Schadenfreude, czyli "a nie mówiłem"

Wykład papieża Benedykta XVI w Ratyzbonie wzbudził wzburzenie, jakoby obrażając muzułmanów. To, co obecnie dzieje się w krajach islamskich, potwierdza w całej rozciągłości diagnozę papieża

Schadenfreude, czyli "a nie mówiłem"

Benedykt XVI mógłby śmiało dziś skonstatować: a nie mówiłem. Ale tego nie zrobi. Nie tylko dlatego, że odkąd ustąpił z urzędu, publicznie się nie wypowiada. Zapewne również dlatego, że jako człowiekowi z klasą daleko mu do jakiejkolwiek schadenfreude. Doskonale pamiętam histerię, jaka rozpętała się po wykładzie wygłoszonym przez Benedykta XVI na uniwersytecie w Ratyzbonie w roku 2006. Świat arabski i spora część światowych mediów uznały, że papież obraził muzułmanów. Na ulice wyległy tłumy protestujących. Wydawało się, że papież swoimi jakoby nierozważnymi słowami zburzył dobre relacje ze światem islamu. Przyznam, że wtedy nie rozumiałem istoty jego przesłania. O co chodziło Benedyktowi XVI? Papieskie rozważania stały się jasne teraz, gdy islam pokazał swoje skrajnie brutalne oblicze. Zwraca na to uwagę George Weigel w tekście o zrehabilitowanej Ratyzbonie (GN 38/2014, s. 19). Okazało się, że to papież miał rację, ale niewielu chciało go słuchać. Zresztą nie pierwszy i nie ostatni raz. Chciałoby się powiedzieć, że taka już rola Kościoła.

Przy zachowaniu oczywiście wszystkich proporcji coś podobnego można powiedzieć o Najwyższej Izbie Kontroli. Wydaje dziesiątki raportów, które często zawierają miażdżące oceny w badanej sprawie. I co? I nic albo bardzo niewiele. W rozmowie z „Gościem” prezes NIK Krzysztof Kwiatkowski przyznaje na przykład, że jedna trzecia wiatraków do produkcji energii postawiona jest na gruntach wójtów, burmistrzów, radnych i urzędników, którzy decydowali o lokalizacji inwestycji. A z takiego wiatraka są spore pieniądze dla właściciela gruntu. I co? Prezes bezradnie rozkłada ręce, że niewiele można zrobić, bo złamane zostały zasady moralne, ale nie przepisy prawa (więcej na ss. 24—25).

I na koniec polecam tekst o mało znanym w Polsce anglikańskim duchownym Johnie Polkinghornie. To wybitny fizyk z Cambridge, który u szczytu kariery naukowej postanowił zostać anglikańskim księdzem (ss. 36—37). O Richardzie Dawkinsie jest o wiele głośniej, bo choć to uczony o zdecydowanie mniejszych osiągnięciach, to jednak wyspecjalizował się w ostrej krytyce chrześcijaństwa. A na tym można dziś zrobić sporą karierę. Polkinghorne poszedł w przeciwnym kierunku, dlatego o nim się nie mówi.

 

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama