W setną rocznicę urodzin św. Jana Pawła II wraz z całym Kościołem i wolnym światem dziękujmy Chrystusowi, który tak owocnie dla nas posłużył się urodzonym przed stu laty papieżem z Wadowic.
W setną rocznicę urodzin św. Jana Pawła II wraz z całym Kościołem i wolnym światem dziękujmy Chrystusowi, który tak owocnie dla nas posłużył się urodzonym przed stu laty papieżem z Wadowic.
Było jak w Izajaszowym proroctwie o Emmanuelu sprzed ponad dwóch tysięcy siedmiuset lat (por. Iz 7,14). Z tą różnicą, że nie pod Jeruzalem, ale pod Warszawę naciągała ze Wschodu armia potężnego imperium, i nie asyryjskiego, ale sowieckiego.
Narodziny niemowlęcia były znakiem cudownego wybawienia narodu. W czasach Achaza chodziło o przyjście na świat Emmanuela zrodzonego z młodej kobiety – dziewicy. Bibliści twierdzą, że w sensie dosłownym był to Ezechiasz, syn Achaza, zrodzony z jego młodej małżonki. W znaczeniu mesjańskim chodziło jednak o zapowiadanego przez proroków Chrystusa. Ale w tamtych czasach nikt chyba, włącznie z Izajaszem, nie rozumiał do końca tej przepowiedni.
W wtorek, 18 maja 1920 r. nieopodal wadowickiego kościoła, gdzie akurat trwało nabożeństwo majowe, w rodzinie Emilii i Karola Wojtyłów – od niedawna kandydatów na ołtarze – przyszedł na świat ich drugi syn, Karol. Było to zaledwie cztery dni po tym, jak Armia Czerwona dowodzona przez gen. Michaiła Tuchaczewskiego rozpoczęła pod Kijowem swój marsz na Zachód. „Urodziłem się w roku 1920, kiedy bolszewicy szli na Warszawę” – powie potem ów Karol, stając jako papież Jan Paweł II nad grobami polskich bohaterów wojny 1920 r. w Radzyminie. Zapewne wówczas, kiedy witano go na świecie, nikt nie sądził, że to za jego sprawą przyjdzie ostateczne zwycięstwo nad czerwonym imperium. I że na tym dziecku wypełni się proroctwo Juliusza Słowackiego o słowiańskim papieżu.
Bezpośrednie zwycięstwo przyszło na polach Ossowa i Radzymina już w sierpniu 1920 r., w wigilię Uroczystości Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. Było ono wywalczone i wymodlone. Nazwano je Cudem nad Wisłą, bo z militarnego punktu widzenia nie mało prawa się zdarzyć. Ale nie było to zwycięstwo ostateczne, bo przegnana spod Warszawy czerwona hydra wróciła we wrześniu 1939 r. pospołu ze swoją brunatną siostrą. Na pół wieku podporządkowała sobie Polskę i całą Europę Środkową. Była to okupacja nie tylko wojskowa, polityczna i gospodarcza, ale także światopoglądowa, religijna i moralna. W łagrach i katowniach krwawe prześladowania cierpieli zarówno szczerzy patrioci, jak i wierni członkowie Kościoła. Bodajże najbardziej sztandarowymi ich przedstawicielami byli gen. Emil Fieldorf „Nil”, rtm. Witold Pilecki, Danuta Siedzikówna „Inka” oraz kard. Stefan Wyszyński, abp Antoni Baraniak, bł. ks. Władysław Findysz i wielu innych. Kościół i wiara chrześcijańska w krajach bloku sowieckiego miały zostać starte.
Historyczny zwrot rozpoczął się 16 października 1978 r., kiedy wspomniany wadowicczanin kard. Karol Wojtyła został wybrany na pierwszego słowiańskiego papieża – zastępcę Chrystusa na ziemi. Kolejne etapy ostatecznego zwycięstwa nad czerwonym imperium wyznaczane były przez papieskie pielgrzymki do ojczyzny, począwszy od tej z roku 1979., przez cudowne ocalenie papieża z zamachu na jego życie 13 maja 1981 r. i wypełnienie przepowiedni fatimskich oraz przez mocny przekaz św. Jana Pawła II zawarty w jego nauczaniu. Z perspektywy czasu widać, jak mylne były nadzieje komunistów, którzy w kard. Wojtyle z Krakowa chcieli widzieć przeciwwagę dla niezłomnego kard. Wyszyńskiego z Warszawy. Wojtyła jako filozof personalista dobrze widział, że komunizm jest nie do pogodzenia nie tylko z wiarą chrześcijańską, ale i z samą godnością człowieka. Obrona zaś czystości i integralności wiary oraz godności człowieka była wpisana w jego kapłańskie, biskupie i papieskie posługiwanie.
Zakłamany i zbrodniczy system musiał upaść, kiedy Duch Święty na wołanie Jana Pawła II „odnowił oblicze ziemi”. Wówczas także pobratymcze narody słowiańskie i inne odzyskały wolność. To był niejako naturalny skutek religijnego i moralnego odrodzenia. Papież nie był przecież politykiem, ale kimś z innego pułapu. Kiedy potem wielu mówiło w pysze: „To ja obaliłem komunizm”, on nigdy tak nie mówił, choć miałby do tego największe prawo. Ale on przecież nie pretendował do roli przywódcy antykomunistycznego powstania. Był „tylko” sługą i świadkiem Chrystusa, który jest Panem historii.
W setną rocznicę urodzin św. Jana Pawła II wraz z całym Kościołem i wolnym światem dziękujmy Chrystusowi, który tak owocnie dla nas posłużył się urodzonym przed stu laty papieżem z Wadowic.
Na koniec jeszcze jedna dobra wiadomość. „Idziemy”, jako tygodnik pokolenia JPII, od tego numeru jest również oficjalnym czasopismem dla diecezji łomżyńskiej. Księdzu Biskupowi Januszowi Stepnowskiemu dziękujemy za zaufanie i polecamy rozmowę z nim na s. 12.
opr. ac/ac