Domagajmy się powstrzymania prześladowania chrześcijan w Indiach!
Za pośrednictwem indyjskiej ambasady w Polsce domagajmy się od władz Indii powstrzymania prześladowania chrześcijan w tym kraju. Autor zdjęcia: Romek Koszowski
Inicjatywa protestów przeciwko prześladowaniom chrześcijan, o której pisaliśmy już na Opoce, zyskała teraz wsparcie Gościa Niedzielnego.
Więcej o inicjatywie i o prześladowaniu chrześcijan w Indiach:
W Indiach od kilku miesięcy hinduistyczni fundamentaliści prześladują chrześcijan. Nie reagują ani władze, ani policja. Spróbujmy pomóc prześladowanym, wysyłając do ambasady Indii w Polsce kartkę z żądaniem ochrony chrześcijan.
Oficjalne źródła donoszą o 32 zamordowanych w stanie Orisa, ale pragnący zachować anonimowość lokalni urzędnicy przyznają, że jest ich co najmniej 500. Prawdziwy bilans dokonującej się tragedii wciąż jest niemożliwy do przeprowadzenia. Najgorzej jest w Orisie, ale chrześcijanie są bestialsko prześladowani także w sześciu innych stanach.
Zabija nienawiść
Słyszałem tylko krzyk mojej córki. Błagałem, by ją oszczędzili. Najpierw wiele razy ją gwałcili, a potem polali benzyną i podpalili — opowiada drżącym głosem Ryiaz. Czuwa przy łóżku 14-letniej Monany. Spod bandaży widać tylko jej przerażone oczy. Oprawcami byli sąsiedzi, których znała od lat. Nienawiść do chrześcijaństwa wzięła w nich górę. — Powiedzieli, że w wiosce nie ma dla nas miejsca, a przecież pracowaliśmy razem w polu, wspieraliśmy się nawzajem i składaliśmy sobie życzenia na nasze święta — żali się Ryiaz.
Skatowanego do nieprzytomności księdza Bernarda Digala fanatycy porzucili w dżungli. Brocząc krwią, przeleżał tam całą noc. Odnalazł go kierowca. Na pomoc było już za późno. Przed śmiercią przebaczył swoim oprawcom. Przy jego łóżku czuwał arcybiskup stolicy stanu Orisa, gdzie rozpoczął się pogrom chrześcijan. — Ks. Bernard otrzymał palmę męczeństwa. Teraz wstawia się w niebie za swymi prześladowanymi współbraćmi — mówi abp Raphael Cheenath, który sam musi się ukrywać. Fundamentalistom nie podoba się jego zaangażowanie na rzecz najbiedniejszych i odrzuconych. Obok niego na liście do „natychmiastowego wyeliminowania” figuruje kilkudziesięciu katolickich księży i protestanckich pastorów.
Płoną kościoły
— Wiara wychodzi z prześladowań umocniona. Tak było, gdy chrześcijanie musieli ukrywać się w katakumbach — mówi Kalyan Raju. Jest katechistą. Przyszedł pozbierać poniszczone przez hinduistów Biblie. Z ewangelickiego kościółka św. Józefa w Khurda pozostały jedynie walące się ściany. Setki, jeśli nie tysiące świątyń i klasztorów puszczono w tych tygodniach z dymem. — Wciąż jeszcze czuć swąd spalenizny — zauważa adwokat Bibhu Dutta Das. Siły porządkowe wpuściły go na pogorzelisko w Brahmunigaon, by ocalił to, czego nie strawił ogień. Zabiera zwęglony krucyfiks. — Wszyscy mieszkańcy wioski uciekli do obozów dla uchodźców. To, co się dzieje, było od dawna przygotowane — mówi Dutta Das, który w imieniu chrześcijan złożył na policję kilkadziesiąt zawiadomień o popełnieniu przestępstwa. 18 września podpalono katolicką katedrę w Dżabalpur, w stanie Madhja Pradeś. Spłonął główny ołtarz, figury świętych, księgi i inne przedmioty liturgiczne. W innych kościołach bezczeszczono Najświętszy Sakrament, a na krzyżach na dachach wieszano flagi hinduistycznych nacjonalistów. Kiedy chrześcijanie zaczęli protestować przeciwko tej jawnej niesprawiedliwości, władze lokalne obiecały większą ochronę miejsc kultu. Nic jednak nie zrobiły. Co więcej, dopuszczono do tego, że na oczach kilkunastu policjantów wielokrotnie zgwałcono misjonarkę miłości.
Fundamentaliści indoktrynują kolejnych oprawców. Niejednokrotnie pochodzą oni z najuboższych warstw społeczeństwa. — Są zastraszeni i nabuzowani narkotykami — mówi Sumonta Nike. Jej czoło przecina szeroka blizna od uderzenia maczetą. 34-letnia nauczycielka schroniła się w jednym z obozów.
— W Indiach nie ma miejsca dla nikogo poza hinduistami — mówi ks. Ram Ramakrishn. Mieszka niedaleko Bubhaneśwar i gromadzi dokumenty świadczące o trwającej od lat dyskryminacji wyznawców Chrystusa w Orisie. Od 1967 r. do dziś odnotował 79 przypadków różnych antychrześcijańskich wystąpień. — Średnio dwa rocznie. Jedne trwały dłużej, inne krócej. Hinduiści uciekają się do coraz bardziej wyrafinowanych strategii — zauważa.
Podpis za życie
— Ukamienowali go, a ciało wyrzucili do rzeki, ukamienowali... — Puspanjah Panda obsesyjnie powtarza te słowa. Skurczona siedzi na macie w obozie dla uchodźców YMCA i co chwilę całuje zdjęcie męża. 24 sierpnia Dibya Sundar Digal, pastor w miasteczku Sipaiju, odprawił nabożeństwo. Ledwo skończył, pojawiła się grupa kilkudziesięciu fundamentalistów. — Rok temu na Boże Narodzenie tylko go pobili, teraz przyszli zabić — mówi żona ofiary. Oprawcy przychodzą z nożami, siekierami. Przynoszą ze sobą kanistry z benzyną i puste białe kartki. Chrześcijanin ma na nich złożyć swój podpis. Potem fundamentaliści dopisują, że dobrowolnie wrócił do swej pierwotnej i jedynej prawowitej religii. Kto odmawia — ginie. Lalji Nayaka oprawcy torturowali godzinami, by wyparł się Chrystusa. Mimo przystawionego do szyi noża odmówił. Zmarł z wykrwawienia
Vikrama Nayaka oszalały tłum zakłuł na śmierć i poćwiartował. Dopóki nie stracił przytomności, mówił, że wierzy w Chrystusa.
Chrześcijanom goli się głowy, by łatwo wyłapać ich w tłumie. Dramat przeżywają nie tylko rodziny zamordowanych, cierpią też ci, których sumienia złamano i wyrzekli się Chrystusa. Powrót na łono hinduizmu trzeba potwierdzić zabiciem sąsiada chrześcijanina, spaleniem jego domu, czy zbezczeszczeniem kościoła.
O. Konrad Keler, wicegenerał werbistów, którzy od lat pracują w Indiach, podkreśla, że ci często bezimienni męczennicy pokazują nam, że chrześcijaństwo i wiara w Jezusa Chrystusa nie zawsze są łatwe. — Myślę, że będziemy się z tym musieli liczyć może także w życiu wspólnot europejskich w przyszłości. Trzeba będzie bardziej radykalnego świadectwa wiary — mówi o. Keler. — To, co się dzieje w Indiach, dowodzi, że są wartości, dla których warto nawet oddać życie — dodaje.
Mają kolejny powód
W buszu i obozach dla uchodźców wciąż przebywa kilkadziesiąt tysięcy chrześcijan. Mimo zapewnień władz, że sytuacja wróciła do normy, boją się wracać do swych domów. Bo wciąż grozi im śmierć. Ani władze, ani policja nie chcą zapewnić im bezpieczeństwa. W obozach brakuje wody, żywności, lekarstw.
Chrześcijanie obawiają się wybuchu nowej fali przemocy. 5 listopada maoiści zamordowali kolejnego hinduistycznego guru — Dhanu Pradhana. Stał on za atakami na chrześcijan, które miały miejsce w Boże Narodzenie ubiegłego roku. Zabito go, gdy doglądał budowy szkoły w Kumharigaon, wiosce zamieszkiwanej głównie przez chrześcijan. Stąd obawy, że hinduiści wykorzystają to do kolejnej prowokacji.
opr. mg/mg