Problem odchodzenia ludzi od Kościoła można porównać do porzucania domu rodzinnego. Niezależnie, jak daleko by odeszli, serce ojca zawsze jest przy nich
Powrót dorosłego dziecka do domu rodzinnego jest zawsze wielkim przeżyciem dla matki i ojca. Sterani wiekiem, doświadczeni życiem i samotnością, stęsknieni za przeszłością, odbierają zazwyczaj tę chwilę jak wielkie święto.
Któż z nas, zapracowanych i zajętych swoimi sprawami dorosłych, nie usiłował bezskutecznie tłumaczyć starszym rodzicom, że nie powinni się przejmować za bardzo naszą wizytą, przygotowywać specjalnych potraw, wyznaczać co do minuty czasu przyjazdu, czekać przy oknie... Na próżno, rzecz jasna. Stęsknieni rodzice do końca życia będą czekali na nas w sposób wyjątkowy. Przekładam ten ludzki algorytm tęsknoty na relację z Bogiem: choćbyśmy nie wiem jak daleko odeszli i jak bardzo łudzili się fałszywym pojęciem samodzielności, drzwi do Jego domu zawsze pozostają dla nas otwarte.
Temat wystąpień z Kościoła katolickiego jest wciąż aktualny. Stąd też w Instytucie Nauk Teologicznych Wydziału Teologii Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego przygotowano publikację „Zanim odejdziesz... Kilka słów do osób rozważających wystąpienie z Kościoła katolickiego”. W bieżącym numerze „Gościa Niedzielnego” pisze o niej i o problemie apostazji Szymon Babuchowski (ss. 27—29). „Żadne drzwi nie zatrzaskują się za człowiekiem. On co prawda z Kościoła wychodzi, ale te drzwi pozostają otwarte, on może wrócić” — powiedział dziekan Wydziału Teologicznego w trakcie jej prezentacji. Czy jest ona rodzajem koła ratunkowego rzuconego tym, którzy chcą odejść, być może po to, by mieli szansę czegoś jeszcze się chwycić? Nie sądzę, bo zdaję sobie sprawę z tego, że podobnym decyzjom zawsze towarzyszą złe emocje, a w emocjach wielu spraw się nie dostrzega. Uczucia te czasem powodują tak silne pragnienie zerwania z Kościołem, że ochrzczony nie tylko chce odejść, lecz również wykreślić z dokumentów jakiekolwiek ślady, że był ochrzczony (co jest, rzecz jasna, niemożliwe).
Dwa tygodnie temu, pisząc o „załamaniu religijności” w najmłodszym pokoleniu, stwierdziłem, że nikogo na siłę i sztucznie przytrzymać w Kościele się nie da, klucz do rozwiązania tego problemu leży zupełnie gdzie indziej. Czy jest to jednak klucz do kościoła skazanego już na bycie pustym? Ksiądz Tomáš Halík, profesor socjologii w Pradze i jednocześnie rektor kościoła akademickiego Najświętszego Zbawiciela, napisał w swojej książce „Czas pustych kościołów”, że być może puste i zamknięte w czasie pandemii świątynie są proroczym znakiem ostrzegawczym: „Jeśli nasz Kościół i nasza religijność nie dokona reformy, nawrócenia, pogłębienia, szybko liczne kościoły pozostaną puste i zamknięte na zawsze. Czyż już od dawna w wielu krajach, także u nas, nie obserwujemy długotrwałego trendu opróżniania, zamykania i sprzedawania budynków kościołów, klasztorów i seminariów duchownych?”. Nie wiem, czy — jak wieszczą niektórzy — polskie kościoły opustoszeją. W niektórych krajach tak się stało. Wierzę, że u nas tak nie będzie, choć wielu odchodzi. I wiem, że drzwi do tego domu, którym jest Kościół, zawsze pozostaną dla nich otwarte. Bo to ich dom rodzinny.
opr. mg/mg