Cotygodniowy komentarz z "Przewodnika Katolickiego" (35/2002)
W ubiegłym tygodniu nie milkły komentarze po zakończonej kolejnej pielgrzymce Jana Pawła II do naszego kraju. Ale obok tych arcyważnych treści i spraw poruszanych przez Niestrudzonego Pielgrzyma warto zwrócić uwagę na przesłanie pozostawione nam jakoby mimochodem, na marginesie oficjalnych wystąpień. Oto w czasie tego narodowego świętowania, gdy tysiące ludzi krzątało się, by zabezpieczyć techniczną stronę tego gigantycznego przedsięwzięcia, gdy setki oficjalnych gości wycierało spocone ręce, oczekując na uściśnięcie dłoni Piotrowej, gdy miliony trwały przed telewizorami złaknieni kolejnej porcji wrażeń... Jan Paweł II po prostu zamilkł i na kilkadziesiąt (!) minut zanurzył się w modlitwę. I krzyczała ta cisza w Katedrze Wawelskiej i w Sanktuarium w Kalwarii, ale przede wszystkim w milionach polskich domów „była chwila ciszy i powietrze stało, jakby z trwogi oniemiało”. Cały przemysł telewizyjny opiera się na tym, że człowiek pragnie coraz to nowych wrażeń, a gdy napięcie sięga zenitu, rozładowuje je reklama „najlepszego proszku” i znowu od początku. Nawet relacje z tej pielgrzymki były wspaniale przygotowane według zasad sztuki telewizyjnej: obrazy z różnych kamer, komentarze, teledyski — na ekranie musi się coś dziać. A tutaj nagle... zbolała twarz schorowanego człowieka, który rozmawia z Bogiem... i przemówiła cisza. Nieraz może zastanawiamy się, skąd u Papieża tyle entuzjazmu i woli działania? Przecież my często wobec mniejszych przeciwności zastanawiamy się, czy to ma sens?
Cierpiący Papież wrócił do swych obowiązków; my zostaliśmy z naszym telewizorem. A może ta pielgrzymka była i po to, byśmy nauczyli się, zamiast bezmyślnej konsumpcji wrażeń, „włączać” ciszę i w niej odkrywać sens życia?
Autor jest wykładowcą filozofii Wydziału Teologicznego UAM w Poznaniu
opr. mg/mg