My niszczymy słowa. Setkami, i to dzień w dzień

Różni ideolodzy okaleczają język, ale marksiści i neomarksiści są w tym mistrzami. Obok przekręcania znaczenia słów, mamy tworzenie nowych pojęć. Takim nowym pojęciem, dziś odmienianym na wszelkie sposoby, jest „homofobia”. Niby chodzi o nienawiść wobec osób homoseksualnych, ale tak naprawdę to homoseksualni ideolodzy decydują, tak jak im wygodnie, kto dopuścił się homofobii.

Jadąc do Jastrzębiej Góry przez Gdynię, zauważyłem baner z hasłem: „Lepiej mieć dwóch tatusiów, niż jednego homofoba”. Pośmialiśmy się z kolegą z tej ogłupiałej ideologii. Tyle że z drugiej strony tego rodzaju propaganda jest czymś bardzo szkodliwym, a szybkość jej rozprzestrzeniania się powinna zasmucać i zatrważać.

Przez świat przetacza się diaboliczne negowanie porządku stworzenia. Kwintesencją tego porządku jest zdanie: „Stworzył Bóg człowieka na obraz swój […] – stworzył mężczyznę i niewiastę” (Rdz 1,27). Zespół „Arka Noego” wyraził tę fundamentalną prawdę w piosence: „Sanki są w zimie, rower jest w lato / Mama to nie jest to samo co Tato”. Dziś modne ideologie głoszą, że trzeba odejść od rozróżniania matki i ojca, i że lepiej, bardziej inkluzywnie, jest mówić np. rodzic 1 i rodzic 2. „Dwóch tatusiów” też jest postępowe, ale w takim przypadku dziecko mogłoby zadać niewygodne pytanie: „Dlaczego inne dzieci mają mamę, a ja nie?”. W przypadku „dwóch mamuś” mogłoby paść pytanie o tatusia. W tej sytuacji nie zdziwię się, jak zobaczę baner z napisem: Lepiej mieć rodzica 1 i rodzica 2, niż homofobicznych ojca i matkę.

W całym tym genderowo-lgbt-owskim odlocie mamy do czynienia z okaleczaniem języka, odwracaniem i przekręcaniem znaczenia słów. Różni ideolodzy okaleczają język, ale marksiści i neomarksiści są w tym mistrzami. W powieści „Rok 1984” Orwella, czytamy o sloganach jedynie słusznej partii: „Wojna to pokój”, „Wolność to niewola”, „Ignorancja to siła”. A funkcjonariusz Ministerstwa Prawdy tak opisuje, na czym polega tworzenie nowomowy: „My niszczymy słowa. Setkami, i to dzień w dzień. Redukujemy język, plewimy z niego wszystko, co zbędne”. W powieści czytamy też, że „co stanowiło prawdę teraz, stanowiło prawdę od zawsze i wiecznie”. W tym zdaniu nie chodzi jednak o to, że jeśli coś jest prawdą, to było prawdą w przeszłości i będzie prawdą w przyszłości. Wręcz przeciwnie! Chodzi o to, że prawdą jest to, co mówimy teraz, a jeśli w przeszłości mówiliśmy, co innego, to tym gorzej dla przeszłości. „Zasada była dziecinnie prosta – czytamy. Wymagała jedynie ciągłych zwycięstw nad własną pamięcią. Nazywano to «regulacją faktów», a w nowomowie «dwójmyśleniem»”. Takim „zwycięstwem na własną pamięcią” było niewątpliwie opowiadanie z przekonaniem, że przywódcy obecnej władzy w Polsce zawsze przestrzegali przed Putinem, a ci, co rzeczywiście przestrzegali, to z Putinem współpracowali.

Obok przekręcania znaczenia słów, mamy tworzenie nowych pojęć, które nie służą nazywaniu, opisywaniu rzeczywistości, ale oskarżaniu innych o najgorsze rzeczy. Takim nowym pojęciem, dziś odmienianym na wszelkie sposoby, jest „homofobia”. Niby chodzi o nienawiść wobec osób homoseksualnych, ale tak naprawdę to homoseksualni ideolodzy decydują, tak jak im wygodnie, kto dopuścił się homofobii. Mamy tu do czynienia z następującym mechanizmem: 1. wymyślamy pojęcie „homofobii”; 2. wbijamy do głów, że bycie homofobem, to coś strasznego, godnego zdecydowanego potępienia i kary; 3. z oponentami, którzy nie zgadzają się z postulatami gender/LGBT, nie dyskutujemy na argumenty, ale oznajmiamy z oburzeniem, że to homofoby, a zatem ludzie, którzy sami wykluczają się z życia społecznego. Łatka „homofobia” załatwia sprawę. Analogiczny mechanizm pojawia się niekiedy w dyskusjach o antysemityzmie. Napisałeś tekst, w którym wykazujesz, że jakiś autor obwiniający Polaków o mordowanie Żydów mija się kompletnie z faktami? Nie ma co z tobą dyskutować, bo jesteś antysemitą!

Za starej komuny i wcześniej, za rewolucji francuskiej, używano często wyrażenia „wróg ludu”. Z przeciwnikami rewolucyjnej władzy się nie dyskutowało. Wystarczyło zaliczyć ich do „wrogów ludu”. Bo przecież atak na „ludową” władze, to atak na lud. Ba! Brak entuzjazmu wobec władzy, był brakiem szacunku dla ludu, co już zasługiwało na surową karę. „Wrogowie ludu” zapełniali więzienia, łagry. Dziś „wróg ludu”, to m.in. „homofob”.

Wyobraźmy sobie, że Kościół katolicki wymyśla słowo „katofobia” i używa go w swoich oficjalnych tekstach, by wskazywać na „ciężkie grzechy nienawiści wobec wierzących w Chrystusa i Jego Kościół”. A z ludźmi, którzy krytykują Kościół, w ogóle się nie próbuje rozmawiać, tylko nazywa się ich z najwyższym oburzeniem „katofobami” i domaga kary za „mowę nienawiści”. Taką postawę należałoby uznać za tchórzliwą, obłudną i nikczemną. OK. Ale w przypadku neomarksistowskich ideologii używających słowa-wytrychu „homofobia”, nie mówi się, że to obłudne i nikczemne… Choć takie właśnie jest!

« 1 »

reklama

reklama

reklama

reklama