Czego dzisiaj najbardziej potrzeba Kościołowi?
Rzeczywistość w Polsce jest dzisiaj tak przebogata, że nikt nie może jakoś zaniechać jej komentowania. Nawet kaznodzieje.
Wysłuchałem niedawno pewnego kazania związanego z postacią bł. ks. Jerzego. W całkiem zgrabnie złożonych słowach mówca udowadniał zebranym, że nie można dzisiaj zadawać pytania, co powiedziałby ksiądz Popiełuszko lub co by zrobił, ponieważ w innych żył czasach. Podobny los w kazaniu wielebnego księdza spotkał Sługę Bożego kard. Stefana Wyszyńskiego. Oczywiście audytorium, pamiętne na znaczenie lub siwe włosy kaznodziei, przytakiwało jemu z atentacją. We mnie jednak powstała wątpliwość. Po co więc Kościół ogłasza świętymi i błogosławionymi, jak oni nam dzisiaj do niczego nie są potrzebni? Dla ich próżnej chwały? Dla pokazania, że są jednak osoby, które jakoś po chrześcijańsku żyją? Dla pouczenia Pana Boga? Przynajmniej do tego kazania przekonany byłem, że kult świętych i błogosławionych, opierający się na prawdzie o świętych obcowaniu, z jednej strony daje nam udział w ogromnej wspólnocie wierzących, z drugiej zaś jest dla nas wskazówką, jak mamy postępować. A teraz okazało się, że oni nic nam powiedzieć nie mogą.
Postanowiłem więc sięgnąć do kazań ks. Jerzego, by przekonać się, jak wygląda ta jego „przebrzmiała nauka”. I oto na samym początku znalazłem słowa: „Kościół zawsze staje po stronie prawdy. Kościół zawsze staje po stronie ludzi pokrzywdzonych. Dzisiaj Kościół staje po stronie tych, którym odebrano wolność, którym łamie się sumienie. Kościół staje dziś po stronie robotniczej „Solidarności", po stronie ludzi pracy, którzy niejednokrotnie są stawiani w jednym szeregu z pospolitymi przestępcami.” Można powiedzieć, że kawałek przebrzmiały, gdyż tyczy się konkretnej sytuacji z 1982 roku. Ale wystarczy przeczytać pierwsze zdanie, by zrozumieć, iż jest on nam teraz szczególnie bliski, a jego aktualność nie przebrzmiała. Jak mantra dzisiaj przez wielu ludzi Kościoła powtarzana jest fraza o potrzebie zachowania jedności. Lecz jedność nigdy nie była dla Kościoła wartością naczelną. Jedność była zawsze wynikiem służby Kościoła innej wartości. Tą wartością zawsze była prawda i na to wskazywał bł. ks. Jerzy, gdy mówił: „Aby pozostać człowiekiem wolnym duchowo, trzeba żyć w prawdzie. Życie w prawdzie to dawanie prawdzie świadectwa na zewnątrz, to przyznanie się do niej i upominanie się o nią w każdej sytuacji. Prawda jest niezmienna. Prawdy nie da się zniszczyć taką czy inną decyzją, taką czy inną ustawą. Na tym polega w zasadzie nasza niewola, że poddajemy się panowaniu kłamstwa, że go nie demaskujemy i nie protestujemy przeciw niemu na co dzień. Nie protestujemy, milczymy lub udajemy, że w nie wierzymy. Żyjemy wtedy w zakłamaniu. Odważne świadczenie prawdy jest drogą prowadzącą bezpośrednio do wolności.” Tylko, że życie w prawdzie zawsze domaga się obnażenia kłamstwa. Dopiero w świetle prawdy o człowieku i doprowadziwszy konkretnego człowieka do blasku prawdy można mówić o powstawaniu jedności.
Nie istnieje owa słynna już dzisiaj jedność wszystkich ze wszystkimi, Utopia budowania nieba na ziemi była już testowana w komunizmie i narodowym socjalizmie. Pomiędzy prawdą a nieprawdą nie ma niczego pośredniego. Zwrócił na to uwagę Sługa Boży Jan Paweł II w Olsztynie w 1991 r. Zresztą jak można mówić o jedności, gdy dzisiaj niektórzy domagają się zejścia ludzi wierzących ze sceny społecznej czy politycznej. Sławetny okrzyk: „Do kościoła!” jest wskazaniem nam, chrześcijanom, drogi do getta. A skoro spycha się nas do katakumb, to w tle mogą pojawić się prześladowania. Nasi bracia, męczennicy z pierwszych wieków, właśnie w imię prawdy oddawali swoje życie. Mogli przecież skłamać, wrzucając kadzidło na ołtarzach bożków, ale prawda o Bogu Jedynym była silniejsza niż koniunkturalizm. W tym względzie czasy ks. Jerzego nie są całkiem odległe. W jednym z kazań mówił: „Na pewno nie służy pojednaniu gorycz bezsilności i upokorzenia, jakiego doznaje wiele naszych sióstr i braci na co dzień”. Porównać to warto z tym, co dzieje się z obrońcami krzyża czy też z wieloma osobami, które mają inne poglądy niż te najsłuszniejsze. Palikot wylewający pomyje na swoich przeciwników jest tylko drobnym przykładem. Inny fragment z kazania ks. Jerzego: „Nie służy pojednaniu demonstracja siły na ulicach miasta, w pobliżu modlących się w kościołach wiernych, czy przywożenie prowokatorów w okolice kościoła, jak to miało miejsce przed miesiącem w naszej dzielnicy.” Czy aby nie można dzisiaj zobaczyć opisanych w kazaniu sytuacji? I wreszcie fragment ostatni, dzisiaj wymowny: „Naród chce pojednania, chce ugody, ale chce gwarancji, nie słownych deklaracji. Chce gwarancji, że znowu nie będzie oszukany, że jego trud i praca nie będą zmarnowane. Chce, by ugoda nie była kapitulacją, rezygnacją z ideałów, tęsknot i wiary w lepszą, godniejszą przyszłość.” Jeśli mamy mówić o pojednaniu, to nie może to być dyktat jednej ze stron.
W czasie kazania we Włocławku abp Kazimierz Nycz zaapelował o rozłączenie sprawy krzyża od upamiętnienia tragedii smoleńskiej. Problem w tym, że sprawa tak się dzisiaj już zrosła, że nie sposób w łatwej formie przeprowadzić tej operacji. Ja jednak skromnie proponuję inną formułę: odłączmy Kościół od brylowania na salonach tego świata. Dzisiaj potrzeba nam św. Ambrożego, który cesarzowi zabroni wejścia do świątyni, gdy uzna, że ten postąpił niegodnie ucznia Chrystusa. Nawet jeśli ceną tego będzie „wypędzenie” z grona „światłych i europejskich”. Siłą Kościoła zawsze była wierność prawdzie. Gdy Jan Paweł II opowiedział się przeciwko mafii sycylijskiej w Palermo, wówczas potężna eksplozja wstrząsnęła bazyliką św. Jana na Lateranie. A mimo to papież nie zmienił swego zdania, co dało siłę włoskiemu wymiarowi sprawiedliwości do rozprawienia się z mafią. Może więc dzisiaj, zamiast pouczać i snuć dywagacje o „zaczadzeniu PiS-em”, należy stanąć w obronie „wdów, sierot i uciśnionych”. Gdyż Kościół, rozstając się z prawdą, stanie się słabiutkim ratlerkiem, skamlącym o ochłapy ze stołu panów.
opr. aw/aw