Czasem tylko się dziwię

Rozmowa z o. Michałem Leganem, misjonarzem miłosierdzia

Rozmowa z o. Michałem Leganem, misjonarzem miłosierdzia

Czasem tylko się dziwię
Misjonarze miłosierdzia z Polski - fot. nadesłał o. Remigiusz Langer OFM

Został Ojciec jednym z 1071 misjonarzy miłosierdzia. Czego papież od Was oczekuje?

– Powiedział to wprost: nie ustawajcie w głoszeniu miłosierdzia Bożego. Prawo kanoniczne przewiduje, że z pewnych grzechów może rozgrzeszyć tylko Stolica Apostolska. Papież podzielił się swoim przywilejem, łaską zarezerwowaną dla niego. Stysiąckrotnił ją!

Czy ta ulewa łaski zachęci do pojednania z Bogiem osoby, które omijają konfesjonały szerokim łukiem?

– Bez przerwy doświadczam tego, że jeśli stwarzamy ludziom szanse i możliwości, to oni chcą się pojednać z Bogiem. Na przykład na Przystanku Jezus, gdzie spowiednicy są dostępni 24 godziny na dobę. Co ważne, nie przyjeżdżają tam na swoich warunkach, ale muszą przyjąć zasady obowiązujące na Woodstocku. Gdy spowiadam w kościele, penitenci przyjmują moje zasady, ale gdy jestem na Przystanku Jezus i chcę przetrwać, muszę wejść w tamtą rzeczywistość. Jeśli zacznę gadać banały, młody odwróci się na pięcie i odejdzie. On chce zobaczyć szczerego świadka, który organicznie przeżywa swoją wiarę. Na porządku dziennym są spowiedzi, które trwają kilka godzin albo całą noc. Spowiednik przez długi czas słucha o wszystkim, tylko nie o grzechach. Słucha i nie ocenia po to, aby na koniec ktoś powiedział o tym, co intymne, wstydliwe, bolesne. Aby powiedział to, z czym nigdy nie przyszedłby do konfesjonału.

I?

– I jego serce zostaje uwolnione, a kajdany zerwane. Rola kapłana polega na tym, aby stworzyć przyjazne warunki, być cierpliwym, nie osądzać penitenta, nie gorszyć nim, ale zrobić to, co na jego miejscu zrobiłby Jezus – dać słowa przebaczenia, dobroci, radości i pocieszenia.

Na co dzień spowiada Ojciec na Jasnej Górze. To kolejne miejsce, gdzie ludzie przynoszą wszystko, co mają?

– I tak, i nie. Spotkałem ludzi, którzy przygotowywali się do spowiedzi przez cały rok i specjalnie przyjechali tu, na Jasną Górę, aby zacząć od nowa, powiedzieć Panu Bogu o tym, co od lat skrywali w sercu, ale nigdy tego nie nazwali. To jasnogórska klasyka, tu jest konfesjonał narodu. Ale oprócz takich spowiedzi, kiedy widać, że człowiek naprawdę pragnie zmienić swoje życie i ma to głęboko przemyślane, jest cała masa spowiedzi nieprzygotowanych, odruchowych.

Spontanicznych?

– Nie bardzo. Spontaniczność zakłada szczerość i odwagę. A tu chodzi po prostu o to, że spowiedź jest z marszu. „Z mężem się przemówiłam, rozproszenia na paciorku miałam, zupę w piątek na kościach gotowałam”. Słychać, że tu nie ma pogłębionego rachunku sumienia. Czasami ma się wrażenie, że jest to tylko rytuał – pielgrzymka do Częstochowy, no to spowiedź musi być.

Wróćmy do spotkania z papieżem. Jaki był jego klimat?

– Rozmodlona wspólnota kapłańska jest pięknym doświadczeniem. Spotkanie z papieżem miało bardzo osobisty charakter. Ojciec Święty wspominał własne spowiedzi, które zmieniły jego życie. Przyjął perspektywę penitenta. Zadbał o to, abyśmy my, kapłani, mniej rozważali swoją misję i przestali się zastanawiać nad tym, co czujemy, a skupili się na tym, co przeżywają osoby przystępujące do spowiedzi. To zasadnicza zmiana perspektywy.

Jakie grzechy zastrzeżone dla Stolicy Apostolskiej będą mogli rozgrzeszać misjonarze miłosierdzia?

– Jest pięć grzechów, z których może rozgrzeszyć tylko Stolica Apostolska. To profanacja Najświętszego Sakramentu, przemoc wobec Ojca Świętego, rozgrzeszenie wspólnika grzechu przeciw szóstemu przykazaniu, zdrada tajemnicy spowiedzi oraz święcenia biskupie bez papieskiego upoważnienia. W Roku Miłosierdzia z czterech pierwszych mogą zwalniać, a następnie rozgrzeszyć misjonarze miłosierdzia.

Skąd będzie można się dowiedzieć, gdzie spowiadają misjonarze miłosierdzia?

