Jedną z dobrych metod na rozważanie Hymnu o miłości jest podstawianie pod słowem „miłość” swojego własnego imienia...
Trwają wiara, nadzieja, miłość, te trzy: z nich zaś największa jest miłość.
1 Kor 13,13
Duchu Święty, przyjdź!
Jezu, rozpoczynam z Twoją pomocą rozważanie tekstu biblijnego, który Kościół podaje na Czwartą Niedzielę Zwykłą.
Właściwie po wysłuchaniu dzisiejszego drugiego czytania nie trzeba nic dodawać. Wystarczy zachwycić się hymnem św. Pawła i każdy jego wers dokładnie przeanalizować.
Jedną z dobrych metod na rozważanie Hymnu o miłości jest podstawianie pod słowem „miłość” swojego własnego imienia. A więc „N. cierpliwy jest, łaskawy jest. N. nie zazdrości, nie szuka poklasku, nie unosi się pychą”, i tak dalej. Można wówczas stworzyć niejako rachunek sumienia, który rozlicza nas z tego, jak w swoim życiu realizujemy ideał miłości.
Realizować zaś ten ideał jest bardzo trudno, spotykamy się bowiem z wieloma osobami, które nie odnoszą się do nas z miłością. Chrystus uczy natomiast, by nie odpłacać „pięknym za nadobne”, ale mimo wszystko traktować go jako brata. Nie oznacza to absolutnie, byśmy mieli akceptować jego styl bycia i zachowanie. Jeżeli mamy tylko możliwość, należy próbować temu człowiekowi wytłumaczyć jego złe zachowanie. Wówczas, gdy on nadal się nie zmieni, możemy mieć już czyste sumienie. Tym bardziej nie możemy akceptować stanu rzeczy, gdy ktoś nas i inne osoby krzywdzi. Nie dość, że nie obdarza miłością, to „ofiarowuje nam” przemoc, agresję, nienawiść. Wówczas należy przedsięwziąć odpowiednie kroki w celu swojej obrony i obrony bliźnich.
Panie Jezu, przemyślę w tym tygodniu:
1. Przeczytam 1 Kor 13 podstawiając za słowo „miłość” swoje własne imię.
2. Jaki jest mój stosunek do tych, którzy nie traktują mnie z miłością?
3. Czy słowo „przebaczyć” jest dla mnie równoznaczne z „zapomnieć”?
opr. aś/aś