Czy ekologizm stoi w sprzeczności z nauką Kościoła katolickiego? O medialnej histerii wokół wypowiedzi abp. Jędraszewskiego
Tuż przed świętami rozpętała się medialna histeria wokół abp. Marka Jędraszewskiego. A wszystko za sprawą wywiadu, jakiego metropolita krakowski udzielił Telewizji Republika. Został zapytany m.in. o to, czy ekologizm stoi w sprzeczności z nauką Kościoła katolickiego. Odpowiedź rozgrzała do czerwoności lewicowo zorientowane media.
Pretekstem do rozmowy stał się manifest, który podpisała m.in. szwedzka aktywistka Greta Thunberg. Jedna z tez w nim zawartych zakłada, iż patriarchat (w domyśle: jego źródłem jest chrześcijaństwo) stanowi... przyczynę globalnego ocieplenia. Według sygnatariuszy deklaracji, ratując Ziemię, należy podjąć radykalne działania, przedefiniować strukturę społeczną. Jeśli trzeba - ograniczyć populację zamieszkujących ją ludzi („najlepsza przysługa, jaką można oddać Ziemi, to wyginięcie ludzkiego gatunku, gdyż nie będzie wtedy kogoś, kto by na przykład powodował efekt cieplarniany”), promując postawy wrogie życiu (aborcja, eutanazja), rezygnując z posiadania dzieci itp.
Zapytany o komentarz do tego typu „rewelacji” abp Jędraszewski określił je jako „powrót do Engelsa i do jego twierdzeń”. W dalszej części wypowiedzi wskazał na absurdalność postulatów głoszonych przez różnego rodzaju lewicowe i ultralewicowe ruchy społeczne oraz partie polityczne traktujące „małżeństwo jako kolejny przejaw ucisku” i przekonujące, że „w imię równości trzeba zerwać z całą tradycją chrześcijańską”. Metropolita krakowski podkreślił w rozmowie, iż w ten sposób został zakwestionowany antropocentryzm świata. Zaznaczył również, że wszystkie ruchy lewicowe to jedna wielka inżynieria społeczna, próba przekształcenia człowieka i świata na swoją modłę. „To sprzeczne z tym wszystkim, co jest zapisane w Biblii, począwszy od Księgi Rodzaju, gdzie jest wyraźnie mowa o cudzie stworzenia świata przez Boga” - tłumaczył hierarcha. „Bóg się tym światem zachwyca, człowiek jest postawiony jako ukoronowanie całego dzieła stworzenia. W Piśmie Świętym jest wyraźnie napisane: «czyńcie sobie ziemię poddaną». Adam jest kimś, kto nazywa zwierzęta, a więc nad nimi panuje i nie znajduje wśród nich kogoś, kto byłby partnerem dla jego życia, dlatego otrzymuje małżonkę. To jest wizja człowieka i świata, którą głosi chrześcijaństwo i która jest także wizją głęboko zakorzenioną w judaizmie. Naraz wszystko się kwestionuje, czyli faktycznie kwestionuje się naszą kulturę, odwraca się cały porządek świata, zaczynając od tego, że kwestionuje się istnienie Pana Boga - Stwórcy, kwestionuje się także rolę i godność każdego człowieka” - dodał.
Po publikacji wywiadu rozpętała się medialna histeria. Zarzucono arcybiskupowi wstecznictwo, ciemnotę, niezrozumienie „ducha Franciszka” i zgodę na dewastację świata. „Co znowu ten Jędraszewski wyprawia!?” - rwały włosy z głowy tuzy dziennikarstwa. Wiceprezydent Warszawy (ten sam, który nie widział niczego zdrożnego w wypuszczeniu do Wisły milionów litrów stołecznego szamba) we wpisie na twitterze posłał go „do diabła”. Ekolodzy zaś stwierdzili, iż przez takie „durne” wypowiedzi ludzie... przestaną segregować śmieci. Resztę dołożyli hejterzy, których rozumki pozwalają, co najwyżej, na dostrzeżenie nagłówków newsów ulubionych portali i wychwycenie obecnych tam emocji, bez bawienia się w takie niuanse, jak np. przeczytanie (obejrzenie) całej wypowiedzi czy zastanowienie się, co „autor miał na myśli”.
Skąd tak wielka fala nienawiści? Wrogom politpoprawności się nie wybacza. Pamiętamy agresję, jaka spotkała arcybiskupa po jego stwierdzeniach na temat ideologii LGBT, skądinąd merytorycznie uzasadnionych. To wystarczyło, by dla „żołnierzy” lewicy stał się najbardziej znienawidzonym „czarnym” - bardziej nawet niż „Rydzyk” i reszta hierarchów.
