Jesteśmy wspólnotą Chrystusa. Należymy do niego, a nasza wiara powinna być dla nas największą wartością i powodem do dumy. Dlatego nie możemy pozwolić, by inni swobodnie znieważali to, co dla nas jest skarbem
Jesteśmy wspólnotą Chrystusa. Należymy do niego, a nasza wiara powinna być dla nas największą wartością i powodem do dumy. Dlatego nie możemy pozwolić, by inni swobodnie znieważali to, co dla nas jest skarbem. Każdy z nas, nie tylko biskupi czy księża, musi stawać w jej obronie. Zwłaszcza, że powodem ataków na katolicyzm jest często jego nieznajomość i błędy w rozumowaniu.
Tak rozumiem genezę powstania książki „Dla sprawy”. Znajdziemy w niej zbiór esejów G. K. Chestertona, napisanych wprawdzie prawie sto lat temu, ale niezmiennie aktualnych dziś.
Autor pokazuje, że Kościół katolicki jest najbardziej racjonalny w swoich przekonaniach, a argumenty przeciw niemu są kruche i pozbawione logicznych podstaw. Jest wielu, którzy chcą ten Kościół zniszczyć, ale przecież nie można chcieć czegoś zniszczyć, jeśli się tego nie rozumie, nie próbuje poznać. Skąd możemy wiedzieć, że coś jest szkodliwe, jeśli nie wiemy, jak działa?
"Przeciwnicy" Kościoła katolickiego – niektórzy protestanci, ateiści i inni – często wyrywają z kontekstu fragmenty jego doktryny, przerabiają historyczne fakty, przekłamują katolicką moralność i prezentują taką papkę jako sedno katolickiej wiary. Bardzo często zarzucają też Kościołowi błędy, które świecki świat popełnia w o wiele większym stopniu – niesprawiedliwe sądy, poplecznictwo, krwawe wojny i inne. Nie dostrzegają, że Kościół potrafi dostrzec własny grzech i nawrócić się – w przeciwieństwie do świata, który często chowa głowę w piasek.
Chesterton punktuje braki w racjonalnym myśleniu współczesnych ludzi, piętnuje zwyczajne głupoty, demaskuje nielogiczność wielu poglądów, bezsensowność wyrażeń. Trafnie ocenia, że ludzie często nie zastanawiają się, skąd biorą się ich poglądy, myślą skrótowo lub tylko powtarzają bezmyślnie slogany. Jak pisze w jednym ze swoich esejów:
„…ludzie nie wiedzą, jak zacząć myśleć. Nie dość, że ich myślenie jest zapożyczone z trzeciej i czwartej ręki, to w dodatku zaczyna się trzy czwarte drogi od punktu, skąd wyszedł cały tok rozumowania. Ludzie nie zdają sobie sprawy, skąd wzięły się ich własne myśli; nie pojmują implikacji swoich własnych słów. Do każdego wielkiego dziejowego sporu włączają się pod sam koniec, nie mając pojęcia ani jak się rozpoczął, ani czego on w ogóle dotyczy. Rozwijają swe poglądy w oparciu o absolutne prawdy, które gdyby je poprawnie zdefiniować. Uderzyłyby nawet ich samych nie jako absoluty, lecz absurdy. Takie myślenie to tylko gmatwanina, zaś im dłużej się myśli, tym bardziej wszystko się gmatwa. A u podstaw leży zawsze jakieś założenie, które jest wprawdzie dorozumiane, lecz tak naprawdę nie jest zrozumiane”.
O jakich poglądach mowa? Jakie są błędy w protestanckim nastawieniu do świata? Dlaczego optymizm może prowadzić do śmierci? Aby poznać odpowiedzi, zapraszam do lektury tej pozycji, która nie jest łatwa w odbiorze, ale niesamowicie potrzebna, by otworzyć oczy na prawdę, by umieć bronić własnej wiary i przemyśleć własne, być może zmanipulowane przez świat, poglądy i przekonania.
opr. aś/aś