Wywiad z potomkiem unity, obrońcy kościoła w Pratulinie
Kiedy i w jakich okolicznościach dowiedział się Pan, że ma w rodzinie bohatera, który zasłużył się, broniąc wiary?
O tym, że prapradziadek brał udział w obronie kościoła, dowiedziałem się już jako dziecko. Opowiadali o tym dziadek i tata. Jednak rodzinne opowieści nie wymieniały nazwy parafii, w której znajdowała się ta świątynia. Często mówiło się o folwarku w Derle, ale wtedy nie sprawdzałem, jaka to parafia. Owszem, słyszałem o męczennikach z Pratulina, będąc ministrantem, kiedy 23 stycznia przypadało ich liturgiczne wspomnienie, jednak w żaden sposób nie wiązałem tego z historią opowiadaną przez tatę i dziadka. Dopiero w lutym 2012 r., gdy postanowiłem poszukać czegoś na temat przeszłości rodziny, trafiłem w internecie na opisy męczeństwa w Pratulinie. Na początku trudno było mi uwierzyć, że tak ważne wydarzenie nie było omawiane z większym pietyzmem. Uświadomiłem sobie jednak, że syn P. Pikuły, a mój pradziadek, Marian Pikuła, zmarł pięć lat przed kanonizacją unitów i to na drugim krańcu Polski. Rodzina była jednak tak bardzo doświadczona bolesnymi przeżyciami z okresu II wojny światowej, że sprawa Pratulina zeszła na dalszy plan.
Jakie to uczucie mieć w rodzinie bohatera?
To radość, satysfakcja, ale i zobowiązanie. Mam świadomość odpowiedzialności za wspomnienia i pamiątki, a przede wszystkim za wartości, jakie przyświecały unitom, których lokalnym przywódcą był P. Pikuła.
Zapewne, kiedy dowiedział się Pan, kim był prapradziadek, jeszcze bardziej zaczął Pan zgłębiać historię bł. Męczenników Podlaskich?
Sprawa ta pochłonęła mnie niemal całkowicie. Prawie każdą wolną od obowiązków rodzinnych i zawodowych chwilę spędzałem na poszukiwaniach.
Jaki był ich owoc? Czego dowiedział się Pan o prapradziadku?
Większość tego, co dowiedziałem się o P. Piukule z Derła, znajduje się w książce. Nie znalazły się tam tylko nazbyt szczegółowe dane genealogiczne i własnościowe, które pochodzą z ksiąg hipotecznych. Z kolei rodzinne opowieści dotyczące P. Pikuły koncentrowały się na jego udziale w obronie kościoła z podkreśleniem szczegółu, iż na miejscowym cmentarzu gromadzono broń, szykowano się do odparcia ataku, że jednak wojska rosyjskie pokonały obrońców, w wyniku czego było wielu zabitych i rannych. Wspominało się oczywiście zesłanie Pawła w głąb carskiej Rosji, udział w budowie świątyni. Mówiło się też o kwestiach majątkowych, o folwarku, przekazaniu ziemi chłopom z Derła i o przeprowadzce do Pacjan. Wszystkie te informacje oraz zachowane dokumenty stały się dla mnie punktem początkowym badań nad poszczególnymi wątkami.
Co zainspirowało Pana do napisaniu książki?
Z okazji wspomnienia liturgicznego bł. Wincentego Lewoniuka i 12 Towarzyszy, męczenników z Pratulina, w styczniu 2013 r. zostałem zaproszony przez ks. Jarosława Oponowicza do udziału w audycji Katolickiego Radia Podlasie „Czarno na białym”. Wcześniej kontaktowałem się z ks. Oponowiczem i zaprezentowałem mu zgromadzony przeze mnie materiał obejmujący wówczas ok. 100 stron formatu A4. Podczas spotkania przy okazji audycji ksiądz zaproponował, by zebrane przeze mnie fakty opracować i opublikować. Zgodziłem się, gdyż moim zdaniem życiorys P. Pikuły jest na tyle barwny, iż może zainteresować czytelnika, natomiast przykład, jaki dał swoim życiem, wart jest propagowania.
Jak wyglądała praca nad książką? Czy podczas zbierania materiałów dowiedział się Pan o prapradziadku czegoś, czego do tej pory nie odkrył?
