Artykuł z tygodnika Echo katolickie 30 (734)
Jest Pan znanym literaturoznawcą. Drukuje Pan swoje teksty w „Twórczości” i innych pismach literackich. Proszę powiedzieć, jaka jest kondycja współczesnej literatury polskiej?
Nie jest najgorsza. Literatura dziedziczy żywotność „w genach”, mimo ataków kultury obrazkowej wciąż pozostaje ważnym ogniwem życia intelektualnego na progu XXI wieku. Problemem jest raczej hierarchizacja jej dokonań. Jeżeli krytyka będzie potrafiła zachować funkcję samokontrolną, reagować na błędne apologie miernot literackich, jeżeli częściej będziemy polemizować na temat tego, co czytamy, to nie damy się omamić komercji i reklamie, która zmusza nas do obcowania z kiczem i mało ambitną literaturą popularną (np. twórczość Doroty Masłowskiej czy Janusza L. Wiśniewskiego). Mamy wielu znakomitych poetów, tzw. Starych Mistrzów — a przecież wciąż żywotnych — jak Tadeusz Różewicz, Wisława Szymborska i Julia Hartwig, i nieco młodszych: Stanisława Barańczaka, Krzysztofa Lisowskiego i Krzysztofa Karaska, wreszcie tych, którzy przyszli wraz z przełomem 1989 roku: Eugeniusza Tkaczyszyna-Dyckiego czy Andrzeja Sosnowskiego. Mamy wybitnych prozaików: Wiesława Myśliwskiego, Olgę Tokarczuk czy Piotra Szewca.
Jak Pan ocenia literaturę polską okresu 1939-1989?
Wymieniony okres ogarnia całe, trudne półwiecze dla twórców polskiej kultury, boleśnie doświadczonych wojną i politycznym zniewoleniem bądź przymusem emigracji. A jednak to czas bogaty w dzieła znamienite, które jak nigdy wcześniej w historii naszej literatury weszły tak znacząco w obieg ogólnoświatowy. Dość przypomnieć twórczość Witolda Gombrowicza, dramaturgię Sławomira Mrożka i Tadeusza Różewicza, poezję Miłosza i Szymborskiej oraz prozę Stanisława Lema i Gustawa Herlinga-Grudzińskiego. Nie sposób wymienić w tym miejscu wielu wartościowych dokonań istotnych także w wymiarze naszego rodzimego pisarstwa.
Ważną cezurą dla naszej literatury nie był rok 1939, lecz 1956, rozpoczynający czas dojrzałego polskiego modernizmu (rozumianego w szerokim wymiarze, a więc nie tylko jako okres Młodej Polski, także jako punkt wyjścia dla postmodernizmu), twórczo rozwijającego pomysły międzywojennej awangardy, która wcześniej nie została doceniona.
O jakich zjawiskach w literaturze polskiej po roku 1989 trzeba koniecznie pamiętać?
Niewątpliwie o twórczości wspomnianych przeze mnie Starych Mistrzów, a więc także o późnym Miłoszu i Herbercie. Z młodego pokolenia oprócz wcześniej przywołanych — ciekawą poezję prezentuje Marzanna Bogumiła Kielar (autorka m.in. „Sacra conversazione” i „Umbry”). Punktem odniesienia pozostaje oczywiście Marcin Świetlicki ze swoimi pierwszymi tomami wierszy („Zimne kraje”, „Schizma”) — jako wodzirej pokolenia tzw. barbarzyńców (brulionowców). Natomiast niepodważalną pozycję w obszarze prozy zajmuje dwoje autorów: Myśliwski i Tokarczuk, obok których wyróżniłbym Andrzeja Stasiuka, chociażby za „Opowieści galicyjskie”.
Ważną odmianą prozy są dzisiaj wspomnienia, które współcześnie uzyskały niemal rangę literatury pięknej. Godne polecenia byłyby w tym względzie książki Jarosława Abramowa-Newerlego (m. in. „Lwy mojego podwórka”) czy Juliana Kornhausera „Dom, sen i gry dziecięce”. Granica między faktografią a fikcją (a niekiedy mityzacją rzeczywistości) bywa we współczesnej prozie dość płynna. Chciałbym w tym miejscu zwrócić uwagę na literaturę tzw. małych ojczyzn (prywatnych ojczyzn), o której też sporo piszą współcześni badacze, jak np. Przemysław Czapliński. Obok interesujących utworów, tematycznie związanych z Gdańskiem, Pawła Huellego i Stefana Chwina („Hanemann”) warto wymienić powieści Aleksandra Jurewicza („Lida”) i Erwina Kruka („Kronika z Mazur”).
Proza Masłowskiej jest niewarta rozgłosu, jakiego jej przydano, manieryczna i artystycznie mało wartościowa. Nieciekawa pod względem koncepcyjnym, a epatowanie nowością tematu oraz inscenizacja niedoszłej polemiki z recenzentami nie są receptą na wielką lub chociażby średnią literaturę. „Vide” skandaliczność lub obsceniczność futurystów, współcześnie prowokacyjność książek Gretkowskiej czy też powieści Barbary Stanisławczyk „Dziewczyny”. Notabene twórczość ostatnich dwu pisarek uznaję za bardziej wartościową.
Jest Pan uważnym obserwatorem tzw. literatury regionalnej. Jacy są twórcy w naszym regionie?
Gdy czytamy informacje o wieczorach autorskich, odbywających się w miejscowych instytucjach kultury, wydaje się, że mamy do czynienia z istnym zagłębiem poetyckim. Jeśli natomiast zajrzymy do pism artystyczno-literackich o ogólnopolskim zasięgu, trudno tam znaleźć nazwiska np. siedleckich twórców lub chociażby informacje o ich dokonaniach. Wniosek z tego taki: nasi pisarze pozostają regionalnymi w negatywnym znaczeniu tego słowa, pozostają na marginesie twórczości, o której się w polskim świecie literackim dyskutuje. W związku z powyższym sugerowałbym odejście od samozachwytów nad sukcesami o wymiarze lokalnym. Nie każdy autor wydający tomik wierszy staje się automatycznie poetą. Należałoby młodzieży odradzać przedwczesne publikacje i zadbać, aby decyzje wydawnicze podejmowane były przez kompetentne gremia. W Siedlcach organizowane są liczne konkursy literackie, publikuje się książki sponsorowane przez instytucje samorządowe — niestety często bez konsultacji literaturoznawcami. A przecież pod bokiem jest polonistyka Akademii Podlaskiej, której potencjał w tym względzie jest prawie wcale niewykorzystany.
A pozytywne strony?
W obszarze życia literackiego ciekawą inicjatywą było wydawanie „Siedleckiego Nieregularnika Literackiego”, warto też odnotować studencki rocznik „Do źródeł”, afiliowany przy Instytucie Filologii Polskiej AP. Pisma tego typu powinny przekraczać granice regionalności, powinny włączać się w ogólnopolskie życie kulturalno-artystyczne. U nas pozostaje w miarę dobry poziom przygotowania młodych fascynatów do uczestnictwa kulturze, jest klub literacki „Ogród” prowadzony przez Eugeniusza Kasjanowicza i „Witraż” — grupa literacka, a w zasadzie szkółka poetycka, nad którą opiekę sprawuje Krzysztof Tomaszewski. Integruje też młodzież otwartą na sztukę Tadeusz Goc, organizując w kierowanym przez siebie klubie studenckim „PeHa” spotkania liryczno-muzyczne.
Jeśli chodzi o pisarzy: mamy dwóch uznanych w tym regionie poetów, o których wspomniałem przed chwilą. Kasjanowicz — zwany niekiedy „bardem swojego miasta” — ostatnio nie zaskakuje nowymi pomysłami czy choćby wierszami, podobnie jest z Tomaszewskim. Zresztą ich twórczość o dość skonwencjonalizowanej poetyce i tematyce wydaje się trochę nie na czasie z uwagi na słabe związki z problematyką współczesną, na co liryka XXI wieku jest z kolei mocno wyczulona.
Wspomnę poza tym o autorce książek wspomnieniowych Krystynie Rudnickiej („Szeherezady” i „A życie toczy się dalej...”) Niektóre z opowieści spisanych dość żywym językiem, a dotyczące losów kilku osób, sięgają wstecz aż po czas przed wybuchem II wojny światowej. Liryzm i faktografia współegzystują tu w harmonijnej formule. Książki wpisują się w popularny dziś nurt pamiętnikarski.
Mamy za to ciekawych młodych twórców...
Tak, jest ponadto młode pokolenie poetów, można powiedzieć raczkujących. Spośród tych po debiucie książkowym chciałbym wyróżnić trzech. Andrzeja Borkowskiego („Migracje do wewnątrz”), który w miniaturach lirycznych zamyka swoje metafizyczne impresje, wciąż poszukując odpowiedniego języka. Dawida Półrolniczaka („Niebieskie źdźbła”) — operującego metaforyzacją i epizacją zarazem, potrafiącego znakomicie konceptualizować detale. Wreszcie Grzegorza Przepiórkę („Aneks”) — mającego skłonności do dramaturgicznej struktury wiersza i szukania filozoficznej puenty. Jak dalej potoczy się ich rozwój artystyczny, trudno wyrokować, trzeba poczekać na kolejne publikacje i nasłuchiwać odgłosów ze świata. To co dobre powinno zostać zauważone i poza Siedlcami.
Na koniec tylko wzmianka o dość młodym prozaiku, jeszcze przed debiutem — Jacku Choromańskim. Ciekawe pomysły fabularne, wartka akcja to zalety jego opowiadań (np. „Narodziny kaznodziei”), jednakże mankamentem jest niedopracowana stylistyka, a niekiedy także i nieprzemyślana konstrukcja narratora.
Dziękuję za rozmowę.
opr. aw/aw