Pod opieką Maryi i Jana Pawła II

Wiara czyni cuda. Losy siedmioletniej Glorii Marii pokazują, że u Boga nie ma nic niemożliwego

Wiara czyni cuda. Losy siedmioletniej Glorii Marii pokazują, że u Boga nie ma nic niemożliwego. On zawsze wkracza tam, gdzie człowiek staje się bezradny wobec trudnej rzeczywistości.

Gloria jest dziś wspaniałym, zdrowym dzieckiem, chociaż lekarze nie dawali jej cienia szansy na przeżycie. Ma piękne duże oczy w kolorze nieba. Trudno opisać bijącą z nich radość. Dziewczynka od samego początku doświadczyła opieki Matki Bożej i wstawiennictwa bł. Jana Pawła II; jest ich przybraną córką. Po zapoznaniu się z jej historią, można jedynie powiedzieć „Chwała Panu i Matce Najświętszej”!

Na apel papieża

Dziewczynka jest trzecim dzieckiem Joanny i Jacka Wronów z Częstochowy. Jej życie od samego początku związane było z naszym Ojcem Świętym. - Mieliśmy już dwie córki -Dominikę i Wiktorię, ale mimo trudnych warunków marzyliśmy o powiększeniu rodziny. Żona zajmowała się dziećmi, a ja pracowałem w Warszawie w wydziale do walki z zorganizowana przestępczością narkotykową. Mój zawód wiązał się z wieloma wyjazdami, także poza granice kraju. Praca była stresująca, często nie było mnie w domu. Pensja też ledwie starczała na wydatki. Mimo to pragnienie posiadania większej rodziny stawało się coraz mocniejsze - opowiada pan Jacek. - Pewnego razu uczestniczyłam w spotkaniu poświęconym ratowaniu życia poczętego. Prowadząca je siostra zaczęła cytować słowa Jana Pawła II, który zachęcał do zakładania wielodzietnych rodzin. To był impuls. Gdyby nie nauczanie papieża, poprzestalibyśmy zapewne na naszej dwójce - wspomina pani Joanna.

Gloria poczęła się w styczniu 2005 r. W 26 tygodniu ciąży, jej mamę ogarnął niepokój. Czuła, że z dzieckiem dzieje się coś złego. Lekarka uspokajała ją i przekonywała, że nie widzi żadnych trudności.

Tragiczne wieści

Badania u specjalistów potwierdziły przypuszczenia pani Joanny. Lekarze stwierdzili bardzo małą ilość wód płodowych. Powiedzieli, że rozwój dziecka zatrzymał się na 22, a częściowo nawet na 20 tygodniu ciąży. Maleństwo ważyło 487 g. - Dowiedziałam się, że dziecko nie ma nerek i pęcherza, a w jego sercu jest wiele dziur. Takie wady nie pozwalają na przeżycie - wspomina moja rozmówczyni. Od tego czasu państwo Wronowie zaczęli prosić Boga o zdrowie dla dziecka za przyczyną Jana Pawła II. Dziewięć dni później okazało się, że waga maleństwa prawie się podwoiła, jednak ogólny stan dziecka i matki pogarszał się z dnia na dzień i lekarze orzekli, że muszą dokonać cesarskiego cięcia. Pani Joanna bała się tego zabiegu, wszystko przemawiało za tym, że jej dziecko nie przeżyje. Po konsultacji z zakonnikiem - etykiem zgodziła się jednak.

Wola życia

 źródło: www.gloriamaria.pl

Ku zdumieniu wszystkich dziewczynka przetrwała operację i przeżyła pierwszą noc. Lekarze dawali jednak do zrozumienie, że śmierć może nastąpić w każdej chwili. - Gloria ważyła jedynie 860 g. W 11 dobie życia przeszła sepsę. Do tego doszły problemy związane z wcześniactwem. W wyniku krwawienia i niedotlenienia pojawiły się m.in. uszkodzenia w mózgu oraz wada serca. Gloria przez dwa miesiące przebywała w inkubatorze. Lekarze orzekli, że na pewno nie będzie zdrowym dzieckiem. Dalsze miesiące i lata miały tylko pokazać, jak bardzo jest niepełnosprawna. Mówiono, że tak wiele uszkodzeń musi rzutować na jakość życia - opowiada pani Joanna.

Dziewczynka miała w sobie ogromną wolę życia. Ktoś nad nią czuwał. - Kiedy kończyła pierwszy rok, nie różniła się już niczym od swoich rówieśników. Gloria była pod opieką ośmiu poradni specjalistycznych, obyło się jednak bez operacji, zabiegów i leczenia farmakologicznego - tłumaczy jej mama.

- Kiedy w pod koniec czerwca 2005 r. poznaliśmy diagnozę lekarzy, zwróciliśmy się o wstawiennictwo papieża. Powtarzałem wtedy: „To Ty, Ojcze Święty, zachęciłeś nas do powiększenia rodziny. Jeśli jesteś w Domu Ojca, ratuj teraz swoją córkę”. Modlitwa okazała się skuteczna - wspomina pan Jacek.

Na chwałę Maryi

Gloria Maria to znaczy „chwała Maryi”. - To imię pojawiło się, zanim dziewczynka znalazła się na świecie. Mieszkamy w Częstochowie i nasze troski możemy zanosić przed oblicze Matki Bożej Jasnogórskiej. W czasie ciąży, kiedy przychodziły myśli, że będą problemy, chodziłam do kaplicy i tam oddawałam Maryi dziecko, które nosiłam pod sercem. Obiecałam Jej, że jeśli urodzi się dziewczynka, nadam jej imiona Gloria Maria, na chwałę Maryi. Chwała okazała się wielka, a pomoc niezbędna. To, czego doświadczyliśmy, przerosło nie tylko nasze wyobrażenia, ale również tych, którzy w tym uczestniczyli - podkreśla Joanna. Jak zaznacza jej mąż, wszystko trwało dość długo, to nie był moment. Mimo ogromu cierpienia, łez i lęku, czuli, że nie są sami. Cztery lata temu rodzina Wronów powiększyła się o syna Maksymiliana. Przyszedł na świat bez żadnych problemów.

AGNIESZKA WAWRYNIUK

Powołani, by dawać świadectwo życia

 źródło: www.gloriamaria.pl

Historię Glorii Marii opisywało już wiele gazet, mówiono o niej w telewizji i radiu. Dla większości ludzi jej życie jej cudem. Losy dziewczynki napawają nadzieją i pokazują, że każde życie warte jest szacunku i troski.

Medialny szum wokół rodziny Wronów trwa od kilku lat. Pani Joanna opowiada, że początkowo miała opory w mówieniu o tym, czego doświadczyli. Wszystko to było przecież niezwykle osobiste i trudne. Dzisiaj wie, że o tym, co przeżyli, naprawdę warto mówić — nie jest to medialny news ani sensacja. Rodzice Glorii są zapraszani do wielu miejsc w Polsce. - Jesteśmy odbierani bardzo pozytywnie. Myślę, że czasami warto przyjechać nawet dla jednej osoby. Być może nasza historia pomoże jakiejś kobiecie, która znajdzie się w podobnej sytuacji, może przyniesie komuś nadzieję i zwiększy wiarę? Przyjmujemy to jako zadanie do wykonania. Przeżyliśmy coś niezwykłego i chyba byłoby grzechem nie podzielić się tym z innymi ludźmi. Kiedy opowiadamy o Glorii, ciągle towarzyszą nam emocje. To było głębokie przeżycie. Muszę przyznać, że dziś najbardziej porusza mnie widok wzruszonych twarzy mężczyzn, którzy słuchają nas podczas różnych spotkań - mówi pani Joanna.

Po prostu cud

Przyjście na świat Glorii Marii i jej cudowne wyzdrowienie było jednym z dowodów świętości w procesie beatyfikacyjnym Jana Pawła II. Co o tym wszystkim sądzili lekarze?

- Oni nie są od orzekania o cudzie, ale rzeczywiście do tego, co wydarzyło się na ich oczach, podeszli z wielką pokorą. Trzeba pamiętać, że owe wydarzenia miały miejsce w Centralnym Szpitalu Klinicznym przy Śląskiej Akademii Medycznej. Historii Glorii przypatrywała się kadra z ogromnym doświadczeniem. Wszystko działo się na oczach całej grupy specjalistów. Z wielką pokorą przyznali, że medycyna działa tylko do pewnego momentu, że oni robią co mogą, ale jest też coś ponad nimi. To nie oni decydują o życiu drugiego człowieka - opowiada mama Glorii.

Cenny posag

Jak mówi pani Joanna, jej najmłodsza córka to żywe sreberko, wszędzie jej pełno. Pełna życia, rozgadana i roześmiana, zawsze uczestniczy we wszystkich medialnych spotkaniach.

- Najbardziej dramatyczny moment był wtedy, gdy trzeba było zdecydować się na cesarskie cięcie. Dla mnie nie było to proste, nie chciałam tym zabiegiem skracać trwania ciąży. Wydawało mi się, że długość jej życia nie powinna leżeć w moich rękach. Nawet gdy medycyna twierdziła, że już nic się nie da zrobić, wszystko chciałam zostawić Bogu. Nawet kiedy pojawiło się zagrożenie mojego życia, to życie Glorii było dla mnie cenniejsze. Dziś córka nie wszystko jeszcze rozumie, ale chciałabym, aby o tym pamiętała. To największy posag, jaki został jej podarowany - twierdzi J. Wrona.

Świadectwo Arturo Mari

O historii Glorii Marii można przeczytać na www.gloriamaria.pl. Świadectwo jej rodziców zostało również spisane i wydane w formie niewielkiej książki pt. „Wiara czyni cuda”. Publikację otwiera list papieskiego fotografia Arturo Mari, który stał się przyjacielem rodziny Wronów. Bliski współpracownik papieża informuje, iż historię dziewczynki poznał w Rzymie z okazji beatyfikacji Jana Pawła II. O spotkaniu z Glorią w Częstochowie pisze następująco: „To były chwile pełne ludzkiego ciepła. To oblicze, te oczy, które mówią o miłości, o niewinności - jakież to wielkie wzruszenie. To radość dotknięcia własną ręką jej historii. Chwile szczególne, cudowne, w których cieszyłem się z bezpośredniego odczucia wstawiennictwa bł. Jana Pawła II. Podziwiać oblicze, oczy Glorii Marii, pełne szczęścia, oddychać tą szczególną atmosferą, to było dla mnie bardzo silne przeżycie”.

AWAW

opr. ab/ab

Echo Katolickie
Copyright © by Echo Katolickie

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama