wojnę domową i zamieszki w ich kraju nie mogą studiować u siebie. Ztej racji, że seminarium znajdowało się w tej części Konga, gdzie dominuje szczep, przeciwko któremu jest ostra opozycja i że zawsze może być jakiś mały wariant Rwandy, Konferencja Episkopatu obawia się zaczynać nowy rok akademicki w seminarium. Zastanawiają się, czy nie przenieść seminarium na teren neutralny, dokąd tego nie zrobią, ci dwaj czarnoskórzy studenci będą u nas studiować jako nasi bracia w Chrystusie i nasi bracia w prawdzie. Mam nadzieję, że zademonstrujecie wobec nich wasz uniwersalizm i nie będziecie mówić, a w naszej parafii to inaczej niż u was w Kongo. Jest zrozumiałe, że w każdej parafii jest trochę inaczej i z tego nie wynika, że mamy uniformizować wszystkie parafie. Traktujcie ich wyrozumiale, kiedy będą się gubić i nie będą wielu rzeczy rozumieć. Przyjechali ze środowisk, w których żyli w zgoła odmiennym świecie, gdzie niektóre problemy dla nas istotne nie są dla nich problemami i odwrotnie, nawet chleb powszedni, o który prosimy w codziennej Mszy św. Kiedy w lutym byłem w Kongo, księża, którzy chcieli poczęstować mnie chlebem, z powodu wojny jeździli do jednego miasta portowego, kupowali tam ten chleb, suszyli, trzymali po kilka tygodni, potem przed moim przyjazdem moczyli i podsuszali umiarkowanie, żeby dało się zjeść. Będą na każdym kroku wychodzić różnice kulturowe, różnice stylu i dlatego proszę was bardzo o tę mądrość Koheleta, której musimy się ciągle uczyć.
Trzecim studentem będzie Filipińczyk, który jest kandydatem do Zgromadzenia Księży Immakulatystów, mieszkającym na terenie parafii Lisia Góra.
Mam nadzieję, że ten kontakt różnych kultur będzie czynnikiem ubogacającym i nas samych będzie formował w świadomości, co to znaczy „brat w Chrystusie”, gdy ma on inny kolor skóry, mówi innym językiem i inne ma zwyczaje. Ich obecność będzie nam przypominać, że zmiany idą tak szybko, iż niektóre granice państw oddzielające problemy jeszcze wczoraj, dziś już nie są granicami.
Jest tyle jeszcze spraw, tyle zadań, tyle trosk, którymi będziemy się wspólnie dzielić w tym roku naszej formacji. Powierzmy je działaniu Ducha Świętego. Niech On ogarnie, oczyści, umocni swoją łaską i pozwoli nam odchodzić od tego, co prowincjonalne, jednokierunkowe, kapliczkowate a poprowadzi nas w stronę Wieczernika, stąd przy otwartych szeroko oknach widać ludy, ku którym mamy powędrować, którym mamy nieść Dobrą Nowinę i czuć powiew wichru, który sprawia, że nie jesteśmy sami wśród ewoluujących kultur i wśród tylu zjawisk, które mogą niepokoić. Niech On nas umacnia. Szczęść Boże.
opr. aw/aw