Poprzedni tydzień nie był dobrym czasem - wydawałoby się, że chrześcijaństwo otrzymuje cios za ciosem. A jednak nie jest to powód do smutku
Poprzedni tydzień nie był dobrym czasem. I nie myślę tylko o skumulowanych w jednym dniu trzech zamachach: w Tunezji, Kuwejcie i Francji. W Polsce posłowie — w większości katolicy — przyjęli skrajnie szkodliwą ustawę o in vitro (więcej w GN 2015/27 na ss. 40—41). Z kolei Sąd Najwyższy Stanów Zjednoczonych uznał za niezgodną z konstytucją odmowę udzielania ślubów homoseksualnych, czym de facto zalegalizował je we wszystkich stanach (więcej na ss. 4—5). W poprzednim tygodniu pojawiła się również informacja o liczbie wyświęconych w Polsce księży diecezjalnych. W tym roku było ich 329. W roku poprzednim wyświęcono 355 księży diecezjalnych, w 2013 r. — 401. Tendencja spadkowa jest wyraźna.
Chciałoby się napisać: znikąd pociechy. Przegrywamy. Przegrywają chrześcijańskie wartości. Przegrywa Kościół. Wiem, wiem — dzieje się wiele pięknych rzeczy. Codziennie piszemy o nich na gosc.pl i w „Gościu”. Z początkiem wakacji rozpoczęły się liczne rekolekcje, na Jasną Górę wyruszyły pielgrzymki, trwają chrześcijańskie festiwale. A jednak kurczymy się, cofamy. Przedstawionym wyżej faktom nie da się zaprzeczyć. Dlaczego przegrywamy? Dlaczego Boże sprawy są w odwrocie?
Czy na tak postawione pytanie da się odpowiedzieć w kilku zdaniach bez narażania się na śmieszność? Spróbuję jednak. Odpowiedź może się kryć w samej istocie chrześcijaństwa, którą jest krzyż. Nie jest on znakiem sukcesu. Na krzyżu Jezus wszystko przegrał. Na takiej odpowiedzi można by poprzestać, gdyby po krzyżu nie nastąpiły zmartwychwstanie, zesłanie Ducha Świętego i zapierająca dech w piersiach apostolska epopeja. Czego zatem brakuje nam, chrześcijanom? Wydaje mi się, że świadomości i odwagi. Świadomości, że chrześcijaństwo jest jedyną prawdziwą religią, że ma uniwersalistyczne ambicje, że do Chrystusa chce nawrócić wszystkich bez wyjątku. I że taki obrót sprawy jest najlepszy dla ludzi. I że w takim podejściu nie ma zagrożenia dla ludzkiej wolności.
Islam też ma ambicje uniwersalistyczne, ale od chrześcijaństwa różni się między innymi tym, że muzułmanin dla zdobycia świata potrafi zabić, zaś chrześcijanin potrafi dać się zabić. Językowo różnica niewielka, w istocie — ogromna. Odwaga zaś potrzebna jest do jasnego mówienia tego, co napisałem wyżej, a co mocno powinno siedzieć w głowie i sercu każdego chrześcijanina. Dzisiaj to już nie takie proste. Pamiętają Państwo krytykę, jaka spadła na głowę kard. Ratzingera po opublikowaniu w 2000 roku wydawałoby się niewinnej i oczywistej deklaracji, że jedynym zbawicielem świata i człowieka jest Jezus. A od tamtego czasu presja wywierana na Kościół zdecydowanie się zwiększyła. Stąd pokusa, by dla świętego spokoju, dla zachowania dobrych relacji z bliskimi, ze światem, rezygnować z prawdy i z chęci przyprowadzenia wszystkich do Chrystusa. Komentując wyrok amerykańskiego sądu George Weigel napisał, że Kościół będzie brutalnie atakowany za jasne sprzeciwianie się wszelkiej bezbożności. By się tej krytyce sprzeciwić, trzeba mieć odwagę, dużo odwagi. Proszę zauważyć, że spośród czternastu apostołów — do pierwotnej dwunastki trzeba doliczyć Macieja i Pawła — poza Judaszem i Janem wszyscy zginęli z rąk pogan. Zadziwiająca proporcja.
opr. mg/mg