Medjugorie i Eucharystia

Bliskość Jezusa ukrytego w Najświętszym Sakramencie z letniego protestanta uczyniła prawdziwie wierzącego katolika. A droga do odkrycia pełni wiary wiodła go przez Medjugorie

Bliskość Jezusa ukrytego w Najświętszym Sakramencie z letniego protestanta uczyniła prawdziwie wierzącego katolika. A droga do odkrycia pełni wiary wiodła go przez Medjugorie.

Medjugorie i Eucharystia

Moja historia

Choć opowiadałem tę historię już setki razy – w rozmowach i poprzednich książkach – czuję się zobowiązany rozpocząć tę książkę poświęconą Eucharystii od przedstawienia mojej własnej historii nawrócenia. Chcę to zrobić z prostego powodu – ponieważ mocno wiąże się ona z niepojętym darem Chleba Życia.

Są i inne przyczyny. Po pierwsze, gdy dowiedziałem się o objawieniach Błogosławionej Dziewicy Maryi w wiosce Medjugorie, byłem letnim chrześcijaninem; prawdę mówiąc, nawet nie byłem pewny, czy wierzę w Boga. Po drugie, nie byłem katolikiem, tylko luteraninem. Po trzecie, nigdy nie interesowałem się Matką Jezusa. Po czwarte, gdy usłyszałem o objawieniach, nie wierzyłem w nie. Byłem przekonany, że cała ta historia o orędziach Maryi to wierutna bzdura, a może nawet oszustwo.

Wszystko zmieniło się w październiku 1985 roku. Byłem ponownie ożenionym rozwodnikiem i nie uczestniczyłem w nabożeństwach od ponad siedmiu lat, kiedy to poprzysiągłem sobie, że moja noga nigdy więcej nie postanie w kościele. Zrobiłem to wiedziony gniewem, który zrodził się we mnie z powodu rozwodu. „Nawet jeśli Bóg istnieje, nie pomógł mi, gdy Go potrzebowałem” – myślałem. Mojej drugiej żonie to nie przeszkadzało, nie była zainteresowana Kościołem i nie chciała mieć dzieci. Jednak któregoś dnia niespodziewanie zapragnęła dziecka. Urodził się nam chłopczyk, a dwa lata później, znowu ni stąd, ni zowąd, stwierdziła, że dobrze byłoby go ochrzcić. Niechętnie zgodziłem się wybrać kościół i chodzić do niego przez kilka niedziel, tylko tyle, ile to konieczne, by załatwić formalności związane z chrzcinami, a potem zamierzałem wrócić do swojego poprzedniego życia, w którym nie było miejsca na wiarę.

Żadną miarą nie cieszyłem się z perspektywy uczęszczania do kościoła, mimo że miało to trwać tylko kilka niedziel. Dobrze mi się wiodło. Ponieważ zawsze chciałem pisać, ukończyłem dziennikarstwo na Uniwersytecie Południowej Karoliny. Po ukończeniu studiów założyłem tygodnik dla lokalnej społeczności, który rozrósł się do czterech tytułów. Później kupiłem maszynę drukarską i otworzyłem drukarnię. Niebawem mój biznes przynosił już kilka milionów dolarów dochodu, a ja cieszyłem się dobrą życiową passą. Jednak w głębi duszy nie byłem szczęśliwy.

Jakieś półtora kilometra od naszego domu w Myrtle Beach w Południowej Karolinie znaleźliśmy kościół luterański. Moja żona nie wiedziała, że wychowałem się w luterańskiej rodzinie, bo nigdy nie rozmawialiśmy o wierze w Boga. Pewnej niedzieli po długiej przerwie pojawiłem się w kościele, postępując wbrew własnej przysiędze. Trzy niedziele później odbył się chrzest mojego syna. Nie minęło pół roku, gdy okazało się, że jesteśmy mocno zaangażowani w życie wspólnoty skupionej wokół kościoła luterańskiego pod wezwaniem św. Filipa. Uczyłem w szkółce niedzielnej, zostałem wybrany na przewodniczącego luterańskiego klubu mężczyzn, przydzielono mnie także do posługi w radzie parafialnej. Ale nadal nie do końca wierzyłem w Boga. Powód, dla którego zostałem w kościele po chrzcie syna, był dość prosty: ktoś pochwalił artykuł, który napisałem w jednej ze swoich gazet.

Dwa lata później, w niedzielę 12 października 1985 roku, dyskutowaliśmy w naszej szkółce niedzielnej na temat współczesnych cudów. Pod koniec spotkania jedna z uczestniczek opowiedziała nam o objawieniach Najświętszej Maryi Panny w pewnej wiosce w Jugosławii. Z miejsca uznałem te rewelacje za wierutną bzdurę. Jak to możliwe, by Maryja się ukazywała? Żyła, umarła, nie ma Jej – podobnie jak to jest w przypadku każdego innego człowieka. Coś mnie jednak zaciekawiło. Zrzuciłem to na karb zainteresowań zawodowych i doszedłem do wniosku, że ponieważ zbliża się Boże Narodzenie, może być z tego ciekawa historia do naszych gazet.

Jest to fragment książki:

Wayne Weible, Medjugorie i Eucharystia, tłum. Paulina Ohar-Zima
Wydawnictwo PROMIC

"Ja jestem chlebem żywym, który zstąpił z nieba. Jeśli ktoś spożywa ten chleb, będzie żył na wieki. Chlebem, który Ja dam, jest moje ciało, [wydane] za życie świata". (J 6, 51) Te słowa z Ewangelii św. Jana mogą być uznane za najkrótsze i jednocześnie najdoskonalsze streszczenie książki Wayne'a Weible'a - Eucharystia, jej rola w życiu każdego katolika widziane oczyma człowieka, który odbył długą wędrówkę nim trafił do Boga. Bliskość Jezusa ukrytego w Najświętszym Sakramencie z letniego protestanta uczyniła prawdziwie wierzącego katolika. A droga do odkrycia pełni wiary wiodła go przez Medjugorie. Ludzie przybywający do tej małej miejscowości, ich modlitwy i świadectwa pozwoliły mu zmienić swoje życie, wypełnić je. Dziś jako ten, który świeckich i duchownych zachęca do odbycia pielgrzymki do Matki Bożej, do Medjugorie w swojej książce, odwołując się do faktów z historii i teraźniejszości Kościoła, pokazuje wagę tego, co najważniejsze - wiary w obecność Chrystusa w Eucharystii.

opr. ac/ac

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama