Tolkien odbija światło, którym żył od dziecka. Jego natchnienie ma dobre źródło
Recenzja książki: Jim Ware, Znaleźć Boga w Hobbicie, Wydawnictwo św. Stanisława, 2012.
Sale kinowe zapełniają się teraz po brzegi. Wszystko to za sprawą filmu Hobbit: niezwykła podróż, w reżyserii Petera Jacksona. „Hobbit Bilbo Baggins wyrusza w niebezpieczną podroż, by wraz z czarodziejem Gandalfem i trzynastoma krasnoludami pokonać smoka Smauga” – opisują krótko film liczne strony internetowe, zachęcając do zobaczenia, bardzo dobrej, pierwszej części ekranizacji powieści J.R.R. Tolkiena.
Tymczasem Jim Ware sugeruje czytelnikom swojej książki, że w Hobbicie można znaleźć pośrednio odwołania do spraw Bożych. Wyjaśnia „po Bożemu” pewne elementy powieści. Po przeczytaniu książki Jima, film będzie oglądało się nieco inaczej… Jak? Zobaczycie sami. Być może również nieco „po Bożemu”? Co prawda, w Hobbicie nie doszukamy się bezpośredniego odwołania do chrześcijaństwa, jednak niewątpliwie katolicyzm J.R.R. Tolkiena wywarł znaczący wpływ na formowanie jego literackiej wyobraźni, która przelana na papier, dała z kolei podwaliny do rozbudzenia wyobraźni wśród niezliczonej rzeszy czytelników.
Sam Jim Ware pisze, że dzięki lekturom Tolkiena, czuje się bliżej łaski Bożej. Hobbit wywarł na nim mocne wrażenie: „Teraz wierzę, że Hobbit był częścią konstelacji różnych wpływów, które – działając razem – przygotowały mnie do głębszego i bardziej prawdziwego doświadczenia Bożej łaski – doświadczenia, które w przedziwny sposób rozkwitło w ciągu kilku miesięcy od mojego pierwszego spotkania z Tolkienem i Bilbem Bagginsem. Jest to jedno z moich najcenniejszych osobistych wspomnień (…). Ale doświadczenie to jest także czymś więcej – to za jego sprawą podjąłem próbę wskazania innym drogi do znalezienia Boga na stronach Hobbita” – pisze Jim i dodaje po chwili – „Gdzie jest światło, musi być także jego źródło, nawet jeśli pozostaje niewidzialne i ukryte”. Faktycznie, Ware dzieli się jak najpełniej swoim odkryciem Hobbita od głębszej strony. Próbuje nam wskazać, skąd może pochodzić owo światło, którego można doświadczyć, czytając Tolkiena. To nie jest ukryta alegoria Ewangelii, jakby niektórzy chcieli. J.R.R. Tolkien głosi pewną historię, która zaczęła się od jednego zdania: „W pewnej norze ziemnej mieszkał sobie pewien hobbit”. Tak, opowiada historię, powstałą w jego wyobraźni. Nie głosi kazań, czy też biblijnych przesłań. Jednak Ware twierdzi, że: „Choć celem Tolkiena nie było pouczenie czy głoszenie kazań, niewielu zaprzeczy, że jego historie zawierają bogactwo duchowych treści i obrazów transcendentnej prawdy. Przyczyna jest jasna. Na pewnym poziomie charakter artysty oraz jego światopogląd są ważniejsze niż jego cele czy intencje; jak zauważa mędrzec: „Jest on bowiem taki, jaki jest w swym sercu” (Prz 23,7), i ta rzeczywistość nieuchronnie przenika do jego dzieł. Innymi słowy: wartość teorii można sprawdzić tylko w praktyce. Najgłębsze przekonanie i wiara pisarza wyrażają się w jego opowieściach. Czego dokładnie dotyczą przekonania Tolkiena? Niektórych miłośników może zadziwić odkrycie jak prostolinijny był w tej kwestii: „Jestem chrześcicijaninem”. Jasno stawia tę sprawę (…)”.
Tolkien więc odbija światło, którym żył od dziecka. Jego natchnienie ma dobre źródło. Stąd jego twórczość naturalnie przeniknięta jest Bożą łaską. Tolkien miał bowiem świadomość od kogo ma zdolności – od jedynego, prawdziwego Stwórcy. Świadomość tego, kto jest prawdziwym Artystą, a kto Narzędziem. Swoje pisanie nazywał nawet „wtórnym stwarzaniem”. Tak, Hobbit choć nie jest ukrytą alegorią Ewangelii, to jest nią mimo wszystko przeniknięty. Dobra Nowina przenika Środziemie, nie dlatego, że są tu otwarte i jasne odniesienia do Pana Boga, czy też zbawienia. Ona przenika Śródziemie wówczas, gdy się tego czytelnik najmniej spodziewa. Wielka radość pojawia się w najmniej oczekiwanych chwilach. Ale czyż Ewangelia też w dużej mierze nie polega na tym, że odnajdujemy Boga w najmniej oczekiwanych przez nas miejscach? Odnajdujemy Go tam, gdzie On chce, abyśmy Go odnaleźli…?
Zagłębić się w lekturę książki Znaleźć Boga w Hobbicie na pewno warto! Jim rozpoczyna rozdziały cytatami z Hobbita, wiedzie nas ścieżkami świata hobbitów, a kończy krótką refleksją do przemyślenia. Ta książka może nas naprawdę bardzo ubogacić. A i zachęcić nas może do sięgnięcia także po inne powieści Tolkiena – nie tylko oglądania filmów (co również oczywiście jest warte uwagi), ale i do przeczytania książek tego niezwykłego, katolickiego pisarza.
opr. aś/aś