Papieskie Orędzie na Światowy Dzień Pokoju 2020 okazuje się prorocze. Jeśli pragniemy nadziei na pokój, musimy wyruszyć w drogę, aby go budować
Pokój wzrasta na żyznej glebie nadziei. Wyjaśnia to Orędzie Papieża Franciszka na Światowy Dzień Pokoju 1 stycznia 2020 r. Rzecz w tym, że człowiek nie tylko potrafi mieć nadzieję na pokój, ale też dobrze wie, że nadzieja oznacza konieczność wyruszenia w drogę, by go budować. Nie wolno słuchać głosu zniechęconych. Nadzieja rodzi nowe szlaki pojednania, bo nie godzi się na konflikt jako dolę człowieka. A wiadomo, że procesom trzeba towarzyszyć, z cierpliwością i determinacją. Trochę jak rolnik, który po zasiewach planuje dalsze prace (nawadnianie, odchwaszczanie, nawożenie...), jeśli chce mieć nadzieję na dobre zbiory.
Nadzieja jednak nie rośnie sama, jak pojedynczy grzyb. Potrzebuje trzech różnych użyźniaczy.
Pierwszym jest pamięć. Wojny przyniosły niesłychane zniszczenia. Rozpętały bezsensowną przemoc. Stworzyły ogromne podziały. Uniemożliwiły relacje. Dokonały spustoszenia w sumieniach. Wyjałowiły kultury. Papież Franciszek przypomina przypadek Hibakusha, tych, którzy przeżyli bombardowania atomowe Hiroszimy i Nagasaki — przekazują oni z pokolenia na pokolenie horror i niewypowiedziane cierpienie, doznane podczas tak już odległego w czasie wydarzenia (w sierpniu 1945 r.), które odcisnęło głęboki ślad w ich ciałach: ból, okaleczenia, depresja, choroby, bezsenność, przemoc fizyczna i psychiczna, zniszczenie środowiska... Tak jak wówczas, również i dziś niezliczona jest liczba niewinnych ofiar i traum wojennych.
Drugim użyźniaczem jest nadzieja na pojednanie. Pisze Bergoglio: «Wojna, jak wiemy, często zaczyna się od niechęci do inności drugiego, która podsyca pragnienie posiadania i podporządkowania sobie. Rodzi się w sercu człowieka z egoizmu i pychy, z nienawiści, która popycha do niszczenia, do stworzenia negatywnego obrazu drugiego, do wykluczenia go i usunięcia. Wojna żywi się zniekształcaniem relacji, dążeniem do hegemonii, nadużywaniem władzy, strachem przed innym i przed odmiennością, postrzeganą jako przeszkoda; a jednocześnie wszystko to podsyca». Chodzi zatem o to, by wytyczyć drogi pojednania, gdzie drugi nie będzie postrzegany jako rywal-wróg, lecz przyjmie oblicze brata. Co jest przeszkodą na tej drodze? Złudzenie bezpieczeństwa, które pogłębiane przez strach, zatruwa relacje między narodami i uniemożliwia dialog. Wydaje się wówczas, że wystarczy bronić granicy lub wnieść mury, by czuć się bezpiecznie. Najbardziej oczywistym tego przykładem jest wyścig zbrojeń. Myślano, że równowaga strachu będzie mogła powstrzymać wojny, lecz rezygnacja z broni nuklearnej nie rozwiązała konfliktów między narodami. Przeciwnie, doprowadziła do wzrostu nieufności i zwiększyła rywalizację w produkowaniu broni coraz bardziej wyrafinowanej i kosztownej. Bardziej konstruktywne jest natomiast, jak przypomina orędzie, «porzucenie chęci panowania nad innymi i nauczenie się patrzenia na siebie nawzajem jako na osoby, jako na dzieci Boże, jako na braci. Drugiego nigdy nie można sprowadzać do tego, co mógł powiedzieć lub uczynić, ale trzeba widzieć obietnicę, którą w sobie niesie».
Trzecim użyźniaczem jest nawrócenie ekologiczne. Jest to znak czasów, co wyraźnie ukazał niedawny Synod poświęcony Amazonii. Pragnienie pokoju panuje tam, gdzie zagrabianie dóbr wspólnych prowadzi do przemocy w stosunku do ludzi i do różnych kultur. Potrzebny jest nowy sposób mieszkania na planecie, akceptacji różnorodności, szanowania życia, troszczenia się o terytorium, zabiegania o wspólne dobro planety. Nawrócenie rozpoczyna się od słuchania i kontemplacji, a potem staje się stylem, działaniem, gestem, uczestnictwem. Inaczej mówiąc, jego wyrazem jest troska o stworzenia, a nie o ogólnie pojmowane środowisko.
Dlatego właśnie «nie można osiągnąć pokoju, jeśli go się nie spodziewamy». Jesteśmy w drodze. Trzeba niestrudzenie wytyczać ścieżki, niewidzialne dla Google Maps, ale rozpoznawalne dla serc z ciała. Ma rację Franciszek: «Kultura spotkania między braćmi i siostrami zrywa z kulturą pogróżek». Człowiek jest zdolny do wielkich niespodzianek. Albo też, jak pisał ks. Primo Mazzolari, «najgroźniejszą prochownią jest sumienie». Kiedy człowiek otwiera się na drugiego, otwierają się nieskończone horyzonty. Nadzieja pomaga zmartwychwstawać codziennie. Kontynuować niedokończone drogi. Przywracać energię egzystencjom zaparkowanym na poboczach drogi. Świat jest zmęczony pustymi słowami — potrzebuje budowniczych pokoju, którzy nie godzą się na zło. Mówiąc słowami Charles'a Péguy, «Bóg uczynił nam nadzieję». Poniżej nadziei, która dzień po dniu buduje dobro pokoju, nie ma nawet prawdziwego człowieczeństwa. Dlatego mieć nadzieję znaczy w każdej chwili wznosić toast za życie. To piękny sposób przywitania nowego roku. Wszystkiego dobrego!
opr. mg/mg
Copyright © by L'Osservatore Romano (1/2020) and Polish Bishops Conference