Po seansie Wolnych, tak jak reszta widowni, siedzimy z mężem w milczeniu – pisze Marta Karpińska. Nikt nie rwie się do wyjścia, wygląda na to, że każdy potrzebuje chwili, by ze świata, do którego zaprosili nas twórcy, znaleźć drogę do swojej rzeczywistości. O czym jest ten film? To dokument o życiu kontemplacyjnym.
Niewielki, ośmioosobowy zespół hiszpańskich twórców, z reżyserem Santosem Blanco na czele, otrzymał możliwość, jakiej nie miał nikt przedtem – dostał zaproszenie do dwunastu zamkniętych klasztorów, by towarzysząc mnichom i mniszkom w ich codzienności i słuchając ich świadectw, spróbować znaleźć odpowiedź na pytanie, dlaczego współcześnie tysiące ludzi decyduje się na życie za klauzurą, zostawiając za sobą świat pełen atrakcji i udogodnień. Filmowcy wykorzystali tę możliwość w pełni i powstał obraz o niezwykłej głębi przekazu i nieprzeciętnych walorach wizualnych. Przepiękny, a z racji prezentowanej treści w pewien sposób elitarny, wymagający wiary i wiedzy. 108 minut projekcji gwarantuje o wiele więcej czasu poświęconego później na refleksję.
Dlaczego
A zatem dlaczego mężczyźni i kobiety zamykają się w klasztorach? Jedna z mniszek tłumaczy, że nie jest to pomysł na „łatwą emeryturę”, jak podejrzewał jej brat. W świecie jest praca, ale tu jest jej jeszcze więcej – opowiada. Widzimy ją, jak przechodzi przez ogromne klasztorne pomieszczenie z miotłą w ręku. W innej scenie mnich na kolanach szoruje schody – szerokie i liczne – i wyjaśnia, że robi to dla braci najlepiej jak potrafi. Zakonnica tłumaczy, że za jej decyzją nie stała też chęć mieszkania w pięknym zakątku kraju, co gwarantuje położenie klasztoru, bo ona poza jego mury nie wychodzi.
Wśród mnichów i mniszek, których nie poznamy z imienia, są przeróżni ludzie. Prości i wykształceni, starsi i młodzi, pochodzący i z przeciętnych, i z zasobnych rodzin, o różnych osobowościach. Niektóre historie ich powołania ogromnie zaskakują. Bo jak mogłoby być inaczej, kiedy na zamknięcie w klasztorze decyduje się wzięty paryski malarz i architekt wnętrz albo matka sześciorga (dorosłych) dzieci, która „w świecie” malowała włosy na rudo i uwielbiała chodzić na obcasach? Dlaczego przystali na życie, w którym trzeba dostosować się do określonego rytmu dnia, dzielić je także z tymi trudniejszymi braćmi czy siostrami, w warunkach, którym daleko do luksusu? Są wolni, mogą odejść, gdyby chcieli, jak tłumaczy jeden z zakonników, ale zostają. Klasztor to miejsce sprzyjające rozwojowi życia wewnętrznego, a człowiek, który pochodzi od Boga i ku Niemu zmierza, jest istotą duchową i powinien mieć na względzie ten aspekt swojego jestestwa. Szukać odpowiedzi na pytanie, dlaczego tu jest i po co. Wielu ludzi, żyjąc w świecie pełnym hałasu i pośpiechu, nawet się tego nie domyśla, doświadczając zarazem ogromnej pustki oraz braku spełnienia.
Historie opowiedziane przez zakonników i zakonnice są szczere – nie ma w nich naiwności czy udawania, koloryzowania. Życie klauzurowe nie jest wolne od cierpienia i to w różnych jego odmianach. Jest tu też choroba i śmierć, są tacy, którzy się tej śmierci boją, i tacy, którzy jej wyglądają. Ale jest przede wszystkim to, co zagubił współczesny, wygodnicki świat – przyjmowanie w prawdzie i prostocie także trudnych, ale nieuchronnych aspektów ludzkiej egzystencji, bo w klasztorze nie choruje się i nie umiera samotnie. Szczerość jest ogromną siłą tego filmu. Twórcy nie starają się „poprawiać” sensu wypowiedzi swoich bohaterów, „tuszować” ich emocji. To, co słyszymy z ich ust, niekiedy zaskakuje, na ogół bardzo mocno rezonuje. Jeden z mnichów pytany przez rodzinę, czy jest w klasztorze szczęśliwy, odpowiada – Tak, ale moje szczęście ma kształt krzyża. Tłumaczy, że przecież dalej jest człowiekiem obdarzonym pięcioma zmysłami, a rezygnacja z założenia rodziny nie przyszła mu łatwo. Temat szczęścia jako owocu poświęcenia się Bogu pojawia się w wielu wypowiedziach. Byłam szczęśliwa w świecie, ale tu jestem szczęśliwsza – tłumaczy siostra – matka szóstki dzieci. A widz powoli zaczyna rozumieć dlaczego. Bóg, którego poszukują, sprawia, że stają się w pełni sobą. On nie zmienia ich charakterów, nie czyni z nich ani jakichś odrealnionych istot, ani maszyn, które na zmianę modlą się i pracują, tylko wydobywa głębię człowieczeństwa każdego z tych ludzi i szlifuje ją jak diament, żeby jaśniała – każda swoim indywidulanym, niepowtarzalnym blaskiem. Bohaterowie opowieści Blanco są dalej lub bliżej osiągnięcia swojej pełni oraz gotowości na spotkanie i życie ze Stwórcą. Taki jest cel ich egzystencji oraz każdego ludzkiego życia, tylko droga i środki do jego osiągnięcia różnią się w zależności od powołania.
