Waszym obowiązkiem jest dopilnowanie, by dana osoba przyjęła ostatnie sakramenty i, jeśli ją naprawdę kochacie, módlcie się, by jak najszybciej wydostała się z ognia czyśćcowego. Msza Święta odprawiona raz w roku, to doprawdy okrucieństwo! – uczył św. Jan Maria Vianney. Zalecenia świętych przypomina ks. prof. Robert Skrzypczak.
Pewna kobieta zapadła w żałobę po tym, jak jej mąż popełnił samobójstwo, ona zaś zamartwiała się sprawą jego zbawienia. Aby pomóc jej pokonać rozpacz, lekarze poradzili jej udanie się w podróż. Podczas podróży siedziała obok księdza Guillaumeta, przysłuchując się w milczeniu, jak tamten z wielkim podziwem opowiadał o parafii w Ars i jej dzielnym proboszczu. Po wyjściu z pociągu na stacji Villefranche, poprosiła księdza, by ją zabrał ze sobą do wspomnianej parafii. Gdy przybyli do Ars, ks. Vianney, ubrany w komżę, przeciskał się przez tłum, wyraźnie zdążając w stronę kobiety, która na jego widok, za przykładem innych pielgrzymów, uklękła. Święty schylił się do jej ucha i wyszeptał: „Jest zbawiony”. Kobieta aż podskoczyła, a Vianney powtórzył: „Jest bezpieczny”. Zareagowała na to gestem niedowierzania, na co święty kapłan, wymawiając wyraźnie każde słowo, dodał:
„Mówię ci, że jest zbawiony, jest w czyśćcu i musimy się za niego modlić. Między poręczą mostu, a taflą wodą miał wystarczająco dużo czasu, by wzbudzić w sobie akt skruchy. Najświętsza Maryja Panna wyjednała mu tę łaskę. Pamiętasz, jak przez cały maj w waszej sypialni modliłaś się do Niej? A twój małżonek, chociaż uchodził za niewierzącego, przyłączał się od czasu do czasu do modlitwy razem z tobą. I to przyniosło mu przebaczenie”.
Ksiądz Guillaumet nie mógł niczego pojąć z tej rozmowy, dopiero następnego dnia przekonał się jak cudownym światłem dysponował sługa Boży. Kobieta spędziła całą noc na modlitwie, po czym nazajutrz jej twarz była odmieniona, jej duszę zaś wypełniał głęboki pokój. Przed opuszczeniem Ars podziękowała księdzu Guillaumetowi wyjaśniając mu całą sprawę: „Lekarze poradzili mi podróż, by odwrócić moją uwagę od potwornej rozpaczy, w którą popadłam po tragicznej śmierci mojego męża, który był człowiekiem niewierzącym, ja zaś ze wszystkich sił usiłowałam doprowadzić go do wiary. Niestety utonął, odbierając sobie w ten sposób życie. Nie mogłam pogodzić się z myślą, że będzie potępiony i więcej go już nie zobaczę. Słyszał ksiądz wyraźnie, co wczoraj tutaj usłyszałam: Jest zbawiony! Zatem odnajdziemy się kiedyś w niebie. Znalazłam uzdrowienie”.
Przy innej okazji św. Jan Vianney, przedstawiając sytuację ludzi zmarłych, mówił: „Czy zastanawialiście się, ilu ludzi idzie wprost do nieba? Nieliczni. Wielu natomiast trafia do piekła”. I wyjaśniał:
„Gdy człowiek umiera, nie idzie od razu do nieba, chyba że był świętym na ziemi. W związku z tym wyrządzamy wielką krzywdę naszym bliskim, jeśli się za nich nie modlimy. Łatwo opowiadać – jak to czynią modernistyczni księża – że nasi krewni przebywają w niebie. Nie, jeśli byli katolikami i przed śmiercią zdołali się wyspowiadać, trafiają do czyśćca. Waszym obowiązkiem jest dopilnowanie, by dana osoba przyjęła ostatnie sakramenty i, jeśli ją naprawdę kochacie, módlcie się, by jak najszybciej wydostała się z ognia czyśćcowego. Msza Święta odprawiona raz w roku, to doprawdy okrucieństwo! Raz w miesiącu, niewiele zmienia. Pomyśl, jak byś chciał, żeby ludzie modlili się za ciebie. Jedna sekunda spędzona w czyśćcu wydaje się, jakby trwała przez całe lata. Módlcie się i odprawiajcie wiele Mszy św. za swoich bliskich. Nikt nie dostanie się do nieba, jeśli nie będzie całkiem czysty.
Chcę was zapewnić, że cierpią oni w czyśćcu, płaczą i usilnie błagają o pomoc w postaci waszych modlitw i dobrych uczynków. Nieraz jakbym słyszał ich wołanie spośród ognia: «Powiedzcie naszym bliskim, naszym dzieciom, wszystkim naszym krewnym, jak wielkiego tutaj doznajemy cierpienia. Do stóp się rzucamy, by błagać o pomoc w postaci ich modlitw. Powiadom ich o tym, że odkąd żeśmy się rozstali, przebywamy tutaj pośród płomieni»”.
