• Gość Niedzielny

Atut czy balast

Pięćset lat przed Kolumbem do Ameryki dotarła Gudridur Thorbjarnardottir, Islandka, która na terenie (prawdopodobnie) dzisiejszej Kanady wydała na świat pierwszego Amerykanina europejskiego pochodzenia. W XVIII wieku, gdy w największej od tysiąca lat eksplozji otworzyła się na Islandii skorupa ziemska (sto trzydzieści kraterów wyrzucało do atmosfery trujące gazy), skutki tego wydarzenia były katastrofalne dla całego świata. W Anglii umierali pozatruwani rolnicy, w Polsce w czerwcu były śnieżyce, a niebywale gęsta mgła i krwistoczerwone słońce dla wielu stanowiły zwiastun ostatecznego sądu Bożego nad światem. Te i inne ciekawostki spisał Egill Bjarnason w książce „Wielka historia małej wyspy. Jak Islandia zmieniła świat”. Autor rzetelnie odrobił lekcję, a kolejnymi walorami publikacji są dowcip i lekkość: „To właśnie tam powstał naród, który po cichu odegrał kluczową rolę w kształtowaniu świata, jaki znamy. Zaczynając choćby od tego, że to Islandczycy, a nie Kolumb, pierwsi odkryli Amerykę, ale są zbyt skromni, żeby mówić o tym głośno. Gdyby nie Islandia, Avengersi nie mieliby Thora, człowiek nie postawiłby stopy na Księżycu, a Tolkien nigdy nie napisałby «Władcy Pierścieni» i być może nie doszłoby do wybuchu rewolucji francuskiej”. Brzmią te ostatnie zdania mocno megalomańsko, no ale właśnie – o interpretację przecież chodzi, bo historia to nie tylko fakty, ale też ich rozumienie.

Sierpień to miesiąc najbardziej „polski ze wszystkich”, jak twierdzi Piotr Legutko, historyk („Polityka pamięci” – ss. 16–19). Coś w tym jest, faktycznie to przecież miesiąc, którego początek zbiega się z rocznicą wybuchu powstania warszawskiego, piętnastego spod Warszawy odparliśmy bolszewików, a ostatniego w Gdańsku podpisano porozumienia otwierające drogę do powstania Solidarności. Tekst o polityce pamięci jest więc bardzo na czasie, a aktualny kontekst kulturowy wymaga, by koniecznie o niej wspomnieć. Legutko pisze: „Tego właśnie szukamy w historii: ludzi, których możemy podziwiać; wydarzeń, do których warto się odwoływać; wartości, na jakich można budować tożsamość. Tak postępują wszystkie nacje, to elementarz edukacji patriotycznej. Mimo to z uporem godnym lepszej sprawy wmawia się nam, że dziedzictwo jest obciążeniem i można o nim mówić jedynie w sposób dekonstruujący. Że postawą właściwą jest tropienie podłości we własnej historii i budzenie empatii wobec doświadczeń innych narodów. A przecież nie ma sprzeczności między otwartością na innych a dbaniem o dobrą pamięć. Warunkiem otwartości jest posiadanie silnej tożsamości, wiedza na temat własnej przeszłości, bo dopiero w nią wyposażeni możemy wyjść do świata. Tożsamość nie jest wcale naszym obciążeniem, jest dokładnie odwrotnie – to nasz atut”. Twierdzenie Bjarnasona, że Islandczycy są zbyt skromni, żeby się chwalić odkryciem Ameryki, to oczywiście żart. Trudno nie potraktować w ten sam sposób twierdzeń, że nasze dziedzictwo jest tylko i wyłącznie obciążeniem, że zamyka nas na świat i powoduje wrogość wobec innych. Tyle że to żart kiepski i świadczący o zapoznaniu starej zasady: historia to mądra nauczycielka życia. 
 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama

reklama