Klasztor a świat
Mimo, a może właśnie dzięki panującej w klasztorach ciszy, która jest niezbędna, by Słowo wydało owoc we wnętrzu człowieka i aby rozwijała się jego zdolność do spotkania z Bogiem i słuchania Go, to, co zakonnicy i zakonnice mają do powiedzenia o relacjach, jest trafne i cenne dla każdego, również dla świeckich. Pomaga przełożyć akcent z rzeczy nieistotnych na ważne. Rozmowa zamiast sięgnięcia po telefon komórkowy, wysiłek włożony w bycie z drugim człowiekiem pomimo zmęczenia, obowiązki spełniane także wtedy, kiedy się nie ma na to ochoty, z miłości do Boga i bliskich, upraszczanie i oczyszczanie życia poprzez rezygnację ze zbędnych przedmiotów, zajęć i pragnień oraz uważność w obcowaniu z sobą samym, ludźmi i światem przyrody. Jedna z sióstr daje odpowiedź na pytanie, co to znaczy być dobrym człowiekiem: być jak kwiat, który ma zakwitnąć w miejscu, w którym zasadził go Bóg – to odpowiedź dla człowieka każdego stanu. Jakaż inna mogłaby być nasza rzeczywistość, gdybyśmy przyjęli zaproponowaną w filmie optykę. Świat przestałby być piekłem, gdyby ludzie żyli w perspektywie miłości do Boga i bliźniego.
Tu rodzi się pytanie o znaczenie klasztorów dla świata. To miejsca od niego odcięte, sporo w nich starszych osób, które ze względu na wiek i sposób życia nie znają jego nowinek. Jesteśmy bezużyteczni – mówi w filmie jedna z zakonnic, nauczycielka – przypominamy biosferę w mieście. Jest bezużyteczna, bezproduktywna, ale bez niej miasto się zadusi.
Zachwyt
Co mnie w tym filmie zaskoczyło? Ilość młodych ludzi, którzy zdecydowali się na życie w zamkniętym klasztorze. W końcu wyrośli i wykształcili się w Hiszpanii, której rządy od dziesięcioleci starają się, by nie stanowiła kraju sprzyjającego życiu religijnemu, a jednak głos Boga jest tam słyszalny i słuchany. Poruszyły mnie też – o czym wspominam wyżej – historie ludzi, którzy pozwolili się Panu wyprowadzić na głębię, mając za sobą młodość i, po ludzku patrząc, zostawiając tak wiele – rodzinę, społeczności, przyzwyczajenia i pasje, majątek.
Co mnie zachwyciło? Talent, warsztat i tytaniczna praca twórców, które złożyły się na oszałamiający efekt; zdjęcia Carlosa de la Rosy i montaż, za który odpowiadał Paulo García Seco. „Oskar za zdjęcia” – to były pierwsze słowa mojego męża po wyjściu z kina. Obraz jest wyjątkowo pięknie sfilmowany. Ileż to musiało zająć czasu i pracy! Zachwycające, przemyślane kadry. Zjawiskowa przyroda, która według bohaterów jest bardzo ważna dla poznania i spotkania jej Stwórcy. Ale i wspaniałe zdjęcia z klasztornych wnętrz, niezależnie od tego, czy to ogródek przy eremie z pelargoniami posadzonymi w puszkach, wypełnione światłem i cieniem krużganki, zagon tulipanów pod murem, czy ogromna, mroczna biblioteka. Filmowcy towarzyszą swoim bohaterom w ich pracy i modlitwie – mszy świętej odprawianej przez mnicha w celi, pracy przy ulach i przy stawach hodowlanych, w klasztornej kuchni, w adoracji i rekreacji. W przemyślany, konsekwentny i rzadki (pomimo prostoty koncepcji) sposób są też filmowani mnisi i mniszki podczas wywiadów. Obrazom towarzyszy wspaniała, dopełniająca dzieła muzyka Oscara M. Leanizbarrutii. Wolni – to taki film, który swoje wizualne piękno najpełniej ukazuje na dużym ekranie.
***
Po wyjściu z seansu pierwsze kroki kierujemy do pobliskiego parku. Piękno domaga się piękna, więc chcemy patrzeć na dorodne drzewa i porastające je ciemnozielone pnącza, na różane krzewy w rozkwicie i kosy skaczące po trawniku. Przypominamy sobie, że w jednym z pobliskich kościołów jest adoracja Najświętszego Sakramentu. Jedziemy. Głębia przyzywa głębię.
Źródło: Civitas Christiana 3/2024