W poszukiwaniu recepty na życie

Autor z empatią i humorem prowokuje do refleksji (wstęp)

W poszukiwaniu recepty na życie

Ks. Paweł Prüfer

W POSZUKIWANIU RECEPTY NA ŻYCIE

Między codziennością a Ewangelią

ISBN: 978-83-7767-045-3
wyd.: Wydawnictwo WAM 2012

Spis wybranych fragmentów
Wstęp
Jestem dla siebie, ale jak?
Dusza i ciało — oby nic złego im się nie stało

Wstęp

Gonić za uciekającym zdarzeniem i złapać je w swoje ręce — to wydaje się dziś konieczne. „odnosisz sukces — znaczysz”. zaraz potem: „odniesiesz sukces — już teraz biegnij”. i jeszcze: „nie chce ci się biec albo biegniesz zbyt wolno, inni to zrobią, tyle że nie za ciebie”. Przedmioty takich haseł (jest ich już siedem miliardów) raczej to rozumieją. i przypuszczalnie — choć w wielkim stresie i z zapakowanym po brzegi plecakiem niepewności — pobiegną. Jednym jest łatwiej, bo mają wprawę w bieganiu. od lat to robią. Biegają, żeby zdążyć. chcą zdążyć na pociąg, chcą zdążyć za modą. Bycie poza burtą ich nie interesuje.

W poszukiwaniu recepty na życie

 źródło: photogenica.pl

Biegną więc za niezbędnikami godziwego poziomu codziennej egzystencji. Ozdabiają w pośpiechu ściany domów, biur, ośrodków szkoleniowych, szkół. Dbają o szczegóły własnego wyglądu. Gdy jest taka konieczność, spodnie zostają zaprasowane w kant. Innym razem oczywistością jest rozprasowanie kantów. Jeśli jednak i takie—rozprasowane—nie bardzo pasują, zamieniane są na dżinsy. Głos dopingu, by jeszcze bardziej przyspieszyć, jest słyszalny na zewnątrz, jest słyszalny i wewnątrz. inni oraz piętrzące się w środku ambicje — obie strony są wyjątkowo zgodne w przynaglającym dopingowaniu „człowieka w teatrze życia codzienności” (E. Goffman 2010). Ale dzieje się także coś zupełnie odwrotnego. Cóż takiego? Gdzie? Kiedy?

Jakoś dziwniej i chyba niezrozumiale jednak pobrzmiewa zachęta (przynaglenie) do działania odwrotnego: cofać się, aby schwytać ponownie lub po raz pierwszy to, co minęło. niezrozumienie tkwi głównie w poczuciu nieprzydatności, tym bardziej że cel jest mało wyraźny. Społeczność złożona jest z różnorodności. Istnieje realnie czy wirtualnie? W rzeczywistości czy wyobraźni? I tak, i tak — dał temu wyraz z właściwą sobie erudycją i wyjaśnił w pasjonującej książce o nieco złowieszczym tytule Społeczeństwo w stanie oblężenia socjolog zygmunt Bauman (Bauman 2006: 53-60). Człowiek sam w sobie to genialna mozaika rozbieganych i jednocześnie połączonych detali, ukonstytuowany logicznie cud istnienia. Pośród tych różnorodnych jednostek najbardziej widoczne są młode głowy — nasączone po brzegi odruchami kształtowanymi przez dorosłych, czyli tych, którzy, obyci ze światem, nie działają w pojedynkę, lecz korzystają także z instytucjonalnej machiny. Dorośli mają swój ambitny cel: nauczyć młodszych od siebie ludzkiego sposobu życia, wchodzenia do społeczeństwa, co nauki społeczne nazwą socjalizacją (Sztompka 2003: 390-393). Przy tym sporo jest narzekań iwięcej jeszcze oczekiwań. a przecież należałoby chyba pozwolić im pójść własną drogą. Najlepiej zupełnie autorską, bez powtarzania schematu i bez nakładania na twarz karnawałowej maski, znoszonej i przetartej, bo używanej przez wielu. Dziwne to trochę, bo dzisiaj łatwiej i taniej jest kupić nowe, niż poszukiwać w antykwariacie rzeczy wszelakich. Dziwne są tutaj instytucje obsługi i dziwne zabiegi sprzedawcy, który nie odrobił lekcji z marketingu i wywierania wpływu na ludzi. choć robert cialdini tak bardzo się starał, gdy ubierał w słowa myśli o tym, jak człowiek może wpływać na drugiego człowieka (Cialdini 2009).

Piotr Sztompka, znany i uznawany nie tylko przez czytelników zainteresowanych socjologią naukowiec, jako wybitny znawca dziedziny powtórzył to, co powtarzają równie wybitni i tylko od czasu do czasu parający się socjologią badacze: „socjologia to nowa nauka na bardzo stary temat” (Sztompka 2003: 18). Dopiero całkiem niedawno udało się uporządkować wedle reguł naukowej dyscypliny to, czym ludzie żyli od dawna. Nawet jeśli im nikt jeszcze tego nie mówił, przekonując o poprawności metodologicznej i słuszności w dobieraniu narzędzi badawczych, intuicyjnie przeczuwali, że lepiej jest razem niż w pojedynkę. i bardzo często — również raczej systematycznie — potwierdzenie znajdowali w praktyce codzienności łowieckiej, towarzyskiej, obronnej, artystycznej. czy wtedy, a tym bardziej teraz, tak samo logicznie i przekonująco mówił ktoś jednostce, zakochanej w społeczności wspólnotowej, jak ukształtować wzajemność odniesień, aby więcej szczęścia i więcej sensu było tam, gdzie chaos i niepewność mimowolnie dominują? a przy tym nie przekonując już z maczugą w ręku i płonącą pochodnią, ale mając w zamyśle i zastosowaniu logiczny wywód, argumentację, których należy użyć, by społeczność nie była tönisowską Gesellschaft, lecz stała się czymś w rodzaju tönisowskiej Gemeinschaft. Czym ona jest? Obecnością w bliskości, gdzie ludzie się znają, gdzie odczytują i rozumieją grymasy na twarzach innych, gdzie spotkaniu z innymi nie towarzyszy stres, bo ci inni są bliscy. Potwierdzi to także Georg Simmel, dla którego jednostki są bardziej widoczne z racji ich uchwytności, dostrzegalności, czego o społeczeństwie powiedzieć nie można (Simmel 2008: 61).

opr. ab/ab

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama

reklama