Niektórym już zamarzył się alternatywny ośrodek władzy w polskim episkopacie wokół nowego prymasa, powstający z woli samego papieża Franciszka
"Idziemy" nr 21/2014
Niektórym już zamarzył się alternatywny ośrodek władzy w polskim episkopacie wokół nowego prymasa, powstający z woli samego papieża Franciszka
Wizyta premiera Donalda Tuska na Watykanie, w poniedziałek 19 maja, nie miała nic wspólnego z trwającą w Polsce kampanią wyborczą do Europarlamentu. Tak przynajmniej deklarowali premier i jego ministrowie. A ja biorę to za dobrą monetę, bo inaczej nie mógłbym o tym pisać bez ryzyka narażenia się na zarzuty o mieszanie się do polityki. Premier już dawno temu zapewniał publicznie, że nie będzie klękał przed księdzem, i słowa, jak widać, dotrzymuje. Kamery ani fotoreporterzy ani razu nie przyłapali go przecież na tym, aby zgiął kolana przed tym „księdzem” – jak z lubością mówi o sobie papież Franciszek. Zresztą klękania nie przewiduje protokół dyplomatyczny. Ale faktem jest, że o prywatną audiencję w tym właśnie czasie premier bardzo zabiegał, ponoć nawet przy wsparciu wpływowych duchownych w kraju i za granicą.
Spotkanie odbyło się wyjątkowo sprawnie. Trwało 20 minut razem z powitaniami, pożegnaniami i pozowaniem do wspólnych fotografii, chociaż polska delegacja była całkiem liczna. Sama rozmowa premiera z papieżem trwała ok. 10 minut, a ponieważ odbywała się za pośrednictwem ks. prałata Pawła Ptasznika jako tłumacza, to jej efektywny czas należy podzielić jeszcze przez dwa. Tematem spotkania nie było ani przekształcenie Funduszu Kościelnego w dobrowolny odpis podatkowy, w czym Polska i Stolica Apostolska jako sygnatariusze konkordatu są stronami negocjacji, ani regulacje prawne dotyczące in vitro, uprzywilejowania związków homoseksualnych czy edukacji seksualnej najmłodszych. Zasadniczego tematu w ogóle nie było, czyli zwykła kurtuazja. Prawdziwą sensacją byłoby, gdyby premier zachował się jak niegdyś przewodniczący Rady Państwa PRL Henryk Jabłoński i o spotkanie z papieżem ostentacyjnie nie poprosił albo gdyby papież Franciszek w odpowiedzi na oficjalną prośbę odmówił spotkania z szefem polskiego rządu. Ale nic takiego się nie stało. Papież przyjąłby zresztą każdego urzędującego premiera Polski i każdy poważny polityk na tym stanowisku nie omieszkałby pewnie z możliwości wspólnego zdjęcia z papieżem przy tej okazji skorzystać. Po co więc te próby usilnego wpasowania Ojca Świętego w polskie rozgrywki partyjne?
Wpasować papieża Franciszka w swoje schematy próbują także niektóre media po mianowaniu abp. Wojciecha Polaka na nowego Prymasa Polski. Według zasady „dobry papież” kontra „źli polscy biskupi”, natychmiast stanęło pytanie o wzajemne relacje między nim a przewodniczącym Konferencji Episkopatu Polski. Przewodniczący KEP jest z wyboru polskich biskupów, prymas zaś – z nominacji papieża. Wielu już chciałoby widzieć w młodym i uśmiechniętym abp. Polaku przeciwwagę dla starszego o kilkanaście lat i całkowicie zdystansowanego wobec medialnych presji abp. Stanisława Gądeckiego. Zwłaszcza że ten pierwszy na konferencji prasowej mówił o otwieraniu ludziom drzwi Kościoła, ten drugi zaś podkreśla znaczenie w Kościele wierności Prawdzie ponad wszystko. Niektórym już zamarzył się alternatywny ośrodek władzy w polskim episkopacie powstający z woli samego papieża Franciszka wokół nowego prymasa.
Tymczasem papieska nominacja dla abp. Polaka nie idzie pod prąd wyborom dokonanym przez polski episkopat, ale jest z nimi całkowicie zgodna. Spora w tym pewnie zasługa obecnego nuncjusza apostolskiego w Polsce abp. Celestina Migliorego, który okazuje się przenikliwym obserwatorem i uczestnikiem życia Kościoła w Polsce. Nie ma obawy o jakikolwiek rozbrat między nowym prymasem i nowym przewodniczącym KEP, ponieważ prawo kościelne jasno określa ich kompetencje, a prócz tego znają się i współpracują ze sobą od lat. Począwszy od tego, że w gnieźnieńskim seminarium duchownym ks. prof. Stanisław Gądecki był dla młodego kleryka Wojciecha Polaka wymagającym wykładowcą Pisma Świętego, a skończywszy na tym, że kandydaturę bp. Polaka na sekretarza generalnego KEP zgłosiło Prezydium Episkopatu, w którym wówczas obok abp. Józefa Michalika zasiadał abp Stanisław Gądecki. Nominacja dla abp. Polaka jest więc potwierdzeniem wyborów, jakich wobec jego osoby dokonywali polscy biskupi, i stanowi zaprzeczenie tezy o jakichkolwiek rozbieżnościach między nimi a papieżem Franciszkiem. I to właśnie powinno definitywnie zakończyć wszelkie próby wpasowania papieża Franciszka w dyskredytowanie Kościoła w Polsce. Ale czy skończy? Wątpię. Ważne jednak, abyśmy my do tych prób podchodzili ze zdrowym dystansem.
opr. aś/aś