Doskonałość świętych nie ma nic wspólnego z perfekcjonizmem czy oderwaniem od życia. Święci byli normalnymi, autentycznymi ludźmi, którzy pozwolili Bogu, aby pokierował ich życiem
Podobno jedna z sióstr zakonnych zeznająca w procesie kanonizacyjnym siostry Faustyny Kowalskiej powiedziała: „Żebym to ja wiedziała, że rozmawiam ze świętą!”.
Nie mam najmniejszej wątpliwości, że w większości procesów kanonizacyjnych (jeśli nie we wszystkich) zeznawały takie zdziwione osoby. Nasze postrzeganie innych i nasze oceny tak często zawodzą, że pomyłki zdarzać się muszą. A i nasze wyobrażenie tego, czym naprawdę jest świętość (rozumiana jako święte życie), często bywa niewłaściwe. „Żebym to ja wiedział, że rozmawiam ze świętym” — przyjdzie i nam kiedyś westchnąć, jak tamta zakonnica, współsiostra Faustyny. O takich pomyłkach napisał w swojej najlepszej książce „Nikt nie jest samotną wyspą” Tomasz Merton: „W każdym prawie działaniu nie udaje nam się uniknąć pomyłek. I co z tego? Życie nie polega na wyciąganiu ze wszystkiego jakiegoś pożytku. Życie samo w sobie jest niedoskonałe. (...) Szukając absolutnej doskonałości w istotach stworzonych, przestajemy jej szukać tam, gdzie ją jedynie można znaleźć — w Bogu.
Tajemnica niedoskonałości wszystkich istot i rzeczy, tajemnica ich niestałości, kruchości, ich opadania w nicość tkwi w tym, że one są tylko cieniem i odbiciem jedynego Bytu, od którego biorą swoje istnienie. Gdyby same w sobie były absolutne, doskonałe i niezmienne, nie wypełniłyby swego powołania, którym jest oddawanie chwały Bogu przez swoją od Niego zależność”.
Święta Jadwiga Śląska, święty Stanisław Kostka, święty brat Albert, błogosławiony ksiądz Jerzy Popiełuszko i inni polscy święci będą nam towarzyszyli w czasie wakacji — nasz cykl wakacyjny zatytułowaliśmy w tym roku „Pas startowy”, odwiedzimy bowiem te miejsca, w których dokonywali oni żywota. Czy to w Białymstoku, czy w Miejscu Piastowym, Nowym Sączu, czy w Zabawie — wszędzie poszukamy tych skrawków ziemi, z których dusze ludzi zanurzonych w Bogu zanurzyły się w Nim ostatecznie. Chcemy tę wakacyjną wędrówkę potraktować jak rodzaj spotkania ze świętością. Tą z jednej strony zwyczajną, jak krajobrazy polskich pól i nasze rodzime, wiejskie ścieżki, z drugiej zaś — jak one — piękną. Powtórzę, parafrazując amerykańskiego trapistę: żaden z naszych świętych rodaków nie był ani absolutny, ani doskonały, ani niezmienny. Nie wypełniłby bowiem wówczas swojego powołania, którym jest oddawanie chwały Panu Bogu przez swoją zależność od Niego. A jednak zostali oni przez Kościół wyniesieni na ołtarze, ogłoszeni świętymi i błogosławionymi.
Wakacje się zaczynają. Kiedy czytałem po raz pierwszy biografię Prymasa Tysiąclecia, bardzo spodobało mi się przypomniane w tym numerze „Gościa Niedzielnego” przez naszą felietonistkę Milenę Kindziuk zdarzenie z udziałem młodego księdza Stefana Wyszyńskiego. Zdezorientowanemu i rozżalonemu robotnikowi w trakcie wykładu z nauki społecznej Kościoła poradził on: „Bracie, jedź na wakacje!”. Bez względu na stopień zdezorientowania i rozżalenia każdego z nas poradzę w imieniu swoim i całej redakcji to samo — jedź na wakacje! Dodam jeszcze: „I koniecznie porozmawiaj ze świętym!”.
opr. mg/mg