Powyższe rozważania w żadnej mierze nie chcą stanowić wsparcia dla „postępowego” modelu rodziny: „partner, partnerka i pies”.
"Idziemy" nr 37/2009
Franio to ukochany pies moich znajomych. Traktowany był prawie jak członek rodziny. Przepadały za nim przede wszystkim dzieci. Niedawno Franio zakończył swój żywot. Znajomi mówią, że Franio umarł. Ktoś inny powiedziałby, że zdechł. Trzeba zaznaczyć, że znajomi nie mieli na punkcie Frania „fioła”, który zachwiałby ich hierarchią wartości. Po prostu, bardzo lubili zwierzaka, a on odwzajemniał się im swą psią wdzięcznością. Nic dziwnego, że zadali mi pytanie: „Czy jest możliwe, że Frania spotkamy w niebie?”.
Kościół naucza, że to człowiek – z woli Stwórcy – ma duszę nieśmiertelną. Czy jednak byłaby herezją nadzieja, że nasi czworonożni milusińscy znajdą się w niebie? Nie sądzę! Co więcej, niektóre fragmenty Biblii zdają się wychodzić naprzeciw tego rodzaju nadziei. Księga Mądrości poucza: „Bo śmierci Bóg nie uczynił [...]. Stworzył bowiem wszystko po to, aby było...” (1,14). A w Psalmie 50 czytamy: „Do Mnie należy cała zwierzyna po lasach”. A szczególnie ważny byłby tutaj tekst Pawła Apostoła o stworzeniu, które oczekuje na wyzwolenie „z niewoli zepsucia, by uczestniczyć w wolności i chwale dzieci Bożych” (Rz 8,21).
To ostatnie zdanie przypomina mi bardzo mądrą uwagę pewnego duszpasterza, któremu dziewczynka zadała pytanie, czy jej piesek będzie w niebie. Ksiądz odpowiedział: „Jeśli Bóg zobaczy, że do pełnego szczęścia w niebie potrzeby jest ci twój piesek, to on tam będzie”. A zatem w centrum powołania do życia wiecznego pozostaje człowiek, a inne stworzenia mogą – ze względu na człowieka – uczestniczyć w tej ludzkiej nieśmiertelności. Jeżeli wszelkie dobre więzi między ludźmi zostaną w niebie ocalone, to możemy oczekiwać, że poprzez przyjaźń z człowiekiem również zwierzaki zostaną ocalone.
Podobną intuicję wyraża wiersz zmarłej w 2002 roku karmelitanki, siostry Michaeli: „A kiedy pójdę z Barankiem / wezmę ze sobą: psa, kota, wysokie drzewa / i wiatr porywisty / Jestem PIES, powie pies. WIEM, że jestem pies / bo pokochał mnie człowiek”. A św. Teresa od Jezusa poszła nawet dalej mówiąc: „Nasze psy przemówią za nami na sądzie ostatecznym”. Nie wiem, czy psy po tamtej stronie życia przemówią, ale z pewnością na sądzie Bóg nas zapyta o nasz stosunek do innych Jego stworzeń. Media raz po raz donoszą o karygodnych przypadkach traktowania zwierząt przez okrutnych ludzi.
Powyższe rozważania w żadnej mierze nie chcą stanowić wsparcia dla „postępowego” modelu rodziny: „partner, partnerka i pies”. Dzieci są zdecydowanie ważniejsze niż pieski. Nie jestem też zwolennikiem wszelkiego rodzaju nienaturalnych luksusów dla czworonogów: psich fryzjerów, psich krawców, a na koniec psich nagrobków. Ale lubię zwierzaki i są one dla mnie znakiem dobroci Stwórcy. Zdarzało się, że w zimowe poranki modliłem się obserwując jednocześnie sikorki pożywiające się w karmniku za oknem. I miałem wrażenie, jak gdyby owe sikorki uczestniczyły – poprzez samo swe istnienie – w mojej modlitwie. Nic w tym dziwnego, skoro w modlitwie brewiarzowej często powtarzamy: „Błogosławcie Pana, wieloryby i morskie stworzenia, / błogosławcie Pana, wszelkie ptaki powietrzne”. Zwierzęta rzeczywiście błogosławią Pana.
Warto ponadto zauważyć, że największe tajemnice wiary zostały wyrażone przy pomocy symboliki zwierzęcej. Jezus Chrystus nazwany jest Barankiem, a Duch Święty przedstawiany jest pod postacią gołębicy. Zacytujmy jeszcze ks. Wacława Hryniewicza: „W dziejach chrześcijaństwa było wielu ludzi, którzy wierzyli w to, że przyroda zmartwychwstanie, że zwierzęta, które lubimy, z którymi człowiek związał kawałek swojego życia, które mu towarzyszyły – że one również zmartwychwstaną”. A jak będzie? Zobaczymy! Może Franio rzeczywiście jest już w raju...
opr. aś/aś