Była cudowną staruszką, która przede wszystkim kochała wnuka...
Była cudowną staruszką, która przede wszystkim kochała wnuka...
Jorge Mario został wyświęcony na księdza 13 grudnia 1969 roku: cztery dni przed swoimi trzydziestoma trzecimi urodzinami. Rosa Margherita Vassallo Bergoglio żyła jeszcze od tego czasu pięć lat. Musiała więc go widywać, kiedy wyjeżdżał na jakiś czas do Hiszpanii na medytacje ignacjańskie, kiedy wracał do Argentyny, gdzie kończył kolejne studia z teologii, po wcześniejszym ukończeniu filozofii, kiedy przyjmował pierwsze obowiązki w Colegio Maximo w San Miguel, około trzydzieści kilometrów z Buenos Aires, aż do dnia 31 lipca 1973 roku, kiedy w wieku zaledwie 36 lat został prowincjałem zakonu jezuitów.
W tamtym czasie Rosa, prawie dziewięćdziesięcioletnia kobieta, żyje w pensjonacie San Camillo przy ulicy Ángel Gallardo w dzielnicy Caballito. Jest to niezbyt daleko, jak na warunki argentyńskie, od jej ukochanej Flores.
Z łatwością możemy sobie wyobrazić, jak spaceruje po przestronnym ogrodzie otaczającym biały budynek, w którym rosną bujne kwiaty, a rzeźby świętego Józefa i Matki Boskiej z Lourdes emanują spokojem. Być może łagodna twarz Niepokalanej przypominała jej twarz Wniebowziętej z kościółka w Pianie, gdzie mama Angela prowadziła ją i jej rodzeństwo, by zmówili różaniec?
Była to dla nas łaska, móc się nią zajmować – opowiada siostra Catalina. Była cudowną staruszką, która przede wszystkim kochała wnuka.
Rosa jest dumna z Jorge jak nigdy, głównie z jego zaangażowania wykazywanego na studiach. Kiedy po raz kolejny otrzymuje tytuł magistra, Rosa biegnie przez wszystkie korytarze, by podzielić się swą radością z lekarzami, pielęgniarkami, duchownymi i wolontariuszami. Jest dumna z oddania, z jakim posługuje w zakonie oraz wypełnia obowiązki w Maximo. Przede wszystkim jednak wyczuwa w nim niezwykłą zdolność do przelewania czułości Boga na świat i do wcierania w rany ludzkości kropel balsamu z tabernakulum, jak sama wcześniej napisała.
Oczywiście, Jorge bywa impulsywny, czasami surowy, a nawet, zdaniem niektórych, autorytarny. Będzie musiał przemierzyć miasto (to argentyńskie powiedzenie, które oznacza proces, często nieświadomy, dogłębnego poznania jakiegoś miejsca, aż przestanie stanowić jedynie tło dla człowieka, a stanie się częścią jego własnej osobowości).
Jorge będzie musiał przemierzyć Buenos Aires nie tylko wzdłuż i wszerz: wędrować przez niekończące się ulice, które niespodziewanie znikają w Rio de la Plata; wciskać się w autobusy przepełnione ludźmi: pracownikami, bezrobotnymi, emerytami, turystami. W swych wędrówkach nie będzie unikać tuneli, w których włóczęgi, bezdomni, emigranci wszelkich narodowości szukają schronienia; będzie chodzić w centrum i na obrzeżach; po barrios (dzielnicach) europejskich i villas miserias (wioskach biedy – przyp. tłum.); zakątkach z pocztówek, które turyści pośpiesznie starają się uchwycić na zdjęciu, i tych, które lepiej zapomnieć.
Jorge będzie wędrować, by iść naprzód – albo by otworzyć drogę, jak pisze Antonio Machado – i umieć się zatrzymać przed drugim człowiekiem. Przed konkretnym człowiekiem: mamą, która odprowadza dziecko do szkoły, prostytutką czekającą na rogu ulicy, pijakiem leżącym na chodniku, nieszczęśliwym i zniecierpliwionym chłopakiem. Dzięki temu nauczy się dostrzegać w każdej z tych twarzy oblicze Ojca. Przemierzając swoje Buenos Aires, Jorge dojdzie do wniosku, który wyrazi w słowach wiele lat później: Bóg żyje w mieście[1]. Krzewiąc w tym tyglu sprzeczności, zwanym światem,
solidarność, braterstwo, pragnienie dobra, prawdy, sprawiedliwości. Tej obecności nie powinno się wytwarzać, lecz odkrywać, odsłaniać[2].
Rosa nie przeczyta już tych słów. Wie jednak, że jej Jorge jest dobrym wędrowcem. Tak jak ona, która jako dziecko wspinała się w śniegu i słońcu po stromym zboczu do sanktuarium w Todocco, aby pozdrowić Madonnę.
O resztę – modliła się – niech zadba Duch Święty.
Pewnego dnia, podczas rozmowy z pensjonariuszami w San Camillo, wyrwało się jej zdanie:
Mój wnuk nie spocznie, dopóki nie zostanie papieżem.
Tak podpowiedziało jej babcine serce, a może ktoś inny? Między Jorge a Rosą istnieje szczególny związek. Nawet kiedy choroba odbiera jej jasność umysłu, Rosa nadal go rozpoznaje. Tylko jego. Jorge zostaje przy niej aż do końca. Jest przy niej także tej nocy. To on zamknął jej powieki,
Uklęknął i poprosił mnie: siostro, zostańmy w ciszy. To najważniejsza chwila dla mojej babci. Chwila, w której jest sądzona przez Boga. To wielka tajemnica śmierci – opowiada siostra Catalina, która była obecna przy umierającej.
Wnuk pozostaje nieruchomy przez kilka minut, potem błogosławi babcię. Twarz Rosy jest pogodna. Jest godzina druga rano 1 sierpnia 1974 roku – tak zapisano w akcie zgonu wypełnionym przez doktora Héctor Atilio Albemo i podpisanym przez samego Jorge.
Testament Rosy, napisany kilka lat wcześniej, wnuk włoży między kartki brewiarza – razem z wieloma listami od niej i tekstem wiersza Rassa Nostrana Nino Costy, który czytała mu, kiedy był dzieckiem. I tam pozostaje, by co jakiś czas Jorge Mario Bergoglio mógł do niego wracać. Nie rozstaje się z nim nigdy – nawet wtedy, kiedy podróżuje.
Słowa babci towarzyszą mu w trudnych latach krwawej dyktatury, kiedy – jako prowincjał – znajduje się na pierwszej linii. Są z nim podczas medytacji w Cordobie; potem po powrocie do Buenos Aires, kiedy zostaje mianowany na biskupa, arcybiskupa i wyniesiony do godności kardynalskiej. Również wtedy, kiedy wyjeżdża do Watykanu, w marcu 2013 roku, z biletem powrotnym w kieszeni, brewiarz znajduje się w ciemnej teczce, którą trzyma cały czas przy sobie. Kardynał Bergoglio ma uczestniczyć w swoim drugim konklawe. W poprzednim jego imię znalazło się w ścisłej czołówce papabile, mógł zostać potencjalnym następcą papieża. Tym razem nie, Jorge może być spokojny. Przynajmniej do 13 marca, kiedy to Duch Święty zrobił mu psikusa i Jorge zostaje Franciszkiem. Wystarczy mu parę słów, by podbić serca wiernych zgromadzonych na placu św. Piotra i nie tylko ich. Nie tylko chrześcijanie widzą w nim światełko nadziei. Wszystkich wzrusza jego czułość – cząstka matczynego oblicza Boga. Kiedy więc Franciszek prowadzi z czułością i zdecydowaniem lud Boży, nawołując, by wyszedł poza siebie i szedł w stronę drugiego człowieka, testament Rosy pozostaje na swoim miejscu – w brewiarzu. W brewiarzu papieża.
[1] Dokument z Aparecidy.
[2] Papież Franciszek, Evangelii gaudium, San Paolo 2013, s. 97.
Fragment pochodzi z książki:
Lucia Capuzzi, Babcia Franciszka. Historia niezłomnej kobiety, która wychowała papieża,
Wydawnictwo eSPe
Można ją kupić tutaj!.
opr. ac/ac