Moja praca nad książką to najpierw gromadzenie i porządkowanie materiału źródłowego. W związku z tym odwiedziłem siedem archiwów. Korzystałem też, oczywiście, z zasobów bibliotecznych. Bardzo pomocne okazały się materiały publikowane przez archiwa oraz biblioteki w internecie. Praca była też dla mnie okazją do nawiązania nowych kontaktów. Udało mi się odnaleźć potomków czwórki dzieci P. Pikuły, z którymi wcześniej nie utrzymywałem relacji. Właściwie to nawet nie wiedzieliśmy o swoim istnieniu. Spotkałem się też z życzliwością wielu osób, które wsparły mnie swoją wiedzą i umiejętnościami. Oprócz rodziny wiele zawdzięczam ks. prałatowi Bernardowi Błońskiemu, dyrektorowi Archiwum Diecezji Siedleckiej. Bardzo pomogli mi członkowie społeczności skupionej wokół portalu genealogicznego lubgens.eu oraz br. Paweł Pikuła OFMCap, który przeczytał pierwszą wersję i swoimi uwagami skłonił mnie do nadania książce bardziej przystępnej formy. Śmiało można powiedzieć, że praca nad publikacją trwała w sumie trzy lata. A czy dowiedziałem się czegoś o prapradziadku, czego wcześniej nie odkryłem? Zaskoczyła mnie np. dokładność, z jaką swoje wspomnienia spisał br. Józef Grużewski SJ, misjonarz, który wspierał prześladowanych unitów. W pewnym momencie ilość przytaczanych przez niego danych i faktów zaczęła mi się wydawać tak ogromna, że zacząłem wątpić w ich prawdziwość. Gdy jednak w archiwach trafiłem na informacje, które w szczegółach zgadzały się z tym, co zanotował Grużewski, wątpliwości ustąpiły miejsca szacunkowi i poczuciu pewności, iż opisywane zdarzenia nie są zmyślone lub koloryzowane. Zaskoczyły mnie też szczegółowe opisy wydarzeń, w których uczestniczył P. Pikuła. Wszyscy zainteresowani dobrze znają jego wystąpienie z 1874 r. w obronie pratulińskiej świątyni. Jeśli jednak zwrócimy uwagę na pomoc misjonarzom, postawę wobec popa w Chełmie czy urzędników w Kiryłowie, to zaangażowanie w wydarzenia w Pratulinie zaczyna jawić się nie jako jednorazowy akt heroizmu, ale wpisuje się całokształt osobowości tego człowieka, który sprawę wiary traktował bardzo poważnie. I nawet jeśli wplątał się w przemyślnie przygotowaną przez rosyjskich śledczych sieć, to jego radykalna decyzja o wyrwaniu się z matni potwierdza, że był człowiekiem silnym, gotowym nawet na własny koszt udać się na zesłanie, by pozostać wiernym ojców wierze.
Co stanowiło największą trudność podczas prac nad publikacją?
Zdecydowanie wyjazdy do archiwów. Przy trójce małych dzieci są one praktycznie wykluczone. W dodatku ze względu na to, że jestem nauczycielem, wszelkie podróże mogłem planować jedynie w ferie lub wakacje. Do tego dochodzą pewne ograniczenia regulaminowe w archiwach co do dziennej ilości przeglądanych jednostek aktowych. Aby np. zapoznać się z dokumentacją administracji guberni siedleckiej, musiałbym spędzić w archiwum kilka miesięcy. A przecież są tam zapewne, zwłaszcza w zbiorach żandarmerii, informacje o działalności unitów. Nie pozostaje mi zatem nic innego, jak czekać aż się zdigitalizują, albo do emerytury...
Kiedy po raz pierwszy odwiedził Pan Derło i Pratulin?
Było to 16 sierpnia 2012 r. Przyjechałem wtedy z żoną i naszymi dwiema córeczkami. Czułem wielką radość z tego, że mogę chodzić po ziemi, na której rozegrały się tak ważne wydarzenia. Byłem też bardzo dumny z tego, iż mieszkańcy Derła wciąż pamiętają P. Pikułę, mimo że wyjechał stamtąd 90 lat temu. Będąc w Derle, zapytałem o niego dwóch napotkanych akurat mężczyzn i od obu dowiedziałem się, iż wspominany jest jako bardzo mądry i dobry człowiek.
Jest Pan tatą trójki dzieci? Czy wiedzą, kim był ich praprapradziadek?
Gdy w lipcu byliśmy w Pratulinie, kustosz sanktuarium zapytał naszego 2,5-letniego Mareczka, czy wie, co robił pradziadek. „Blonił kościoła” - padła odpowiedź. Oczywiście dzieci wiedzą o swoim praprapradziadku. Ale historię znają w zarysie. Opowiadanie jest krótkie: „Przyszli źli żołnierze z Rosji i chcieli zabrać kościółek. Dziadek nie chciał im pozwolić, dlatego zamknęli go w więzieniu i wysłali do lodowej krainy, a innych ludzi zastrzelili. Dziadek później umarł i poszedł do nieba, a my o nim opowiadamy, ponieważ był bohaterem”. Myślę, że na początek wystarczy. Mam nadzieję, że swoim przykładem zdołam zaszczepić w ich sercach taką miłość do Boga i ojczyzny, by w dorosłym życiu znaleźli w sobie siły i chęci do zaangażowania się na rzecz Polski i Kościoła. A egzemplarze książki „Wierny ojców wierze” dla całej trójki są spakowane i czekają, aż dzieci dorosną.
Dziękuję za rozmowę.
MD
Echo Katolickie 35/2015
opr. ab/ab