Istnieją prawda, piękno i dobro. Istnieje absolut, który można, a nawet powinno się poznawać i wyczuwać
Wydawnictwo M
ISBN: 978-83-7595-600-9
Pamięć o Ojcu nie jest tylko jednym ze wspomnień. Kiedy pamiętamy o naszym ojcu, zazwyczaj robimy to, oddając mu cześć i ukazując wobec niego wdzięczność. Wspomnienie sprawia, że od razu szukamy jakiegoś konkretnego gestu, który pozwoli okazać mu naszą miłość: odwiedziny, rozmowa przez telefon, uściski, list. W odniesieniu do naszego Ojca w niebie takim gestem miłości, który sprawia, że nasza pamięć jest pamięcią żywą, jest przyjmowanie Jezusa Chrystusa w Komunii Świętej. Jezus tak nauczał podczas Ostatniej Wieczerzy: czyńcie to na moją pamiątkę. Kto mnie przyjmuje, przyjmuje mojego Ojca, który mnie posłał. I od tamtej nocy Eucharystia jest upamiętnieniem naszej wiary.
5.06.1999, tłum. X. B. i H. P.-B.
Przebywamy, jak tamtej nocy Piotr, na jeziorze: z jednej strony obecność Pana ośmiela nas do stawienia czoła falom wyzwań; z drugiej zaś mamy poczucie samowystarczalności i próżności, czystej pychy, która kreuje zagrażającą nam kulturę śmierci i odczuwamy strach przed zatonięciem podczas burzy. Pan jest tam obecny: wierzymy w to mocą i pewnością, które pochodzą od Ducha Świętego. Ale tym, co szczególnie wzywa naszego Pana, jest krzyk wielu nienarodzonych dzieci: codzienne ludobójstwo, ciche i chronione prawem; również jest tam wołanie opuszczonego umierającego, który prosi o odrobinę czułości, na którą w tej kulturze nie ma miejsca; jest tam także wiele ubogich rodzin niemogących się odnaleźć w świecie konsumpcji i materializmu. Wobec tej antynomii, w obecności chwalebnego Jezusa Chrystusa, dzisiaj, zjednoczeni jako wierny lud Boga, wołamy jak Piotr, gdy zaczął tonąć „Panie, ratuj” (Mt 14,30), i wyciągamy naszą dłoń, aby uchwycić się Jedynego, który może dać prawdziwy sens naszej wędrówce po falach.
3.08.1999, tłum. X. B. i H. P.-B.
Tak jak dobry Pasterz bierze zagubioną owieczkę na swoje ramiona, tak my chcemy wyciągnąć pomocną dłoń, dać odczuć Bogu, że Jego lud jest z Nim. Że nie jest On sam z Jezusem w zadaniu polegającym na leczeniu ran, na powrocie do domów tych, co są rozproszeni i zagubieni. Wyciągnięcie pomocnej dłoni jest gestem naszego Ojca i w tym winniśmy go naśladować. Tak jak wówczas, gdy niesiemy naszych świętych na platformach i wszyscy chcą wyciągnąć rękę, aby go dotknąć choćby przez chwilę. Gdy ktoś wyciąga pomocną dłoń – będącą blisko serca, tak blisko, że czuje się jej ciężar – wówczas inny odnajduje własne miejsce w życiu. Gdy wychodzimy naprzeciw potrzebom naszych braci i sióstr, doświadczamy, z podziwem i wdzięcznością, że ten Drugi niesie nas na ramionach. Od małego nas nosił, nie raz nam pomógł powstać, z radością i miłością ojca, który niesie swoje dziecko na rękach.
7.08.1999, tłum. X. B. i H. P.-B.
Istnieje proces zubożania słów (słów bez treści, słów, które nie stają się ciałem). Słowa te są pozbawiane swojej zawartości, przez co Chrystus nie zjawia się w nich jako człowiek, ale jako idea. Mamy do czynienia z deprecjacją słów. Jest to kultura nominalistyczna. Słowo straciło swoją wagę, jest puste. Brakuje mu wsparcia, brakuje mu „iskry”, która by je ożywiła i która opiera się właśnie na ciszy.
Pozwolę sobie coś zaproponować: powinniśmy stworzyć kulturę spotkania.
Nigdy nie powinniśmy zaprzestawać patrzenia na twarze cierpiące, bezbronne i przerażone, gdyż one nas pobudzają, abyśmy więcej badali, studiowali, pracowali i wierzyli. Człowiek, zarówno mężczyzna, jak i kobieta, to on powinien znajdować się w centrum naszych poczynań.
1.09.1999, tłum. X. B. i H. P.-B.
Nie można edukować w oderwaniu od pamięci. Pamięć to potencjał scalający i integrujący. Rozum pozostawiony swym własnym siłom wykoleja się, a pamięć staje się witalnym centrum rodziny lub miasta. Rodzina bez pamięci nie zasługuje na miano takowej. Rodzina, która nie szanuje i nie troszczy się o swoich dziadków, którzy są jej żywą pamięcią, to rodzina zdezintegrowana; przy czym rodzina i miasto, o których pamiętamy, to rodzina i miasto z przyszłością.
Zmiana statusu prawnego naszego miasta nie może oznaczać „zaczynania od nowa”. Dla tego, kto nie ma przeszłości, nie ma osiągnięć. Wszystko to przyszłość, wszystko musi być robione od zera.
Zamiast być jedynie atomami, które nabierają wartości tylko złożone w całość, powinniśmy stworzyć nowe żywe dzieło wyższej kategorii, które by nas połączyło, nie skreślając przy tym nas jako jednostki. Połączmy się w harmonii, nie rezygnując przy tym z tego, co mamy, tego, co transcendentne.
Jak to zrozumieć, że niektóre obszary edukacyjne zajmują się wszystkimi możliwymi tematami i kwestiami, ale zawsze jest ten jeden wielki temat tabu: Bóg?
Wydawałoby się, że przestrzeń publiczna powinna być „light”, czyli zabezpieczona przed przekonaniami osobistymi, możliwe do przyjęcia są jedynie postawy niejasne, lekkomyślne lub na korzyść sił rządzących.
Najbardziej doświadczeni nauczycieli, którzy ufają swoim skutecznym metodom nauczania, czasem mają trudności w kontakcie z mrocznym i odległym światem nastolatków. Przyznajmy, że spotykamy się z nastolatkiem, który nie szanuje, nie ma motywacji do nauki, oraz z nauczycielem, który nie zna problemów nastolatków. Taki układ nie ma szans powodzenia, nie dochodzi do spotkania.
Jest duża potrzeba spójności. Wzajemne oskarżanie się nic tu nie pomoże. Jako społeczeństwo powinniśmy stworzyć jasność, aby przezwyciężyć różnice, aby nie marnować energii, tworząc coś i jednocześnie to niszcząc.
Edukacja powinna służyć kształtowaniu, wręcz ukształtowaniu życia. Ten punkt widzenia, powinien być jednocześnie drogą do spotkania tego, kto naucza, i tego, kto się uczy, żeby mogli się lepiej zrozumieć. Oni najlepiej zrozumieją się nawzajem w kwestiach współczesności, historii, społeczeństwa, kultury i świata.
Potrzebujemy edukacji, która zachowa to, co istotne, wraz z fundamentem.
Istnieją prawda, piękno i dobro. Istnieje absolut, który można, a nawet powinno się poznawać i wyczuwać.
Potrzebujemy edukacji, która preferowałaby formowanie społeczeństwa obywatelskiego. Oby edukacja była miejscem spotkania i wspólnych wysiłków, gdzie uczylibyśmy się funkcjonować jako społeczeństwo, gdzie społeczeństwo uczyłoby się funkcjonowania jako społeczeństwo solidarne. Musimy się nauczyć nowych form tworzenia miasta ludzi.
Wszyscy jesteśmy zaproszeni do budowania kultury spotkania, realizowania i dzielenia tego nowego zaczynu, co się wiąże z ożywiającą pamięcią o naszej chlubnej historii solidarnej ofiary, o walce z różnymi rodzajami zniewoleń i o integracji społecznej.
Przekonujemy się raz jeszcze, że całość przewyższa cząstkę, czas przewyższa przestrzeń, rzeczywistość przewyższa ideę, a jedność przewyższa konflikt.
I wreszcie pytamy z pewną obawą: jaki świat pozostawimy naszym dzieciom? Właściwie lepiej byłoby się zastanowić: jakie dzieci pozostawimy temu światu?
28.03.2001a, tłum. X. B. i H. P.-B.
Chcemy podkreślić, że „koniec nowoczesności” oznacza upadek podstawowych [obiektywnych] fundamentów, co w ostatecznym rozrachunku prowadzi do utraty wiary w rozum.
W początku XXI wieku już nie istnieje rozsądek, sens, a jedynie wiele fragmentarycznych, cząstkowych sensów. Samo poszukiwanie prawdy – a nawet sam ideał „prawdy” – został zanegowany: jeśli już coś można uznać za „prawdę” [to jest to jedynie prawda częściowa] bez aspiracji do powszechnego uznania, różne perspektywy, wymienne opinie. Relatywizm jest więc wynikiem tak zwanej „polityki konsensusu”, której działanie zawsze wiąże się z równaniem w dół. To jest czas „słabego myślenia”.
28.03.2001a, tłum. X. B. i H. P.-B.
opr. aś/aś