Na ŚDM należy patrzeć nie tylko przez pryzmat ogromnego przedsięwzięcia organizacyjnego, ale także jako wyzwanie duchowe. Spotkanie młodzieży niosło (i nadal niesie) za sobą szereg nawróceń, przemian i przewartościowań życia
Z Katarzyną Kozioł, rzecznikiem prasowym Diecezjalnego Centrum Światowych Dni Młodzieży w Siedlcach i asystentem sekretarza generalnego Komitetu Organizacyjnego ŚDM w Krakowie, rozmawia Agnieszka Wawryniuk.
Kasiu, ochłonęłaś już po ŚDM?
Oczywiście, że nie! (śmiech)
Kilka lat temu dołączyłaś do grupy ludzi tworzących Diecezjalne Biuro ŚDM. Potem wyjechałaś, aby pomagać w Krakowie. Jak to się stało, że trafiłaś do tak zacnego grona?
Moja przygoda z ŚDM rozpoczęła się w momencie powołania przez bp. Zbigniewa Kiernikowskiego Diecezjalnego Centrum ŚDM. Zostałam wówczas mianowana rzecznikiem prasowym Centrum. W ramach obowiązków współpracowałam z Krajowym Biurem ŚDM w Warszawie; byłam zapraszana na ogólnopolskie konferencje prasowe oraz spotkania w ramach Krajowego Forum Duszpasterstwa Młodzieży, podczas których referowałam przebieg przygotowań do ŚDM na szczeblu naszej diecezji. W marcu tego roku ks. Grzegorz Suchodolski, sekretarz generalny Komitetu Organizacyjnego w Krakowie, zaproponował mi posadę swojego asystenta. Był to dla mnie ogromny zaszczyt. Przyjęcie propozycji wymagało jednak pozostawienia przygotowań na polu diecezjalnym, a ja czułam się związana z diecezją... Po bojach myślowych i przemodleniu całej sprawy zadecydowałam, że podejmę wyzwanie i będę pracować dla ŚDM w KO. Dziś, po pięciu miesiącach spędzonych w Krakowie, wiem, że była to najlepsza decyzja, jaką wówczas mogłam podjąć. Mimo nowej funkcji nie przestałam być rzecznikiem Diecezjalnego Centrum ŚDM. Ponadto miałam jeszcze pracę zawodową. Jestem nauczycielem w Zespole Oświatowym w Pruszynie, co wiązało się z koniecznością dojazdów. Podliczyłam, że na trasie Siedlce - Kraków przemierzyłam łącznie ponad 20 tys. km.
Czym, jako asystent sekretarza generalnego ŚDM, zajmowałaś się w Krakowie?
Na tzw. rekonesans przyjechałam w marcu i od razu poczułam, że i miasto, i sama praca w KO jest dla mnie. Do moich zadań należało m.in. prowadzenie korespondencji sekretarza oraz kontakt i współpraca ze wszystkimi centrami diecezjalnymi. Im bliżej było ŚDM, tym przybywało mi obowiązków. Uczestniczyłam w pracy zespołu odpowiedzialnego za przydział biletów wstępu na spotkania z Ojcem Świętym, do „strefy zero” i na ołtarz. Koordynowałam również spotkanie papieża z chorymi dziećmi w Łagiewnikach, a ostatnim z moich zaszczytnych obowiązków było komentowanie dla TVP1 sobotniego koncertu, który odbył się na Campus Misericordiae podczas czuwania, oraz niedzielnej Mszy św. posłania oglądanej w telewizji przez miliony ludzi. Traktuję te zadania jako najważniejsze dotychczasowe wyzwania w swoim życiu.
ŚDM to ogromne przedsięwzięcie logistyczne. Dziennikarz Marcin Jakimowicz wielokrotnie powtarzał, że Euro 2012 w porównaniu do ŚDM było jak dożynki parafialne. Zgodzisz się z tym?
