Jest zasadnicza różnica pomiędzy zwalczaniem zła, a stawianiem pod pręgierzem całego środowiska
W najnowszym wydaniu kwartalnika „Więź” przeczytałem tekst, który głęboko mnie poruszył. Damian Jankowski opisał swój ból związany z poczuciem odrzucenia, jakiego doświadczył ze strony przedstawicieli Kościoła. Chciał być księdzem. Przeszkodą okazała się jednak niepełnosprawność. Nie tak bardzo zaawansowana, aby rzeczywiście mogła z góry skazywać go na nieprzyjęcie do zakonu. Dlatego Damian próbował. Miał w pamięci ks. Jana Kaczkowskiego, który również był osobą niepełnosprawną. Poszedł więc z prośbą do dominikanów, potem do redemptorystów. Za każdym razem ta sama, odmowna odpowiedź.
Swoją nieukończoną drogę do życia zakonnego podsumował odważnie: „Kościelna instytucja pozostaje daleko w tyle za mentalnością świecką. Otwarte odrzucenie osoby ze względu na fizyczną niepełnosprawność (na całym świecie nazywana przejawem dyskryminacji) w Kościele nazywa się «wolą Bożą»”.
Możemy się oburzać, że kolejny raz spada na Kościół krytyka. Albo twierdzić, że przełożeni zakonni, którzy Damiana odsyłali z niczym, kierowali się dobrem Kościoła, w którym muszą pracować pełnosprawni księża. Może ktoś uzna, że te wytłumaczenia są słuszne. Moim zdaniem nie. Nawet jeśli w przeszłości stosowaliśmy takie kryteria w rozeznaniu powołania kapłańskiego, ten czas się skończył. Musi się skończyć. Wartości człowieczeństwa, a za tym także kapłaństwa, nie możemy już więcej postrzegać w sile, którą ceni świat, ale w mocy piękna konkretnego życia, które z miłości oddaje się innym. Takie, jakie ono jest w swoich ludzkich ograniczeniach. Ale czy na takie myślenie rzeczywiście nas stać? Czy nie jesteśmy wciąż niewolnikami pojęcia Boga, który chce dominować, a nie służyć? Czy nie budzi naszego niepokoju przekonanie, że Bóg będzie bardziej obecny w tym świecie przez zdobywanie władzy niż przez ogromną siłę miłości, jaka tkwi w samooddaniu?
Jeśli ktoś szuka światła, które może przed nami otworzyć nową perspektywę Kościoła, nowe rozumienie też samego człowieczeństwa, polecam gorąco rozmowę z Jeanem Vanier, którą przedrukowaliśmy z tego samego wydania „Więzi”. Za co bardzo Redakcji „Więzi” dziękujemy.
Ks. Mirosław Tykfer, redaktor naczelny
opr. mg/mg