Szukając odpowiedzi na wyżej postawione pytanie, pobrzmiewają echa - jak się okazuje w praktyce - „niesłusznie minionej epoki”. „Każdy prowokator czy szaleniec, który odważy się podnieść rękę przeciw władzy ludowej, niech będzie pewny, że mu tę rękę władza ludowa odrąbie, w interesie klasy robotniczej, w interesie chłopstwa pracującego i inteligencji, w interesie walki o podwyższenie stopy życiowej ludności, w interesie dalszej demokratyzacji naszego życia, w interesie naszej ojczyzny” - wykrzykiwał przed laty Józef Cyrankiewicz. Wystarczy tylko podmienić pojęcia: władzę ludową na „nowoczesne społeczeństwo, wolne od przesądów i dogmatów”, klasę robotniczą i chłopską na „nowy proletariat”, czyli „uciemiężone” mniejszości seksualne, jak też „udręczone” kobiety pozbawione możliwości zabicia dziecka w swoim łonie w każdym czasie, „obrońców Matki Ziemi” gotowych na anihilację ludzkości, zrównanie w prawach człowieka z prawami hurtnicy czarnej, kornika drukarza czy dzika, byleby tylko ona przetrwała.
Obrona życia karpia jest ważniejsza niż prawa dziecka poczętego, psom należy nadać obywatelstwo - to opinie naszych rodzimych „działaczek” z ostatnich kilku tygodni. Liczy się ideologia, niewyobrażalnie wielkie pieniądze stojące ze ekologicznymi postulatami i ukryty lobbing sił politycznych, bezlitośnie stawiające na pierwszym froncie walki ideologicznej już nawet dzieci. No i, oczywiście, nienawiść do chrześcijaństwa. Wiadomo: nic tak dobrze nie jednoczy jak wspólny wróg.
Tylko nielicznych komentatorów stać było na rzeczową analizę wypowiedzi abp. Jędraszewskiego, który - jak najbardziej słusznie - oddzielił wielokrotnie podejmowaną w refleksji przez Kościół ideę ekologii od ekologizmu, stanowiącego element potężnego prądu myślowego, którego zasadniczym celem jest podważanie konserwatywnego ładu. Dla chrześcijan jest on nie do przyjęcia.
Skąd się wziął ekologizm? Bez wątpienia to kolejny pomysł na zawłaszczenie świata. Nawet nie utopia, ale na zimno przemyślana strategia, świadoma herezja. A te, jak pisał przed laty Gilbert Keith Chesterton, są „prawdami, które zwariowały”. Albo stanowią części prawdy, które zaniedbano, zlekceważono, a one, „pęczniejąc”, w pewnym momencie „wybuchły” i obróciły się przeciwko sobie. Tak się stało z ekologizmem.
Społeczna nośność ekologizmu wyrasta stąd, iż w wielu miejscach wychodzi ze słusznych przesłanek, takich jak potrzeba troski o czystą wodę, lasy, czystą energię itd. Problem w tym, że ów autentyzm, szczerość intencji zostają natychmiast przekute w chore idee. „Realizm filozoficzny, ale także chrześcijański polega na tym, że my próbujemy odczytać ten świat - przypomniał abp Jędraszewski, obnażając głoszone przezeń absurdy. - Pytamy o pochodzenie, odczytujemy tajemnice. Ideologia polega natomiast na tym, że są pewne idee, mniej lub bardziej oderwane od rzeczywistości, i siłą próbuje się je wprowadzać w życie ludzi, nie patrząc na koszty. Takim eksperymentem był niewątpliwie komunizm, który budował świetlane jutro i uważał, że nie ma problemu, aby na ołtarzu przyszłego szczęścia ludzkości ofiarować dziesiątki milionów ludzkich istnień”.
Kościół jako instytucja nie ma problemu z ekologią, choć w różnych epokach na różne sposoby się na ten temat wypowiadał. Nikomu nie trzeba przypominać postaci św. Franciszka z Asyżu ogłoszonego przez św. Jana Pawła II patronem ekologów. Sobór Watykański II, św. Jan Paweł II (który wielokrotnie wzywał do „ekologicznego nawrócenia” i cierpliwie tłumaczył, co znaczą słowa Pisma Świętego o „czynieniu sobie ziemi poddaną”), Benedykt XVI, Franciszek (autor słynnej „zielonej” encykliki „Laudato si” z 2015 r.) nieustanie przypominają, że „człowiek stanowi centrum świata przyrody i jako istota rozumna i wolna posiada zdolność mądrego i odpowiedzialnego korzystania ze świata stworzonego” i że szacunek do świata stworzonego jest jego obowiązkiem. W chwili kreacji „był dobry”, jak czytamy w Księdze Rodzaju. Takim mamy go pozostawić kolejnym pokoleniom. Wszyscy jesteśmy współodpowiedzialni za naszą planetę i umiejętne gospodarowanie jej dobrami.
ks. Paweł Siedlanowski
opr. nc/nc