Mieszko był pierwszym władcą naszego kraju, który został chrześcijaninem. I wolno się domyślać, że razem z nim przyjęło chrzest szereg ważnych wtedy dla naszego kraju osobistości. Owszem, tamto wydarzenie z 14 kwietnia 966 roku zapoczątkowało stopniową chrystianizację kraju. Ale przecież – ja tego nie twierdzę, ja tylko stawiam problem – nie Polska została wtedy ochrzczona, tylko jej władca – pisze o. Jacek Salij OP.
Tysiąc pięćdziesiąt osiem lat temu książę Polan, Mieszko I, został ochrzczony. Zapewne do chrztu przystąpiła wówczas również jakaś grupa jego urzędników oraz drużynników. Od roku Mieszko był już żonaty z czeską księżniczką Dobrawą i chociaż do przyjęcia chrztu Mieszko w umowie przedślubnej się nie zobowiązywał, to źródła podkreślają, że Dobrawa do podjęcia tej decyzji jednak istotnie się przyczyniła.
Niechętna Kościołowi i chrześcijaństwu mentalność próbuje nas przekonać – i taka interpretacja, niestety, bywa narzucana polskiej młodzieży w szkolnych programach – jakoby książę Mieszko przyjął chrzest w wyniku kalkulacji czysto politycznej. Otóż warto wiedzieć, że tezę tę stanowczo dezawuuje Philip Earl Steele, uczony amerykański i wcale nie katolik. Jego książka pt. „Nawrócenie i chrzest Mieszka I” została wydana w Bibliotece Frondy. Steele podaje poważne argumenty, przemawiające za tym, że do przyjęcia chrztu skłoniły księcia również powody ściśle religijne.
W niniejszym felietonie podejmijmy jednak inny problem.
Zapytajmy mianowicie, czy to nie przesada chrzest Mieszka I nazywać chrztem Polski? Owszem, Mieszko był pierwszym władcą naszego kraju, który został chrześcijaninem. I wolno się domyślać, że razem z nim przyjęło chrzest szereg ważnych wtedy dla naszego kraju osobistości. Owszem, tamto wydarzenie z 14 kwietnia 966 roku zapoczątkowało stopniową chrystianizację kraju. Ale przecież – ja tego nie twierdzę, ja tylko stawiam problem – nie Polska została wtedy ochrzczona, tylko jej władca. Sakramentów nie udziela się przecież wspólnotom ani społecznościom, ale konkretnym osobom.
Mediewiści badający początki państwa polskiego zwracają uwagę na to, że przyjmując chrzest, Mieszko otworzył swoje państwo dla cywilizacji łacińskiej. Archeologowie udowodnili, że wkrótce potem w różnych ważnych dla kraju ośrodkach pojawiły się nieznane tu wcześniej kamienne kościoły. Znajomość pisma rozwija się do tego stopnia, że już w stosunkowo niedalekiej przyszłości zacznie się gromadzenie książek, a lista ksiąg odnotowanych w najstarszym polskim katalogu bibliotecznym z 1110 roku jest więcej niż imponująca.
Odpowiedzi na pytanie, na czym polegał chrzest Polski, szukajmy jednak gdzie indziej. Wspomóżmy się tu uwagą apostoła Pawła, że „ochrzciłem dom Stefanasa” (1 Kor 1,16). Otóż Polska została ochrzczona mniej więcej w takim sensie, w jakim Paweł ochrzcił dom Stefanasa. Przecież stało się wówczas coś więcej niż to, że przyjęli chrzest kolejni mieszkańcy tego domu – atmosfera wiary stała się w tym domu faktem społecznym, ważnym wymiarem ich życia.
Coś podobnego, począwszy od roku 966, działo się z państwem Mieszka I. Wiary nie da się przyjąć ani wyznawać tylko na użytek prywatny.
Wiara chrześcijańska ma to do siebie, że rozgląda się za współwyznawcami i chciałaby wraz z nimi doświadczać swojej prawdy, a przede wszystkim gromadzić się na wspólnej modlitwie. Zapewne powoli, ale coraz więcej wiara zaczęła wchodzić w myśli i wyobraźnię, w czas i przestrzeń kraju Polan. Jedni więcej, drudzy mniej, uczyli się przestrzegać zasady, że ani jeden dzień nie powinien im minąć bez modlitwy. Nasi praprzodkowie uczyli się modlitwy Ojcze nasz oraz Dziesięciorga Przykazań, zaczęli dzielić czas na tygodnie oraz w każdym tygodniu wyróżniać jeden dzień święty, dzień odpoczynku i Eucharystii, toteż przybywało kościołów. Na zamkach, a z czasem i w zwyczajnych domach zaczęły pojawiać się święte obrazy. Gołym okiem było widać, że Polska została ochrzczona!
Sześćdziesiąt lat temu miały u nas miejsce liczne i bardzo uroczyste obchody tysiąclecia chrztu Polski. Błogosławiony prymas Wyszyński, który zainicjował te uroczystości i był ich głównym konstruktorem, umiał wtedy podkreślać, że orędzie misyjne Chrystusa Pana odnosiło się właśnie do narodów. „Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody – to Jego pożegnalne słowa przed odejściem do Domu swojego Ojca – udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego” (Mt 28,19). W czasach, kiedy ekipa Gomułki otwarcie i konsekwentnie okazywała Kościołowi swoją wrogość, było to bardzo potrzebne przypomnienie.
O tę prawdę, że Polacy są narodem ochrzczonym, wielki Prymas upominał się niekiedy bardzo mocno.
„Dlatego nie jest zdrową ani dobrą rzeczą – wołał kiedyś z jasnogórskiego szczytu – rozszczepiać w Narodzie więź wiary przez niewiarę, ateizm i zaprogramowaną akcję bezbożniczą. W pierwszym rzucie może to być zniewolniczenie przez niewiarę dusz obywateli, ale później będzie rzutować boleśnie i rozkładająco na Naród, który straci istniejącą obok więzi historycznej niezwykle potężną i mocną, zbawczą i błogosławioną więź religijną”.
Kiedy wiele lat później Jan Paweł II zwracał się do Ormian z okazji 1700 lat chrztu ich narodu, w jego słowach bez trudu rozpoznamy wpływ myśli naszego wielkiego Prymasa: „Z chrztem wspólnoty ormiańskiej rodzi się nowa tożsamość narodu, która stanie się częścią konstytutywną i nieodłączną tego, co będzie stanowić o samej ormiańskości. Od tej chwili nie będzie już można myśleć, że wśród elementów tej identyczności, może zabraknąć wiary w Chrystusa jako składnika istotnego”.
Warto wiedzieć, że słowa swojego wielkiego poprzednika przypomniał papież Franciszek, kiedy 24 czerwca 2016 r. został zaproszony do katedry w Eczmiadzynie.