Nasza wolność moralna wtedy jest prawdziwa, kiedy zakorzeniona jest w rzeczywistości naszego człowieczeństwa. „Wolność polega na kontrolowaniu i władaniu instynktami, nie zaś na ich zaspokajaniu" – pisał w ostatniej swojej powieści Kazimierz Brandys. „Natura we mnie, jeśli jej nie otamuję, powiększy moją zależność i moją niewolę" – zwraca uwagę felietonista Opoki o. Jacek Salij OP.
Kiedy 4 czerwca 1991 r. Jan Paweł II, objaśniając przykazanie „Nie zabijaj”, podjął temat prawa dzieci poczętych do życia. W pewnym momencie przerwał odczytywanie przygotowanego tekstu i prosto z serca zaczął mówić o „fikcji wolności, która rzekomo człowieka wyzwala, a właściwie go zniewala i znieprawia".
Każdy człowiek, jeśli od czasu do czasu stara się spojrzeć krytycznie na samego siebie, wie, niestety również z własnego doświadczenia, co to jest fikcja wolności. Polega ona na tym, że postępuję tak, jak chcę, i robię to, na co mam ochotę, ale nie płynie to ze mnie autentycznie, bo ja nie jestem panem samego siebie, tylko rządzą mną jakieś nałogi, namiętności, lęki itp.
Czy fikcja wolności może uwieść całe społeczeństwa? Niels Bohr zwrócił kiedyś młodemu Heisenbergowi uwagę na to, że entuzjazm, z jakim społeczeństwo niemieckie przyjęło wybuch I wojny światowej, był zdumiewającym przykładem braku nawet elementarnej wolności przy jednoczesnym poczuciu wolności najwyższej. Poszczególni ludzie ulegali tej złudzie, tak jak drzewa ulegają idącemu przez las pożarowi: ogarniający ich duch stada paraliżował ich zdolność do samodzielnego sądu i do własnego wyboru, a jednocześnie wydawało się im, że nigdy dotąd nie podejmowali wyborów tak całkowicie wolnych.
Weźmy jeszcze inny przykład fałszywego poczucia wolności. U siebie tego raczej nie potrafimy zauważyć, ale spróbujmy zauważyć to przynajmniej u innych: Jakżeż często jak z taśmy magnetofonowej powtarzamy obiegowe i nieprzemyślane opinie albo niby jakiś nakręcony mechanizm odtwarzamy jakieś stereotypowe zachowanie – a jednocześnie mamy poczucie, że właśnie dzięki tym opiniom i zachowaniom jesteśmy ludźmi myślącymi i wolnymi a właściwie to nawet oryginalnymi i gruntownie niezależnymi!
Wszystkie przykłady fikcyjnej wolności mają jedną cechę wspólną: wolności pozornej zawsze towarzyszy jakieś obniżenie poczucia realizmu, aż do zadawania gwałtu rzeczywistości włącznie.
Zobaczmy to na przykładzie nie tak znów surrealistycznym, jakby się na pierwszy rzut oka mogło wydawać, mianowicie na przykładzie fikcyjnej wolności w nauce. Autentyczna wolność nauki polega na tym, że badaczowi nie utrudnia się, ale raczej ułatwia dostęp do przedmiotu badań oraz możliwość publikowania wyników tych badań. Wolność nauki nie daje jednak uczonemu prawa do przeinaczania prawdy, jest on zobowiązany do skrupulatnego posłuszeństwa wobec badanej przez siebie rzeczywistości. Może się on pomylić, ale nie wolno mu kłamać świadomie, bo całym sensem wolności nauki jest jej ukierunkowanie ku prawdzie.
Zatem Trofim Łysenko był raczej szkodnikiem, który udawał uczonego, niż uczonym, który w swoich poszukiwaniach pobłądził. Podobnie czeski mediewista, który z nadzwyczajną finezją podrobił Rękopis królodworski i przedstawił go jako autentyczne znalezisko, dopuścił się występku, którego nawet najliberalniej interpretowana zasada wolności nauki nie mogłaby usprawiedliwić.
Jeśli zaś idzie o wolność moralną: Owszem, może się zdarzyć, że w naszym sumieniu błędnie rozpoznamy jakąś sytuację lub jakiś problem moralny. Ale nie jest tak, żeby komukolwiek z nas wolno było na temat dobra i zła sądzić, co mu się żywnie podoba. Z jednej bowiem strony wolność moralna jest czymś aż tak istotnym, że nie potrafimy wykonać nawet jednego czynu autentycznie dobrego inaczej niż w sposób wolny. Ale z drugiej strony zasady dobra i zła są wcześniejsze od nas, do nas należy tylko ich rozpoznawanie oraz realizacja.
Inaczej mówiąc, nasza wolność moralna wtedy jest prawdziwa, kiedy zakorzeniona jest w rzeczywistości naszego człowieczeństwa. „Wolność polega na kontrolowaniu i władaniu instynktami, nie zaś na ich zaspokajaniu – pisał w ostatniej swojej powieści Kazimierz Brandys. – Natura we mnie, jeśli jej nie otamuję, powiększy moją zależność i moją niewolę".
Rzecz jasna, nie jest to żadne ograniczenie wolności, tylko na tym polega jej zakorzenienie w rzeczywistości – podobnie jak powinność posłuszeństwa wobec przedmiotu badań nie ogranicza przecież wolności badań naukowych, tylko stanowi cały jej sens.
Tego realizmu ludzkiej wolności św. Jan Paweł II bronił poprzez niestrudzone przypominanie, że tylko w przestrzeni prawa moralnego możemy być ludźmi prawdziwie wolnymi. Zapomnienie o tej elementarnej prawdzie stanowi jedno z podstawowych źródeł kryzysu współczesnej cywilizacji. „Nie ma prawdziwej wolności w społeczeństwie permisywnym – pisał w orędziu pokojowym z l stycznia 1981 – które myli wolność z zezwalaniem na jakikolwiek wybór, i które głosi w imię wolności pewien rodzaj powszechnej amoralności. Pogląd, że człowiek jest wolny w organizowaniu swego życia bez odwoływania się do wartości moralnych, i że nie jest zadaniem społeczeństwa zapewnienie ochrony i rozwoju wartości etycznych, jest wypaczeniem wolności".
Kto szuka wolności łatwej, znajdzie tylko taką – kontynuował nasz wielki rodak swój wykład na ten temat – która „jest niczym innym, jak tylko przystosowaniem się do wielorakiego przymusu: do przymusu zmysłów i instynktów, do przymusu sytuacji, do przymusu wywieranego przez środki przekazu, do przymusu obiegowych schematów myślenia, wartościowania, postępowania, w których zagłusza się podstawowe pytanie o to, czy postępowanie takie jest dobre, czy złe, godne czy niegodne".
Niestety, całe społeczeństwo może niemal zapomnieć o wolności autentycznej i zadowalać się fikcją wolności. A przecież wolność nie polega na tym, by nie mieć Boga ni Pana, lecz na tym, by nie mieć innego pana nad Boga, który wyzwala. Bo Bóg jest jedyną osłoną człowieka przed tyranią człowieka.