Kierunek strategiczny

Cotygodniowy felieton z Gościa Niedzielnego (49/2000)

Siedzieliśmy przy plastikowych szklankach oczakowskiego piwa, w niewielkim namiocie, w połowie drogi między Dworcem Białoruskim a Instytutem Polskim w Moskwie. Przy stołach młodzi ludzie i ci całkiem młodzi, nie przyszli upić się ani rozrabiać, rozmawiają. W namiocie ciepło, szlagiery z płyt, na zmianę rosyjskie i angielskie. Atmosfera relaksu i bezpieczeństwa. Z moim towarzyszem podróży, Andrzejem, profesorem i krytykiem filmowym, zastanawiamy się, czy ktoś z tych sympatycznie wyglądających młodych ludzi trafi na filmowy wieczór do Instytutu Polskiego. Wieczorem w sali Instytutu przeważają ludzie dojrzali. To dobrze, że ci, którzy uczyli się polskiego na "Przekroju", aby czytać po polsku Hemingwaya i Eliota, pozostają wierni naszej kulturze. Dobrze, że Instytut Polski potrafi ich zatrzymać w kręgu swojego oddziaływania. Przydałyby się jednak imprezy, które przyciągną studentów, uczniów, pracującą młodzież. To nie sprawa prestiżu polskiej kultury. To główny kierunek strategiczny dyktowany racją stanu. Polsko-rosyjskie stosunki nie są złe, są fatalne. Decyduje o tym zaniedbanie wymiany, niedofinansowanie informacji i promocji, zasychanie więzi kulturowych, lekceważenie przez społeczeństwo - od szkół podstawowych po parlament i rząd. Szybkie podniesienie na wyższy stopień porozumienia stosunków politycznych jest nadzwyczaj trudne, wymaga dyplomatycznej biegłości, wiedzy, cierpliwości. Szybkie przyśpieszenie rozwoju handlu, wzajemnych inwestycji, kontaktów giełdowych to sprawa kosztownych działań promocyjnych. W porównaniu z tym intensyfikacja stosunków kulturowych to taniocha. Gdyby polskie wojsko zręcznie sprzedało trochę pustoszejących budynków koszarowych, parę nieruchomości - byłoby na dziesięć lat stypendiów, wyjazdów, wystaw, występów. A efekt obronny byłby cenniejszy niż eskadra najnowszych samolotów. Nie trzeba zaczynać od zera. Jest pionierska, wytrwała praca Jerzego Pomianowskiego, kiedyś tłumacza "Archipelagu Gułag", obecnie redaktora i wydawcy pisma "Nowaja Polsza". Jest siatka przyjacielskich i instytucjonalnych kontaktów. Most polsko-rosyjskiej więzi kulturalnej ma dość mocne przyczółki, trzeba jednak politycznej woli, dalekowzroczności i wyobraźni, aby dostrzec szanse i możliwości, aby bez rozrzutności, ale konsekwentnie rozbudowywać ten most. Istnieje nadzieja, ze nasz Instytut Polski w Moskwie wyprowadzi się z bunkrowatej ambasady i przeniesie do nowej, bardziej dostępnej siedziby w śródmieściu - remont domu w dobrym punkcie jest już zaawansowany. Być może wtedy okaże się, że potrafimy przyciągać moskiewską młodzież siłą naszych kulturalnych propozycji. Oczywiście bardziej potrzebny jest system polskich rządowych i prywatno-fundacyjnych stypendiów dających Rosjanom możliwości studiowania na polskich uczelniach artystycznych i na wydziałach humanistycznych naszych uniwersytetów. Musimy mieć w przyszłych elitach intelektualnych Rosji ludzi, którzy znają Polskę, przeżyli w niej parę lat młodości, nawiązali przyjaźnie, żeglowali po Śniardwach, opalali się w Łebie, znają gotyckie kościoły Torunia, czytają Herberta i Różewicza w oryginale, mają w domu płyty z nagraniami Góreckiego, Bacewiczówny, Penedreckiego i Anny Szałapak. Przez kilka dziesiątków lat w kontakty z Rosjanami wplatał się urzędowy element przymusu, zamiar manipulacji, rusyfikacji, ateizacji, indoktrynacji komunistycznej. Czas wyzbyć się uprzedzeń i złudzeń. "Przeciwciała", jakie wytworzył system obronny zbiorowej świadomości, są już szkodliwe. Kontakty z Iwanowem, Putinem i Gazpromem są konieczne. Nie łudźmy się jednak, że to są właśnie kontakty na najwyższym szczeblu.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama

reklama