Często podczas rozmów z ludźmi, z którymi pracowałam w KO, podkreślaliśmy, że pewnie nie będziemy mieli więcej okazji organizowania tak wielkiego wydarzenia. Warto podkreślić, że średnia wieku osób działających w krakowskim komitecie wynosiła ok. 28-29 lat. Byliśmy prawdopodobnie najmłodszym komitetem w historii. W jego skład wchodzili ludzie bardzo zdolni i kreatywni. Przygotowanie ŚDM miało wiele sfer organizacyjnych: od techniczno-budowlanych, po logistyczne i transportowo-żywieniowe. Podobna mobilizacja, choć na mniejszą skalę, widoczna była także w 43 polskich diecezjach.
Podsumowując, rzeczywiście, Euro 2012 w porównaniu do ŚDM było jak festyn rodzinny. Na ŚDM należy patrzeć nie tylko przez pryzmat ogromnego przedsięwzięcia organizacyjnego, ale także jako wyzwanie duchowe. Spotkanie młodzieży niosło (i nadal niesie) za sobą szereg nawróceń, przemian i przewartościowań życia.
Ostatnie lata przygotowań to czas ogromnej pracy. Jednak nasze wysiłki na niewiele by się zdały, gdyby nie wsparcie z nieba. Te dni nie byłyby tak piękne i zjawiskowe, gdyby nie ich główny Organizator. Mieliśmy zwyczaj, że we wtorki całym KO uczestniczyliśmy w Mszy św. Tuż przed rozpoczęciem wydarzeń centralnych ks. Arkadiusz Czempik ze wspólnoty Emmanuel opowiadał w kazaniu o jednym z papieży, który kładąc się spać, miał dyskutować z Panem Bogiem. „Panie Boże, to jest Twój czy mój Kościół?” - pytał. Usłyszał, że Kościół należy do Boga. Dopiero wtedy mógł spokojnie zasnąć. Dlaczego o tym mówię? Ksiądz prosił, byśmy wciąż przypominali sobie, że ŚDM nie jest do końca naszym świętem, że głównym organizatorem jest Pan Bóg, więc możemy spokojnie położyć się na pół godziny (śmiech). Ta myśl towarzyszyła nam do końca ŚDM. Teraz widzimy, że tak naprawdę na wiele rzeczy po ludzku nie mieliśmy wpływu, a mimo to spotkanie się odbyło. Wszystko na chwałę Pana!
Nie każdy mógł udać się do Krakowa. Wiele osób oglądało ŚDM w telewizji bądź przez internet. Jak układała się wasza współpraca z mediami?
Przy centrum prasowym w Krakowie akredytowanych było około czterech tysięcy dziennikarzy. Za rzecznikiem prasowym ŚDM Dorotą Abdelmoulą powtarzam, że media były nam bardzo przychylne; nawet te lewicowe, u których Kościół ma na co dzień tzw. złą prasę. TVP bardzo rzetelnie i obszernie relacjonowała wszystkie wydarzenia centralne. Spoglądając na medialne relacje, byłam dumna, że mogę współorganizować to święto. Na początku przygotowań niektóre media atakowały ŚDM i KO, poddając w wątpliwość chociażby fakt organizacji spotkania młodzieży z papieżem w Brzegach. Jednak już w trakcie ŚDM dostrzegaliśmy zmianę - komentarze dziennikarzy były bardzo pozytywne. Z radością przekazywali, że do Krakowa przyjechali młodzi reprezentanci 187 krajów świata. Relacjonowali, że miasto przez tydzień było opanowane przez barwną, wielojęzyczną, głośną, ale dobrą młodzież. Nasi goście szybko zbudowali atmosferę bliskości i wspólnoty, której w żaden sposób nie da się podrobić. To jest właśnie ta wyjątkowość i fenomen ŚDM. Świadczy o tym fakt, że krakowianie, którzy byli nieprzychylnie nastawieni do święta, gdy zobaczyli, co się dzieje na ich oczach, przyłączyli się do wspólnej modlitwy i zabawy.
