Artykuł z miesięcznika LIST 05/2009
W lipcu 1990 r. z pielgrzymką do Rzymu udała się grupa ok. pięćdziesięciu ekologów z różnych krajów. Chcieli spotkać się z Janem Pawłem II i poprosić go, aby doktrynalnie uznał, że zwierzęta mają nieśmiertelną duszę. Spotkanie nie przyniosło jednak spodziewanych rezultatów
Trudno się dziwić. Prośba była słabo argumentowana, a na dodatek pątnicy przedstawili kilka innych, dość rewolucyjnych, żądań. Chcieli zakazu myślistwa, wędkarstwa i odławiania zwierząt, przetrzymywania ich w zamknięciu, intensywnej hodowli i zabijania, uznania za etycznie uzasadniony tylko wegetariańskiego lub wegańskiego sposobu odżywiania człowieka. Pragnęli także zaakceptowania przez Papieża stanowiska mówiącego, że eksperymenty naukowe dokonywane na zwierzętach są torturami porównywalnymi z inkwizycją i sprzecznymi z godnością istot, które mają nieśmiertelne dusze.
Przykład ten, jakkolwiek w sposób dość przejaskrawiony, pokazuje pewną, coraz mocniej obecną tendencję do patrzenia na zwierzęta jak na coś więcej niż kawałek mięsa czy materiału na cholewki do butów. Jeszcze zupełnie niedawno ludzie - i to całkiem dobrze wykształceni i mieniący się kulturalnymi - w czasie zabaw dręczyli zwierzęta, doprowadzając je nawet do śmierci. Nikt się temu nie dziwił, nikt nie protestował. Dziś na zwierzęta patrzymy całkiem inaczej i nie wydaje się, aby ta tendencja miała się odwrócić. Nie da się co prawda stwierdzić, że mają one nieśmiertelną duszę -jak tego chcieli wspomniani ekolodzy- naukowcy jednak obserwują wśród niektórych gatunków zachowania, które uznać można za religijne. Nie chodzi tu oczywiście o konkretną religię, ale raczej o pewną postawę wobec rzeczywistości - powiązane ze sobą wierzenia i praktyki odnoszące się do rzeczy świętych, animizowanie pewnych zjawisk przyrodniczych czy zachowywanie rytuałów, niedających się w praktyczny sposób wyjaśnić.
Jednym z najciekawszych zaobserwowanych wśród zwierząt zachowań religijnych jest „taniec na deszczu". Obserwowała go i opisała znana brytyjska badaczka szympansów, Jane Goodall. Dzikie szympansy, nienawidząc burz z ulewami, reagują na nie w ten sam sposób, w jaki reagują na obce szympansy czy przedstawicieli innych gatunków: biegają w tę i z powrotem, wydają hałaśliwe dźwięki i potrząsają mocno gałęziami, aby zademonstrować swoją siłę. Wygląda na to, że uważają, iż za grzmotami oraz wiatrem kryją się jakieś wrogo nastawione istoty, które można przestraszyć i odgonić. Szympansy nadają także sens przedmiotom, które do niczego praktycznego im nie służą. Jedna z trzymanych w niewoli szympansic o imieniu Gua, kiedy opiekujący się nią biolog opuszczał dom, wpadała w przygnębienie. Nastrój poprawił jej niebieski kombinezon biologa, który ciągnęła za sobą jako fetysz chroniący ją do czasu powrotu opiekuna. Czasami, kiedy naukowiec musiał wyjechać na dłużej, pożegnanie odbywało się bez emocjonalnych manifestacji ze strony Gua, jeżeli jeszcze przed wyjazdem dano jej kombinezon opiekuna. Szympansy często gromadzą całkowicie bezużyteczne przedmioty i niczym amulety noszą je przez bardzo długi czas ze sobą.
Pewne rytualne zachowania zwierząt, które w odniesieniu do ludzi nazwać moglibyśmy magicznymi, zaobserwowano także wśród gęsi. Wybitny badacz zachowania zwierząt, Konrad Lorenz, opiekował się kiedyś gęsią gęgawą o wdzięcznym imieniu Martyna. Nauczył ją - po wielu próbach - wchodzenia codziennie wieczorem po schodach do sypialni. Wędrówka od drzwi wejściowych przez schody do pokoju odbywała się zawsze według tego samego schematu: Martyna zawsze skręcała w tym samym miejscu, tj. przy oknie i zawsze wchodziła na stopień z jego lewej
strony. Wcale nie była to najkrótsza i najprostsza droga. Pewnego wieczoru Lorenz zapomniał wpuścić gęś do domu o zwykłej porze. Kiedy się zorientował, na zewnątrz było już ciemno. Gdy otworzył drzwi, zniecierpliwiona Martyna wbiegła do domu i najkrótszą drogą udała się w kierunku schodów wstępując na stopień z prawej strony. Zupełnie pominęła codzienny rytuał. Na piątym schodku zatrzymała się jednak nagle, przyjmując postawę, jaką zwykle przyjmują gęsi w stanie największego zagrożenia, wydała ostrzegawczy okrzyk i zamarła. Po chwili pospiesznym krokiem, ale bardzo uważnie, zeszła ze schodów w sposób, jaki robiła to codziennie, podeszła do wejściowych drzwi i weszła na schody tą samą, rytualną drogą co zawsze. Jak pisze Lorenz, komentując to zdarzenie: „nawyk stał się obyczajem, którego gęś nie mogła naruszyć bez uczucia strachu", jakby pominięcie któregoś z elementów miało grozić jej jakimiś strasznymi konsekwencjami. Lorenz przytacza też zabawną anegdotę o pewnym amerykańskim kaznodziei, który kupił konia należącego wcześniej do pewnego notorycznego pijaka. Koń w czasie podróży z pobożnym głosicielem Słowa Bożego zatrzymywał się na chwilę przy każdej napotkanej karczmie. Nowy właściciel stracił przez to dobrą opinię wśród mieszkańców gminy i sam popadł w alkoholizm.
Czyż rytualne zachowania zwierząt nie przypominają nam niektórych naszych, mających zapewnić nam powodzenie w danej sprawie. Bardzo często, jeśli coś nam się raz uda, przy następnym razie staramy się odtworzyć dokładnie te same warunki (m.in. ubiór, gesty), które mają nam pomóc w powtórzeniu sukcesu. A to przecież opisywana przez etnografów i religioznawców magia powtórzeń.
Wydawać by się mogło, że śmierć jest wśród zwierząt czymś tak naturalnym, że wręcz niezauważalnym, że nie przeżywają one w związku z tym żałoby. Wiele obserwacji potwierdza ten fakt, ale są i takie, które pokazują coś zupełnie innego. Tu znów z reguły wyłamują się naczelne. Jeden z biologów badający szympansy w ich naturalnym środowisku zauważył pewnego razu, że kiedy jeden z nich zmarł tuż przed zmrokiem, pozostałe udały się na nocleg. Jednak o świcie następnego dnia w absolutnej ciszy zgromadziły się wokół zwłok współplemieńca. Niektóre odważyły się wyjść nieco do przodu. Wreszcie jakaś samica z wiszącym u jej boku dzieckiem ostrożnie zbliżyła się do zmarłego i obwąchała go. Następnie odwróciła się do pozostałych członków grupy i pokiwała głową. Wówczas wszyscy rozeszli się w milczeniu. Pozostał tylko jeden szympans, cierpiący na porażenie dziecięce. Przez jakiś czas siedział przy zmarłym i nieustannie na niego patrzył, jakby nie mógł rozstać się z widokiem śmierci. Wreszcie i on odszedł. Przez cały dzień nie było słychać żadnych szympansich głosów.
Żałobę w świecie zwierząt obserwowano również wśród szarych gęsi i słoni. Gęś po stracie partnera nie wiąże się już z żadnym innym, a trzeba dodać, że ptaki te potrafią żyć nawet dwadzieścia pięć lat. Zmieniają swoje zachowanie, wycofują się z zajmowanych w grupie pozycji, często pojawia się coś, co moglibyśmy nazwać apatią.
Słonie, widząc konającego osobnika dotykają go trąbą, próbują go podnieść za pomocą kłów, zachęcić do wstania. Po jego śmierci przez kilka dni codziennie gromadzą się wokół zwłok. Czasem przykrywają je gałęziami. Spotkawszy na sawannie szczątki innych słoni otaczają je kręgiem, przewracają kości trąbami, dotykają delikatnie czaszki. Istnieje nawet legenda mówiąca, że odwiedzają one kości zmarłych członków rodziny. Karen McComb z University of Sussex w Wielkiej Brytanii dowiodła jednak, że to tylko mit. Zajmowała się słoniami w Narodowym Parku Amboseli w Kenii. Wraz z innymi naukowcami postanowiła przeprowadzić pewien test: umieściła trzy różne czaszki (słonia, bawołu i nosorożca) w pobliżu miejsca żerowania około dwudziestu rodzin, filmując dalsze wydarzenia z dużej odległości. Słonie spędziły zdecydowanie więcej czasu na wąchaniu i dotykaniu wybielonej czaszki słonia niż czaszek bawoła czy nosorożca. Gdy do testu dołączono czaszki trzech dopiero co zmarłych słoni (z czego jedna należała do martwego członka stada), okazało się, że słonie nie wykazywały większego zainteresowania czaszką ich byłego pobratymca. Były równie zaintrygowane obcymi szczątkami. Naukowcy do dziś zastanawiają się jak to się dzieje, że słonie potrafią rozpoznać czaszki współziomków, skoro w normalnych warunkach są one pokryte skórą...
Obserwując pewne zachowania zwierząt trudno nie zadać sobie pytania o to, czy nie „zastanawiają się" one nad tym, co dzieje się z nimi po śmierci. Z pytaniem tym naukowcy udali się do samego źródła. Zapytano kiedyś, posługującą się językiem migowym, gorylicę Koko, co się dzieje z gorylami po śmierci. Odpowiedziała: „idą do wygodnej jamy na uboczu". Szympans bonobo o imieniu Kanzi, porozumiewający się za pomocą komputerowej tablicy ze znakami, miał odpowiedzieć na to samo pytanie, że bonobo „idą do wielkiej czarnej dziury". Inna z szympansic o imieniu Sara, również posługująca się językiem migowym, miała kiedyś powiedzieć: „Sara boi się odejść". Świat naukowy nie uznał jednak wyników tych badań ze względu na zbyt duże zaangażowanie opiekunów w eksperymenty.
Trudno nam jednoznacznie stwierdzić, czy dane zachowania zwierząt są rzeczywiście religijne, czy wiążą się z przyjmowaniem określonej postawy wobec świata, a może wynikają z czegoś innego. Może św. Franciszek, głosząc swoje kazanie do ptaków, wiedział trochę więcej o religijności zwierząt niż my.
opr. aw/aw