Święty, którego znamy

Fenomen bliskości bł. Jana Pawła II dla milionów współczesnych ludzi to źródło nadprzyrodzone

"Idziemy" nr 19/2011

ks. Henryk Zieliński

ŚWIĘTY, KTÓREGO ZNAMY

Nigdy dotąd beatyfikacja zmarłego papieża nie budziła takiego zainteresowania, jak ubiegłoniedzielne wyniesienie na ołtarze Jana Pawła II. Półtora miliona wiernych uczestniczyło w uroczystościach beatyfikacyjnych w Rzymie. Setki milionów na całym świecie śledziły jej przebieg za pośrednictwem telewizji i radia. Ale na uwagę zasługuje przede wszystkim skala duchowego i emocjonalnego zaangażowania w tę beatyfikację. Wokół placu św. Piotra już od soboty rano krążył Stanley Fortuna, amerykański franciszkanin w powycieranym habicie, w sandałach na bosych nogach, który wołał: „Kocham Wojtyłę!” i pokazywał zabezpieczone folią przed siąpiącym deszczem swoje zdjęcie z Ojcem Świętym. To wyjaśniało, dlaczego czuł się zobowiązany przylecieć do Rzymu – dla swojego papieża. Kilkunastoosobowa grupa młodych z Brazylii, koczująca w słocie i zimnie całą dobę przed kolumnadą Berniniego, leciała do Rzymu z przesiadkami prawie dwa dni. Ale nie mogli sobie tego odmówić, bo przecież Jan Paweł II też przyjeżdżał do nich i spotykał się z nimi w ich kraju. Podobnie swoją obecność tłumaczyli liczni Meksykanie, Argentyńczycy, Filipińczycy czy mieszkańcy ubogiej Erytrei. Oni też kiedyś spotkali tego papieża. Ponad stuosobowa grupa młodych Francuzów z Ekip Misyjnych Notre Dame przyciągała uwagę innych pielgrzymów tańcząc i wyśpiewując wdzięczność wobec Ojca Świętego, który nazwał Francję „pierworodną córą Kościoła”, a młodym mówił, że są jego nadzieją. Ale najbardziej zaskakująca była postawa zziębniętych i przemokniętych Włochów, odmawiających jeden Różaniec po drugim. Różańce podarował im kiedyś Jan Paweł II. Traktują je jak relikwie i jako zadanie. Chociaż mieszkają blisko, postanowili przyjechać już dobę wcześniej, aby mieć pewność, że zmieszczą się na placu przed bazyliką.

Jan Paweł II zawsze przyciągał tłumy. Za życia i po śmierci. Chociaż w murach bazyliki św. Piotra na Watykanie pochowano wielu świętych papieży, z samym św. Piotrem na czele, to grób żadnego z nich nie był w ostatnich latach tak intensywnie odwiedzany przez wiernych, jak grób papieża Wojtyły. Nawet przy grobie lubianego w Rzymie Jana XXIII zatrzymuje się niewiele osób. A w przypadku papieża Polaka napływ pielgrzymów sprawił, że władze watykańskie musiały przed kilku laty zreorganizować wejście do krypty papieskiej, po zaś beatyfikacji zdecydowały o złożeniu trumny z ciałem błogosławionego w kaplicy niedaleko wejścia, tuż za Pietą Michała Anioła. W ten sposób w odniesieniu do bł. Jana Pawła II urzeczywistnia się jego pragnienie, by święci byli bliżej ludzi. Dlatego w czasie swojego pontyfikatu wyniósł na ołtarze ponad cztery tysiące świętych i błogosławionych z kilkudziesięciu krajów, różnych stanów i zawodów.

Fenomen bliskości bł. Jana Pawła II dla milionów współczesnych ludzi to źródło nadprzyrodzone. Ten człowiek miał Bożą charyzmę. Teraz owocują liczne kontakty międzyludzkie, które nawiązywał w czasie swego życia na ziemi. Jak mało kto potrafił w swoją służbę i apostolstwo wprząc światowe media. W dobie internetu, gdy czas biegnie wielokrotnie szybciej niż w epoce Gutenberga, święci też nam się szybciej starzeją. Ale bł. Jana Pawła II nie zdążyliśmy jeszcze zapomnieć. Mamy z nim osobiste relacje i w wielu domach przechowujemy po nim osobiste pamiątki. On nie należy do przeszłości. Czujemy jego obecność. To święty z naszych czasów. Dlatego tak bliski ludziom na całym świecie.

opr. aś/aś

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama

reklama