ŚDM miało niesamowitą oprawę artystyczną. W przygotowanie tego wielkiego święta młodych zaangażowało się mnóstwo szalenie utalentowanych osób…
W KO pracowało ok. 160 osób pochodzących nie tylko z Polski, ale z wielu krajów świata (chociażby trójka rodzeństwa z Nowej Zelandii). Stworzono kilka sekcji, m.in. „wydarzeń centralnych”, której szefem był ks. Marek Hajdyła, a koordynatorką - Weronika Griszel z Białorusi. Jak mogliśmy zaobserwować, wszystkie wydarzenia, które działy się na Błoniach i w Brzegach, przygotowane były na najwyższym poziomie, i to zarówno pod względem treściowym, merytorycznym, jak i muzycznym. Chór ŚDM nie był z wyboru, ale naboru. Nikogo nie zapraszano, wszyscy zgłaszali się sami. Wśród śpiewaków były także osoby konsekrowane i kapłani. Przed napisaniem scenariusza ceremonii - jak relacjonowała sekcja wydarzeń centralnych - obejrzano relacje z wszystkich 11 poprzednich ŚDM; analizowano je wręcz sekunda po sekundzie. Wszystko po to, by stworzyć coś nowego i innego, a nade wszystko sprawić, aby Boże Miłosierdzie oraz patroni spotkania - święci Jan Paweł II i Faustyna - zadziałali w sercach młodych ludzi. Uważam, że tak się stało.
A jak wspominasz spotkania z Ojcem Świętym?
Blisko papieża Franciszka byłam już od czwartku, tj. podczas pełnienia obowiązków związanych z przydziałem miejsc na ołtarzu. Uczestniczyłam we wszystkich wydarzeniach z udziałem Ojca Świętego. Spotkanie w Tauron Arenie z wolontariuszami i bardzo krótkie z KO stało się dla mnie ukoronowaniem niezwykłego czasu pracy nad ŚDM. Pamiętam jego serdeczne spojrzenie i życzliwość, jaką nam okazywał. Jednak najmocniej zapisało się w moim sercu spotkanie z rodzinami i chorymi nieuleczalnie dziećmi. Jako koordynatorka stałam nieco na uboczu, lecz bardzo blisko rodzin. To był czas Ojca Świętego i tych ludzi. Obserwując to wszystko, czułam coraz mocniej, że ten starszy ksiądz w białej sutannie to naprawdę Boży człowiek. Ojciec Święty, po wysłuchaniu każdej z rodzin, prosił pokornie: „Módlcie się za mnie!”. Te proste słowa będę miała w pamięci do końca życia. Osobiście przekonałam się, że Ojciec Święty potrzebuje naszej modlitwy. Od tamtej pory, a minęły już ponad trzy tygodnie, pamiętam o nim przed Bogiem w sposób szczególny. Franciszek jest świadomy, że Kościół, na czele którego stoi na ziemi, nie należy do niego, lecz do Pana Boga; ten Kościół bardzo go jednak potrzebuje.
Jedziesz do Panamy?
Będę modlić się za panamski komitet i kibicować ich przygotowaniom, bo wiem, jak ciężka czeka ich praca. Jednak jeśli tamtejszą młodzież wspierać będą - tak jak nas - władze i inne organizacje, to na pewno uda się im przygotować piękne spotkanie odmieniające życie wielu ludzi - nie tylko pielgrzymów, ale też księży, biskupów, kardynałów i samego papieża, który teraz tak pięknie dziękuje Polakom za to wielki święto i wszystko, co go tutaj spotkało. Mam nadzieję, że smaku XXXIV ŚDM zakosztuję już z własną rodziną…
Dzięki za rozmowę!
opr. ac/ac