„Kościół od samego początku i aż do dnia Sądu Ostatecznego składał się i będzie się składał z grzeszników. Grzesznikami jesteśmy wszyscy, zarówno pasterze, jak zwyczajni wierni” – pisze o. Jacek Salij OP.
Nowy Testament jawnie i bez osłonek mówi o grzechach, którymi raniony był Kościół już w czasach apostolskich. Przecież wśród dwunastu najbliższych uczniów Pana Jezusa znalazł się złodziej, który wykradał to, co składano na ubogich, a w końcu dopuścił się zbrodni wydania Go na śmierć. A kiedy Jezus znalazł się w rękach swoich wrogów, „wszyscy pozostali uczniowie opuścili Go i uciekli” (Mt 26,56), natomiast najważniejszy z nich, Piotr, wypierał się Go w trzech kolejnych sytuacjach. „Nie wiem, co mówisz”, „nie znam tego Człowieka” – zarzekał się z lęku o swoją skórę.
Spotkania ze Zmartwychwstałym przemieniły apostołów gruntownie. Ze swoim boskim Mistrzem związali się odtąd już nierozerwalnie. Pięćdziesiąt dni po zmartwychwstaniu Jezusa zostali napełnieni Duchem Świętym. W tym dniu kilka tysięcy ludzi, którzy uznali w Jezusie swojego Pana i Zbawiciela, przyjęło chrzest. To był pierwszy dzień istnienia gromadzącego się wokół apostołów Kościoła, a i w dniach kolejnych „coraz bardziej rosła liczba mężczyzn i kobiet, przyjmujących wiarę w Pana” (Dz 5,14).
Tę pierwszą wspólnotę wierzących w Chrystusa Dzieje Apostolskie przedstawiają, jak gdyby składała się ona z ludzi idealnych i bezgrzesznych: „Ci wszyscy, co uwierzyli, przebywali razem i wszystko mieli wspólne. Sprzedawali majątki i dobra i rozdzielali je każdemu według potrzeby. Codziennie trwali jednomyślnie w świątyni, a łamiąc chleb po domach, przyjmowali posiłek z radością i prostotą serca. Wielbili Boga, a cały lud odnosił się do nich życzliwie. (…) Jeden duch i jedno serce ożywiały wszystkich wierzących” (Dz 2,44-47; 4,32).
Jednak autor Dziejów nie próbował nikogo przekonywać, jakoby Kościół – choćby nawet tylko w swoim początkowym momencie – był wspólnotą zrealizowanej utopii. Dość przypomnieć udawaną ofiarność Ananiasza i Safiry (Dz 5,1-11), a zaraz w następnym rozdziale czytamy o tej wspólnocie, iż jedni szemrali przeciw drugim, „że przy codziennym rozdawaniu jałmużny zaniedbywano ich wdowy” (Dz 6,1).
Zatem mamy tu dwa spojrzenia na Kościół: jak powinno być i jak faktycznie jest. Oba spojrzenia są bardzo ważne dla zrozumienia, czym jest Kościół. Autor natchniony chce wzbudzić w nas podziw dla tego ideału, który powinniśmy jako Kościół realizować, a z całą pewnością nie zamierza nas do niego zniechęcać. Owszem, jest on na razie nie do końca osiągalny, jednak jest to taki ideał, który ma moc realnie kształtować nasze życie. Im bardziej się nim przejmiemy, tym więcej się do tego ideału przybliżymy. Zapewne dlatego w Nowym Testamencie mówi się tak często o grzechach i ułomnościach ludzi Kościoła. Bez wyrozumiałości dla grzechu, a zarazem bez potępiania grzeszników, tylko z nadzieją na ich nawrócenie.
Weźmy na przykład Pierwszy List do Koryntian. „Doniesiono mi o was, bracia moi – pisze Apostoł Paweł w pierwszym rozdziale – że zdarzają się między wami spory. Myślę o tym, co każdy z was mówi: Ja jestem Pawła, a ja Apollosa”. Ta kłótliwość bardzo Apostoła martwi: „Jeżeli bowiem jest między wami zawiść i niezgoda, to czyż nie jesteście cieleśni i nie postępujecie tylko po ludzku?” (3,3).
Niestety, zdarzyło się w tej wspólnocie coś znacznie gorszego: „Słyszy się powszechnie o rozpuście między wami i to o takiej rozpuście, jaka się nie zdarza wśród pogan, mianowicie że ktoś żyje z żoną swego ojca. A wy unieśliście się pychą, zamiast z ubolewaniem żądać, by usunięto spośród was tego, który się dopuścił wspomnianego czynu” (5,1n).
Idźmy dalej: Nie brak wśród pierwszych chrześcijan – a cały czas mówimy tylko o jednej gminie korynckiej – sporów majątkowych. Co gorsza, dochodzi do tego, że chrześcijanie spierają się przed sądami pogańskimi, co Apostołowi wydawało się czymś wręcz nieprzyzwoitym: „Bo czyż nie znajdzie się wśród was ktoś na tyle mądry, by mógł rozstrzygać spory między swymi braćmi? A tymczasem brat oskarża brata, i to przed niewierzącymi. Już samo to jest godne potępienia, że w ogóle zdarzają się wśród was sprawy sądowe” (6,4–7).
Cień ludzkiego grzechu padał nawet na największą świętość w Kościele, jaką jest tajemnica Eucharystii: „Zdarzają się między wami spory, gdy schodzicie się razem jako Kościół. (...) Tak więc, gdy się zbieracie, nie ma u was spożywania Wieczerzy Pańskiej. Każdy bowiem już wcześniej zabiera się do własnego jedzenia, i tak się zdarza, że jeden jest głodny, podczas gdy drugi nietrzeźwy” (11,19–21).
Podobne zachowania podczas sprawowania Eucharystii piętnował również Apostoł Jakub: „Gdyby przyszedł na wasze zgromadzenie człowiek przystrojony w złote pierścienie i bogatą szatę i przybył także człowiek ubogi w zabrudzonej szacie, a wy spojrzycie na bogato odzianego i powiecie: «Usiądź na zaszczytnym miejscu!», do ubogiego zaś powiecie: «Stań sobie tam albo usiądź u podnóżka mojego!», to czy nie czynicie różnic między sobą i nie stajecie się sędziami przewrotnymi? (Jk 2,2–4).
Natomiast z Listu do Hebrajczyków dowiadujemy się, że już w czasach apostolskich pojawiło się zaniedbywanie spotkań eucharystycznych przez bardziej oziębłych chrześcijan: „Nie opuszczajmy naszych wspólnych zebrań, jak to się stało zwyczajem niektórych” (10,25). Posłuchajmy jeszcze, jakiej nauki musi udzielać Apostoł Piotr podległemu sobie duchowieństwu: „Paście stado Boże, które jest przy was, strzegąc go nie pod przymusem, ale z własnej woli, jak Bóg chce; nie ze względu na niegodziwe zyski, ale z oddaniem; i nie jak ci, którzy ciemiężą gminy, ale jako żywe przykłady dla stada” (1 P 5,2n).
Ale już dość tych przypomnień. Wszystkie powyższe przytoczenia stanowią nieomylny przekaz słowa Bożego. Obrazilibyśmy jednak ciężko Pana Boga, gdybyśmy chcieli się posługiwać Jego słowem w celu usprawiedliwienia grzechu w Kościele. Nie ma takiego grzechu, z którym w Kościele wolno by nam było się pogodzić. Z powyższych przekazów wynika coś zupełnie innego: że Kościół od samego początku i aż do dnia Sądu Ostatecznego składał się i będzie się składał z grzeszników. Grzesznikami jesteśmy wszyscy, zarówno pasterze, jak zwyczajni wierni. Po to jednak jesteśmy w Kościele, żeby nie godzić się z tym, że jesteśmy grzesznikami. Już dzisiaj – choć wciąż jestem grzesznikiem – przy Bożej pomocy możliwe jest to, że królować we mnie będzie łaska, a nie grzech. Ponadto grzesznikiem mogę i powinienem być coraz mniej.