– Prawdopodobnie większość diecezji opublikuje takie informacje na swoich stronach WWW. Ale pierwszym krokiem powinna być „zwykła” spowiedź u „zwykłego” księdza. Jeśli wyznam na spowiedzi grzech, który jest zastrzeżony dla tej posługi, ksiądz będzie o tym wiedział i poradzi, jak się w tej sytuacji zachować. Przestrzegam przed myśleniem: „Ja to się muszę wyspowiadać u misjonarza miłosierdzia”. Dzielenie spowiedników na „normalnych” i „nadzwyczajnych” byłoby dużym błędem.

A więc adresatami słów papieża są wszyscy kapłani. Franciszek mówił: „Niech wasze ręce błogosławią i pocieszają braci i siostry jak ojcowskie dłonie, niech poprzez was spojrzenie i ręce Ojca spoczną na dzieciach i uleczą ich rany”.

– Dokładnie. Każdy kapłan ma objawiać miłosierdzie Ojca. Po drugie – jeszcze bardziej fascynujące – ma pokazywać matczyne oblicze Kościoła, który jest łagodny, nie oskarża, nie ocenia penitenta. I po trzecie – spowiednicy mają okrywać nagość tych, którzy przychodzą do spowiedzi i odsłaniają swoje wrażliwe dusze.

I jeszcze jedno. Posługa misjonarza miłosierdzia to żaden order za zasługi czy dowód większego zaufania. Wprost przeciwnie! To dowód większej troski Kościoła o nas.

Gdzie zastała Ojca informacja o nominacji?

– Papież posłużył się Papieską Radą ds. Krzewienia Nowej Ewangelizacji, a Rada posłużyła się metodą najprostszą – wysłała mi mejla. Bez pompy i patosu. Zwyczajnie i naturalnie napisała: „Idź i rób”.

Jak zachęcić do sakramentu pokuty kogoś, kto został zraniony w konfesjonale?

– Nie gadać, bo to chyba jeszcze nigdy nie poskutkowało. Modlić się i dać świadectwo, jak sakrament pokuty działa w moim życiu. Ale najpierw trzeba samemu przeżyć uwolnienie i intymną bliskość z Bogiem. Jeśli człowiek ma autentyczne doświadczenie Boga, który przebacza, widać to w jego gestach, słowach, a nawet na jego twarzy. Ktoś, kto patrzy z boku, zachwyci się i z dobrą zazdrością pójdzie za przykładem.

Wyobrażam sobie, że posługa w konfesjonale jest bardzo trudna. Czy słuchanie o pełnej palecie grzechów może umacniać kapłańskie życie?

– To trudne, fakt, ale nie wyobrażam sobie swojego kapłaństwa bez spowiadania. Rzadko coś daje mi tak wielką radość, jak widok osoby otwartej na Pana Jezusa, która odchodzi uwolniona, bo dostała nowe życie. Pierwszą osobą, którą wyspowiadałem, była moja babcia. W dniu prymicji kazała wszystkim wyjść z pokoju. Miała prawie 100 lat. Zrozumiałem wtedy, że w spowiadaniu wcale nie chodzi o mnie: o moje uczucia, wrażenia, emocje. To nie ma znaczenia! Przecież kiedy świeżo upieczony ksiądz spowiada swoją babcię, to wie, że nic mądrego jej nie powie. Że nie chodzi o napominanie i nawracanie, ale zaufanie, że to Pan Jezus jest na moim miejscu. To był piękny początek. Potem na Jasnej Górze, w ciągu pierwszych dwóch tygodni kapłaństwa, „zaliczyłem” cały Dekalog. Pan Bóg dał mi łaskę, żeby zanieść Jego przebaczenie na wszystkie rodzaje grzechów. Ciągle mi przypominał, że jestem tylko narzędziem. Pamiętam spowiedź pani, która nie pojednała się z Panem Bogiem przez 40 lat swojego życia zawodowego. Dlaczego? Bo pomagała w gabinecie, w którym dokonywano aborcji. Można policzyć – była współwinna śmierci setek i tysięcy dzieci. Gdyby chodziło o moje poczucie sprawiedliwości i moje emocje, chyba wygoniłbym ją z konfesjonału. Ale ja tam tylko siedziałem. To Jezus Chrystus powiedział: „Ja odpuszczam tobie grzechy”. Jedyne, co mogłem zrobić, to się dziwić. Skandal miłosierdzia! Czasami tak właśnie mam – tylko się dziwię. A wszystko po to, aby uświadomić sobie, że mi Pan Bóg wybaczył jeszcze więcej.

Pytanie z tezą. Bardziej czuje Ojciec radość z posługi misjonarza miłosierdzia czy wręcz fizyczny ciężar tej odpowiedzialności?

– Co ja czuję? Nie wiem. Pewien biskup mówił, jak sobie radzi z trudnymi kapłanami. Powierza im poważniejsze zadania, np. promuje na proboszczów. W ten sposób chce dać im szansę, żeby poczuli się odpowiedzialni i przestali myśleć o sobie, a rzucili się w to, co daje Bóg i Kościół, czyli w misję i rozdawanie. I chyba właśnie to czuję. Kościół popatrzył na mnie z troską i powiedział: „Dajmy mu robotę, pomóżmy mu”.

o. dr Michał Legan OSPPE
Paulin, misjonarz miłosierdzia, mieszka na Jasnej Górze. Wykładowca Uniwersytetu Jana Pawła II w Krakowie.

opr. ac/ac

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama