Przecedzanie komara

Trudności ze spowiedzią wynikają często z niewłaściwego podejścia do tego sakramentu. Na co powinniśmy zwracać uwagę, a co sobie darować?

Komunikat wydany przez Komisję ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów Konferencji Episkopatu Polski, która uznała za niesprawiedliwe sugerowanie, jakoby osoby przyjmujące Komunię na rękę automatycznie nie miały szacunku wobec Najświętszego Sakramentu, nieco uspokoił dyskusję. Sytuacja, jaka miała miejsce, pokazała jednak, że konieczna jest pogłębiona katecheza eucharystyczna.

To istotne przynajmniej z kilku powodów: przywykliśmy do myśli, że Polska jest krajem katolickim i wiarę wysysa się tu z mlekiem matki, przynależność do Kościoła jest oczywista. Dziś to już przeszłość. Musimy pogodzić się z faktem, że ludzie wierzący, żyjący na co dzień duchem Ewangelii (realnie, nie nominalnie) stanowią mniejszość. Większość, niezależnie od tego, czy zachowuje obojętne milczenie, domaga się „otwartości” (w której znajdzie się miejsce na wszelkie -izmy i „własne” prawdy), czy też staje na pozycjach wrogich wobec Chrystusa i Kościoła (traktując krzyk jako zagłuszacz sumienia sprzeciwiającego się wewnętrznej apostazji, która już dawno się dokonała), zaczyna decydować o aksjologii, dominantach świata wartości. Laicyzacji, która dziś przyspieszyła, nie da się pokonać instytucjonalnie, nie powstrzymają jej pisane zza biurek programy duszpasterskie. Może się to stać tylko poprzez żywe, codzienne świadectwo życia chrześcijan, innymi słowy: wypłynięcie „na głębię” - jak to żarliwie postulował św. Jan Paweł II na przełomie tysiącleci. Bez oglądania się na innych, obwiniania i stygmatyzowania. Wracamy zatem do początku...

Przecedzanie komara

Oczyszczenia w szczególny sposób domaga się nasz obraz Pana Boga. Wspomniana wyżej dyskusja pokazała, że współczesne wcielenia jansenizmu mają się całkiem dobrze. Jansenizm był ruchem religijno-społecznym powstałym w łonie Kościoła katolickiego we Francji w XVII w., zaś janseniści uważali, że Bóg udziela swej łaski tylko wybranym, pozostałych zaś potępia. Byli przeciwni częstemu przyjmowaniu Komunii św., twierdząc, że człowiek nie jest jej godzien, opowiadali się za rygoryzmem moralnym.

Efektem takiego spojrzenia na Pana Boga jest dziś choćby podejście skrupulanckie do sakramentu pokuty czy szukanie problemów tam, gdzie ich nie ma. Albo odwrotnie: całkowite pomijanie spraw, które problemem są, i to niemałym. „Przecedzacie komara, a połykacie wielbłąda!” - mówił Jezus do faryzeuszy i uczonych w Piśmie, którzy wielką wagę przypisywali pozorom, sprawom zewnętrznym, pomijając sprawiedliwość i miłość (por. Mt 23,1-36).

W minionych tygodniach dwa razy dostałem pytanie: „Proszę księdza, z czego mam się spowiadać? Bo takie zamieszanie wokół, tyle pytań, z którymi nie radzę sobie w sumieniu...”.

Odpowiem, choć nieco inaczej. Zacznijmy od tego:

Z czego się nie spowiadać?

Problem wpisuje się, choć zapewne w różnej skali, w cytowaną wyżej przestrogę Jezusa. Bywa, że z naszej świadomości (odpowiedzialności moralnej) całkowicie zostają wyeliminowane takie sprawy, jak zawziętość, życie w skłóceniu i nienawiści z innymi, infantylizm intelektualny w pojmowaniu spraw wiary, poprzestanie na minimalizmie w życiu na co dzień Ewangelią i akceptacja bycia „niewidzialnym chrześcijaninem”, tolerancja dla nieszczęsnego ale-katolicyzmu otwierającego furtki dla postawy, którą określa popularne porzekadło: „Panu Bogu świeczkę i diabłu ogarek”. Nie wspominamy o nich podczas spowiedzi, za to koncentrujemy się na rzeczach, które nie podlegają naszej odpowiedzialności moralnej, nie zależą od naszej woli. Dalej...

Nie spowiadamy się z grzechów cudzych

Bywa, że już w piątym zdaniu penitent/ka płynnie „przechodzi” na grzechy współmałżonka, domownika, koleżanki, brata, siostry itd. „Ja mam grzechy następujące [...], ale ona/on to jest taka niedobra/y!...”. I zaczyna się wyliczanka. Kiedyś spowiednik zapytał żonę, cyklicznie skarżącą się na swojego męża: „A gdy pobieraliście się, był wtedy dobry?”. „Tak!” - odparła pewnie żona. „No widzi pani, przy żonie się popsuł...”. Jeśli ktoś stał się gorszy przeze mnie, jeśli chroniłem kogoś, kto popełnił zło, mam obowiązek to wyznać na spowiedzi (tzw. grzech cudzy). Nie spowiadamy się z grzechów pokoleniowych (swego czasu moda na takie spowiedzi sporo namieszała). Jedyny grzech przekazywany z pokolenia na pokolenie to grzech pierworodny, który jest gładzony w momencie przyjęcia chrztu. Nie oznacza to jednak, że z pokolenia na pokolenie mogą przechodzić skutki grzechu (np. zszargane dobre imię, długi, zła opinia). Co jeszcze nie jest grzechem?

Wątpliwości, rozterki

...pokusy, rozproszenia na modlitwie, sny. Zazwyczaj przychodzą niezależnie od nas. Wątpię, więc jestem - głosi średniowieczna maksyma. „Kto szuka Cię, już znalazł Ciebie/Już Cię nie ma, komu Ciebie trzeba// Kto tęskni w niebo Twe, jest w niebie/Kto głodny go, je z Twego chleba” - pisał Leopold Staff inspirowany słowami św. Augustyna. Wszyscy jesteśmy kuszeni - pokusy ustają w dwóch sytuacjach: gdy diabeł ma nas w garści, jesteśmy mu całkowicie poddani, i wtedy, gdy będziemy w niebie - tam nie ma wstępu. „Kto walczy z pokusą, ma zasługę dla nieba” - zaznaczył autor rachunku sumienia w moim sfatygowanym pierwszokomunijnym modlitewniku. Pokusa, wątpliwości nie są grzechem, wszakże z jednym zastrzeżeniem: jeśli sami lekkomyślnie nie narażamy się na nie i nie prowokujemy ich.

Jesteśmy tylko ludźmi. Uklęknięcie do modlitwy, wejście do kościoła nie odcina nas automatycznie od świata, z którego przychodzimy, nie blokuje myśli, trosk, zmartwień, jakimi wypełniona jest głowa - bywa, że bardzo intensywnych, przebijających się przez słowa „zdrowasiek” czy teksty liturgii Mszy św. Co wtedy zrobić? Włączyć je w modlitwę, złożyć jako swój dziecięcy dar zawierzenia. To wystarczy. „Duch przychodzi z pomocą naszej słabości. Gdy bowiem nie umiemy się modlić tak, jak trzeba, sam Duch przyczynia się za nami w błaganiach, których nie można wyrazić słowami” - pisze św. Paweł (Rz 8,26).

A sny? „Sen mara, Bóg wiara”. To szczególna gra podświadomości z rzeczywistością, zapamiętanymi obrazami, intensywnie przeżywanymi wydarzeniami, pragnieniami.

Co jeszcze nie interesuje Pana Boga?

Grzechy już odpuszczone

Tylko On potrafi doskonale zapominać. Ważna spowiedź wymazuje je z Jego pamięci - nam jest trudniej, tym bardziej że często pozostają ich skutki w codziennym życiu. Niesiemy konsekwencje zdrad, zaniedbań, lekkomyślności. Spowiedź to nie wymazywanie negatywnych wspomnień, nie gumka do ścierania liter napisanych ołówkiem na kartce papieru. To spotkanie z Miłosiernym.

Sakrament pokuty nie zastępuje wizyty u psychoterapeuty - ksiądz, choć wiedza psychologiczna w jakimś ograniczonym stopniu nie jest mu obca - nie może wchodzić w kompetencje psychologa czy psychiatry. Często ktoś szuka pociechy, wskazówek w konfesjonale zamiast najpierw porozmawiać szczerze z mężem, żoną, dziećmi, poszukać przyczyn danego stanu rzeczy w sobie.

Co powinno nas jeszcze zaniepokoić?

Grzechy „dziecięce”

Nie ma sensu spowiadać się z picia alkoholu (wszystko jest dla ludzi, choć z umiarem), jeśli jest się dorosłym. Warto przemyśleć formułę swojej spowiedzi, jeśli zatrzymała się np. na dziecięcej terminologii (paciorek, bozia, brzydkie słowa) i dziecięcym, infantylnym sposobie postrzegania świata, innych i siebie. Bywa, że trzymamy się jej uporczywie, ponieważ chroni przed prawdą o sobie.

To wtedy najłatwiej „przecedzić komara”, zupełnie pomijając sprawy fundamentalne.

Echo Katolickie 42/2020

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama