Fragment konferencji o Jezusie Chrystusie wygłoszonej w Białce Tatrzańskiej w lipcu 1987 roku
Jezus rodzi się w podróży i od tej chwili zawsze jest w drodze. Owszem, widzimy go w domu rodzinnym, kiedy jeszcze nie rozpoczął publicznej działalności, ale też spotykamy 12 letniego Jezusa w Jerozolimie jak rozmawia z doktorami. Kiedy się patrzy na Jezusa z zewnątrz, trochę z dystansu, to ten Jego ruch, ta mobilność są czymś, co najbardziej rzuca się w oczy. On cały czas idzie, cały czas gdzieś podąża.
Jezus rodzi się w podróży i od tej chwili zawsze jest w drodze. Owszem, widzimy go w domu rodzinnym, kiedy jeszcze nie rozpoczął publicznej działalności, ale też spotykamy 12 letniego Jezusa w Jerozolimie jak rozmawia z doktorami. Kiedy się patrzy na Jezusa z zewnątrz, trochę z dystansu, to ten Jego ruch, ta mobilność są czymś, co najbardziej rzuca się w oczy. On cały czas idzie, cały czas gdzieś podąża.
Jakie są cechy tego ruchu? Po pierwsze jest nieustanny i tak jakby bez celu, w tym znaczeniu, że nie jest skierowany do żadnego konkretnego miejsca. Jezus mówi: ruszajmy, choćmy do innego miasta, musimy jeszcze innym głosić Dobrą Nowinę o zbawieniu. Ktoś mówi: Pójdę za Tobą dokądkolwiek się udasz.(Łk 9,57) A On odpowiada: Syn Człowieczy nie ma miejsca gdzie by głowę mógł oprzeć (Łk 9, 58).
Jezus wszystko podporządkowuje temu ruchowi. Kiedy idzie z Apostołami czujemy w tym jakąś „świętość podążania”. W szabat łuskają kłosy i narażają się na zarzuty faryzeuszów. Jezus przytacza wtedy jako przykład czyn Dawida, który, kiedy był głodny, wziął nawet chleby pokładne, czyli ofiarowane Bogu w świątyni. A On jest kimś więcej niż Dawid. Tak bardzo są w drodze, że nie dbają o oczyszczenia rytualne, po prostu biorą jedzą i piją. Ciekawy jest ten moment kiedy Chrystus chce się posilić figami, ale, ponieważ nie był to czas owocowania fig, nie znajduje ich na drzewie. Wtedy przeklina drzewo i drzewo usycha. Wysiłkowi podróżowania podporządkowuje wszystko, wymaga nawet żeby prawa natury się zmieniły. I nikomu nie daje się w tej drodze zatrzymać. Chcą Go pojmać i obrzucić kamieniami, ale On uchodzi z ich rąk.
Ale najciekawszą cechę Jego ciągłego „bycia w ruchu” odkrywamy w drodze do Jerozolimy. Św. Marek wspomina, że kiedy szli po raz trzeci do Jerozolimy, Jezus szedł na ich czele tak szybko, że nie mogli nadążyć. Wyprzedził ich i byli strwożeni. Tłumaczył, że idzie do Jerozolimy i tam zostanie skazany na śmierć. Zauważmy: idzie na kaźń i idzie coraz szybciej - przyspiesza. Uczniowie nie rozumieją, ani tego co mówi o ukrzyżowaniu, ani tego przyspieszenia.
Spróbujmy to przyspieszenie, zasygnalizowane w zachowaniu zewnętrznym, znaleźć jeszcze w innych momentach działalności Jezusa. Popatrzmy w jaki sposób Jezus rozmawia. Wszyscy są zaintrygowani Jego działalnością: uzdrawia w szabat, wyrzuca złe duchy, głosi z mocą jakąś nową naukę. Dlatego nie tylko uczniowie, ale i starszyzna żydowska, faryzeusze skupiają na Nim swój wzrok i zaczynają stawiać pytania. A Jezus mówi zdaniami, które wcale nie są logicznymi odpowiedziami na zadane pytania.
Żeby zrozumieć Jego sposób rozmawiania wyobraźmy sobie wagę, która ma dwie szalki. Rozmówca, chcąc „zahaczyć” Jezusa, rzuca na jedną szalkę jakiś argument. Jezus nie polemizuje, nie próbuje uchylić zarzutu, by w ten sposób zmniejszyć ciężar, ale na drugą szalę dokłada coś więcej. W ten sposób zwiększa stawkę. Przeważa, a jednocześnie narzuca swoje tempo. To On jest teraz tym, który prowadzi rozmowę. Przypomnijmy sobie jak często nam się zdarza, że dajemy sobie narzucić w rozmowie płaszczyznę, która tak została zaprogramowana, że nie wygramy. Zło może nam narzucić płaszczyznę tak niską, że choćbyśmy grali najwyżej nic nie ugramy.
Słuchacze reflektują się, że teraz oni są jakby lżejsi, nie mają ciężaru, nie mają odpowiedniej wagi w tym starciu i rzucają na szalę coś więcej. W Ewangelii św. Jana, w ósmym rozdziale, jest taka długa rozmowa Jezusa z przeciwnikami, w których obie strony wkładają na szalę wszystko co mają. Stawka rośnie z każdym zdaniem i jest już największa z możliwych. Obie strony powołują sie na Boga. Chodzi o to, kto należy do Boga, czyim Ojcem jest Bóg. To nie jest jakaś akademicka dyskusja, z której właściwie wszystko jedno co wyniknie. Tutaj stawką jest albo życie faryzeuszy - jeśli przynależą do Boga, albo śmierć - jeśli Chrystus ma rację, że nie przynależą. Stawka największa z możliwych... (ciąg dalszy w następnym numerze)
Rafał Skibiński OP
Fragment konferencji o Jezusie Chrystusie wygłoszonej w Białce Tatrzańskiej w lipcu 1987 roku
opr. ab/ab