Powodów porzucenia wiary i Kościoła jest wiele. Nieraz rodzice zadają sobie pytanie: „co zrobiłem nie tak, że moje dziecko odeszło od Kościoła?”. Tymczasem największym problemem dzisiejszej młodzieży jest brak osobistej relacji z Bogiem
W bardzo grzeczny, ale i stanowczy sposób córka ogłosiła moim przyjaciołom, że odchodzi z Kościoła, ponieważ utraciła wiarę. Wiadomość od nich była przejmująca: „serce nam krwawi”, smutna: „wiemy, że traci życie” i konstruktywna zarazem: „prosimy o modlitwę”. Rozumiałem ich ból, przecież nie byli pierwszymi, którzy zadawali mi jako księdzu pytanie, dlaczego w ich bardzo religijnej rodzinie dziecko straciło wiarę. Niejedna przepłakana spowiedź matki dotyczyła poczucia winy z tego właśnie powodu, niejeden ojciec dociekał: „Co zrobiłem nie tak?”. To pytanie pojawia się również w bieżącym numerze „Gościa Niedzielnego” („Macie dokąd wrócić!” – GN 34/2022 ss. 30–31), w tekście, w którym Marcin Jakimowicz przywołuje między innymi słowa biskupa Edwarda Dajczaka: – Największym problemem dzisiejszej młodzieży jest brak osobistego doświadczenia Boga. Często bywa przymuszana przez rodziców na przykład do przystępowania do bierzmowania. Młodzi przychodzą zbuntowani do kościoła, a w nim wita ich ksiądz rozpoczynający od przedstawienia listy zadań i zobowiązań: by przyjąć bierzmowanie, trzeba zaliczyć to i tamto. Nawet jeśli miał z nimi dobre relacje, ląduje po przeciwnej stronie.
Brak osobistego doświadczenia Boga jest tu faktycznie istotny, zawsze było to dla mnie oczywiste. Piszę te słowa w kilka godzin po ukazaniu się wyników badań Centrum Badania Opinii Społecznej (stąd poczucie „a nie mówiłem?”). Raport zatytułowano: „Dlaczego Polacy odchodzą z Kościoła?”. Należy się tu najpierw zastrzeżenie – przez „odejście” prowadzący badania rozumieli zaprzestanie praktyk religijnych, a nie dokonanie formalnego aktu odstąpienia. Wyniki zaskakują (omawia je Bogumił Łoziński – „Dlaczego odchodzą z Kościoła?”, ss. 4–5), choć właściwie (a nie mówiłem?) nie powinny. To nie kryzysy w Kościele, skandale i zgorszenia zajmują najwyższe miejsce w rankingu odpowiedzi, ale… brak potrzeby wiary, brak sensu. Autorka opracowania przywołała w nim słowa brytyjskiego socjologa religii Steve’a Bruce’a: „To nie świadoma niewiara jest ważna, to obojętność” (Bruce jest obrońcą teorii sekularyzacji). Dotyczy to zwłaszcza najmłodszej grupy badanych (18–24 lata). Co ciekawe, ta sama grupa w ogóle nie wymienia jako przyczyny porzucania wiary „zaangażowania Kościoła w politykę”. – No cóż, sami raczej dystansują się od wszystkiego i nie chcą się angażować, więc i polityką nie są zainteresowani – stwierdził kolega, który również przyglądał się opublikowanemu przez CBOS raportowi. Może to prawda, nie wiem, sądzę jednak, że problemu lekceważyć nie należy. Nie warto też ulegać pokusie pokonania tej obojętności jakimikolwiek trickami, nawet duszpasterskimi. Bo nie o liczby i procenty tu chodzi, ale o osobiste spotkanie, doświadczenie. I to do tego doświadczenia jesteśmy zobowiązani doprowadzać innych jako chrześcijanie. No cóż – mieliśmy w Polsce lata, w których szczyciliśmy się tłumami w kościołach czy rozmiarami duszpasterskich akcji. Niedobrze, że umknął nam ten jeden szczegół: wiara bez osobistego doświadczenia Tego, w którego się wierzy, stoi na bardzo rachitycznych nóżkach, które ostatecznie poniosą, gdzie popadnie.