„Bóg jest ogniem rozpalającym ludzkie serce i wnętrze – wyjaśniał tę kwestię rosyjski święty Serafin z Sarowa. – Jeśli więc w sercach naszych czujemy chłód pochodzący od diabła – ponieważ diabeł jest przeraźliwie zimny – wołajmy do Pana. Przyjdzie, by ogrzać nasze serca doskonałą miłością skierowaną do Niego i do naszych bliźnich, a chłód tego, kto odpychał od siebie dobro, wnet ustąpi przed żarem Jego kochającego oblicza”.
Czego więc oczekuje od nas Bóg? Na to pytanie w taki sposób odpowiedział współczesny pustelnik Paisjusz Hagioryta: „Bóg chce, by nasza dobra wola, jak i nasze pozytywne odruchy, wyrażały się w szlachetnym postępowaniu. Chce też, byśmy przyznali się do własnych grzechów. Bowiem wszystko inne pochodzi z Jego dobroci. Do życia duchowego nie potrzebujemy bicepsów. Wystarczy, byśmy pracowali z pokorą, prosili Boga o miłosierdzie i dziękowali Mu za wszystko. Boży plan wypełnia się w człowieku, który zamiast skupiać się na własnych ambicjach, bez reszty powierza się Bożemu prowadzeniu. Im mocniej skupia się on na swoim «ja», tym bardziej pozostaje w tyle. Nie odnosi duchowych sukcesów, ponieważ stawia opór Bożemu miłosierdziu. Aby odnieść ów sukces, musi mocno zaufać Panu Bogu. Ktoś, kto żyje błogosławieństwem, uzależnia się od Bożej Opatrzności. Czuje się jak zadbane dziecko. Zaledwie mama się oddali, zaczyna płakać i tak długo szlocha, aż do niego powróci. Powierzenie się Bogu jest naszą ogromną powinnością”.
W podobny sposób nauczał amerykański kaznodzieja abp Fulton Sheen: „Potężnym grzechem jest to, że wielu ludzi troszczy się o ciało, a jednocześnie zaniedbują własną duszę, a zaniedbując ją, traci zainteresowanie tym, co duchowe. Tak jak w porządku fizjologicznym możliwe jest, że człowiek całkowicie straci apetyt do jedzenia, tak w porządku duchowym możliwa jest utrata pragnienia tego, co nadprzyrodzone. Im łapczywiej będziesz się rzucał na to, co zepsute, tym mocniej zobojętniejesz względem Przedwiecznego Boga”.
Na początku Wielkiego Postu słynny biskup Konstantynopola z V wieku św. Jan Chryzostom instruował swych wiernych:
„Przez post przygotowujemy się do uczestnictwa w Najświętszej Eucharystii i innych chrześcijańskich uroczystościach. Jednakże post nie polega tylko na powstrzymywaniu się od pewnych pokarmów, ale przede wszystkim na powstrzymywaniu się od złych uczynków. Może się zdarzyć, że ci, co poszczą, nie zostaną nagrodzeni za swój post. Powstrzymujemy się od jedzenia, lecz wcale nie powstrzymujemy się od nieprawości. Nie spożywamy mięsa, ale pozbawiamy wsparcia ubogich; nie upijamy się winem, ale upajamy się zgubną przyjemnością; za dnia odmawiamy sobie czegoś, noce zaś spędzamy na wyuzdanych pokazach. Jaki zatem pożytek z tego, gdy z jednej strony pozbawiasz ciało smacznej potrawy, a z drugiej dogadzasz sobie w inny zabroniony sposób?".
Inny jeszcze znawca życia duchowego, starożytny mnich św. Porfiriusz wyjaśniał: „Jak orzeł szkoli swoje pisklęta, ucząc je latania, podobnie postępuje z nami Bóg. Czasem się chowa. Trenuje duszę, aby nauczyła się poruszać w obszarach duchowych. Kieruje się w tym miłością do nas, jak i chęcią uchronienia nas przed schizofrenią. Ponieważ, gdy Bóg objawia nam swą łaskę, my zaś odrzucamy ją idąc za namiętnością, możemy wyrządzić sobie krzywdę, dopuszczając do wewnętrznego rozdwojenia. Łaska Boża proponuje nam rzeczy wzniosłe, podczas gdy namiętności ciągną nas w dół. Gdy, przywiązani do namiętności, usiłujemy za nimi podążać, pragnąc jednocześnie Bożej łaski, może dojść w nas do straszliwego rozdarcia. W takim przypadku Bóg oddala się, ponieważ nas kocha, nie chcąc pozbawić nas równowagi i wolności. Lecz zaledwie okażemy odrobinę dobrej woli, przychodzi, by się nami zająć”.
Myśl o wieczności i zdaniu przed Bogiem rachunku z życia sprzyja wsłuchiwaniu się w głos świętych przewodników, ekspertów od dobrych rozwiązań.