Strażniczka Wcielenia

Spór o rolę Matki Bożej w dziejach Kościoła, świata i Polski jest ważniejszy niż mogłoby się wydawać

Spór o rolę Matki Bożej w dziejach Kościoła, świata i Polski jest ważniejszy niż mogłoby się wydawać. Dotyczy bowiem relacji między Bogiem i człowiekiem, a nie tylko jednego z nurtów chrześcijańskiej pobożności, który „oświeceni” zawsze traktowali z pogardą.

Strażniczka Wcielenia

Doświadczenie wskazuje, że wszędzie tam, gdzie wyrzucono Matkę Bożą poza margines życia religijnego, dochodziło ostatecznie do degradacji Kościoła. Nie da się bowiem konsekwentnie utrzymać wiary w prawdziwe Wcielenie Jezusa Chrystusa bez przyjęcia prawdy o Bożym macierzyństwie Maryi. Bez Wcielenia zaś, nie ma podstaw do nauczania o Śmierci Chrystusa na krzyżu i o Jego Zmartwychwstaniu. Nawet Bóg umrzeć i zmartwychwstać może tylko w ciele. Bez tego nie byłoby najwspanialszej interwencji Boga w dzieje ludzkości. Bóg, który nie „nabyłby nas za cenę swojej krwi”, nie miałby do nas żadnego prawa. W szczególności nie mógłby nam mówić, jak mamy żyć. Nie byłoby chrześcijaństwa i Kościoła. Ten szatański zamysł oderwania człowieka od Boga realizowany jest przez wieki.

Pierwsze spory mariologiczne pojawiły się zapewne jeszcze za życia ostatnich apostołów jako konsekwencja sporów o tożsamość Chrystusa. Ślady tych drugich znajdujemy w listach św. Pawła i Apokalipsie św. Jana. Wkrótce po soborowych rozstrzygnięciach w Nicei i Konstantynopolu dotyczących Jezusa Chrystusa jako prawdziwego Boga i człowieka, konieczne stało się zdefiniowanie roli Maryi Dziewicy. Bo jeśli zjednoczenie bóstwa z człowieczeństwem nastąpiło już w chwili poczęcia, to Maryja nosiła w swoim łonie nie tylko Jezusa jako człowieka, ale i Syna Bożego. Dlatego może być nazywana Bożą Rodzicielką, czyli Matką Bożą. Błogosławione jest jej łono, które nosiło Syna Bożego i piersi, które On ssał. Ona zaś może być nazwana błogosławioną między niewiastami, pełną łaski i ma prawo do naszego kultu.

Kiedy Marcin Luter przed 500 laty odrzucił kult Matki Bożej, to nie przewidywał pewnie, że uruchomi proces, którego efektem będzie zakwestionowanie podstawowych prawd wiary, a nawet samego natchnienia Biblii. Wskutek tego w wielu wspólnotach protestanckich na Zachodzie dochodzi do zamiany czytania Pisma Świętego podczas liturgii na lekturę np. fragmentów Małego Księcia. Kiedy odrywamy się od faktów, wszystko staje się względne. Dotyczy to nie tylko sakramentów, Urzędu Nauczycielskiego Kościoła czy kapłaństwa kobiet, ale nawet czegoś tak oczywistego na gruncie zdrowego rozsądku, jak małżeństwo rozumiane wyłącznie jako związek mężczyzny i kobiety.

Co innego wydarzyło się dwieście lat później, gdy pojawiły się pierwsze loże masońskie. Tutaj przekreślanie roli Matki Bożej było już elementem świadomego kwestionowania faktu Wcielenia. Dla deistycznego nurtu wolnomularstwa do przyjęcia było istnienie Boga, który byłby architektem świata, jakąś siłą, która dała światu początek i nie interesuje się dalej jego losami. Bóg mógłby być od biedy „Opatrznością”, ale nie Jezusem Chrystusem, który przyjął ciało z Maryi Dziewicy i dzisiaj jest obecny w Kościele. Nurt ateistyczny nie dopuszcza istnienia Boga w ogóle. Dla Jezusa Chrystusa i dla Jego Matki nie ma miejsca w żadnym z nich.

Ci, którzy pamiętają czasy Soboru Watykańskiego II, przypominają sobie także nagonkę przeciwko kard. Stefanowi Wyszyńskiemu, zorganizowaną przez reprezentantów „Kościoła postępowego”, skupionych wokół Tygodnika Powszechnego, Więzi i Znaku. Zarzucali oni Prymasowi Tysiąclecia, że ze swoją maryjnością cofa Kościół w Polsce do średniowiecza i stawia go poza burtą Kościoła Powszechnego. Swoją akcję prowadzili także w Rzymie, choć problemy ze zdobyciem paszportu miało wówczas nawet wielu biskupów zaproszonych na sobór. Działalność „katolików postępowych” była jednak wygodna dla komunistów, którzy już wcześniej nie mogli darować Prymasowi Wielkiej Nowenny przed 1000-leciem chrztu Polski, peregrynacji obrazu Matki Bożej Częstochowskiej i innych form pobożności maryjnej, które poruszały naród i zbliżały go do Chrystusa.

Ostatecznie sobór przyznał rację Prymasowi, ogłaszając Maryję Matką Kościoła i poświęcając jej ósmy rozdział Konstytucji Dogmatycznej o Kościele. Uznał przez to, że kult maryjny należy do samej istoty Kościoła, bo wskazuje na realność wejścia Boga w dzieje ludzkości. Maryja jest dla nas strażniczką tajemnicy Wcielenia. Spór o nią dotyczy ostatecznie nie tego czy odmawiać litanie i różańce, ale czy Bóg i człowiek mają ze sobą w tym świecie coś wspólnego.

"Idziemy" nr 35/2017

opr. ac/ac

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama