Uczmy się być dobrymi katolikami

Sukces, kariera, zabawa - to wszystko jest dla katolików, jeśli jest "z głową". Wywiad ze Zbigniewem Kaliszukiem, autorem książek: "Katolik frajerem" i "Katolik ofiarą"

Uczmy się być dobrymi katolikami

Pod koniec listopada ukazała się druga Pana książka z serii „Katolik Frajerem?”. Jakie nowe problemy porusza Pan w drugiej części? 

W książce "Katolik frajerem?" starałem się zmierzyć ze stereotypowym wizerunkiem katolików. Pokazać, że chrześcijańska wiara nie jest dla tytułowych frajerów, nieudaczników, nudziarzy, a może być naprawdę piękną rzeczywistością. Że sukcesy, kariera, dobra zabawa, to wszystko może być zgodne z wolą Bożą, o ile znajdujemy w swoim życiu miejsce dla Boga i ludzi jacy nas otaczają. W książce "Katolik ofiarą?" kontynuuje mierzenie się z różnymi stereotypami przypisywanymi Kościołowi i osobom wierzącym. Tym razem poruszam tematykę miłości, seksualności i cierpienia. Staram się pokazać, że także w tych sferach droga, którą proponuje nam Bóg jest optymalna. Bóg nie jest jakimś okrutnikiem , który upodobał sobie uprzykrzanie nam życia , tylko proponuje nam pewne mądre postawy, które nas chronią przed krzywdzeniem samego siebie i drugiej osoby oraz prowadzą, do prawdziwego, głębokiego szczęścia. 

W obu książkach wspomniane stereotypy staram się przełamywać wraz ze znanymi osobami ze świata mediów, kultury i sportu takimi jak Muniek Staszczyk, Jerzy Stuhr, Krzysztof Ziemiec, Przemysław Babiarz, Tomasz Zubilewicz, Radosław Pazura, Artur Partyka, Szymon Kołecki, Jasiek Mela, Ania Goledzinowska. Wspomniane osoby dzielą się swoimi osobistymi doświadczeniami przez co mam nadzieję, że obie książki są dalekie od tylko nudnych, teoretycznych rozważań. 

W polskim społeczeństwie od wielu lat zauważamy odejścia od Kościoła, od Boga. Coraz więcej osób jest 'niepraktykującymi katolikami'. Czy właśnie stereotypowy wizerunek katolika jest tego powodem?

Jeśli zajrzymy do mediów głównego nurtu widzimy obraz Kościoła w Polsce w wielkim odwrocie, kryzysie. Jednakże wszelkie badania pokazują zgoła co innego, że odsetek ludzi utożsamiających się z Kościołem ciągle jest bardzo duży. Weźmy choćby tegoroczne badania CBOS: 93% Polaków niezmiennie deklarowało się jako katolicy, 54% ankietowanych deklarowało, iż uczestniczy w niedzielnych Mszach Świętych, a kolejne 18%, że uczestniczy raz-dwa razy w miesiącu. Ponad 80% Polaków uważa Jana Pawła II za autorytet i stara się wcielać w życie jego nauczanie.

Nie jest, więc tak źle jakby mogło się wydawać. Oczywiście nie jest też tylko różowo. Rzeczywiście mamy do czynienia z stopniowo postępującą laicyzacją, w której jak wspomniałem prym wiodą główne media. Obraz katolika jaki może się z nich wyłaniać to jakiś talib, skrajnie upolityczniony moher, a w najlepszym przypadku dziwak. Jeśli ktoś swoje spojrzenie na Kościół czerpie tylko z mediów, to rzeczywiście może się do niego łatwo zrazić. 

Jeśli nie chcemy więc by nasi rodacy odchodzili od wiary, to jest to zadanie dla nas wszystkich — starajmy się pokazywać innym ludziom, przede wszystkim przez świadectwo własnego życia, że wiara jest czymś tak pięknym, tak niesamowicie atrakcyjnym, żeby oni też zapragnęli takiego życia. Wówczas to, co piszą media nie będzie przestawało mieć jakiekolwiek znaczenie.

Za wiarę w Chrystusa na świecie co roku giną chrześcijanie, a wielu z nich jest więzionych. Z czego wynikają te prześladowania chrześcijan? 

Wydaje mi się, że największe prześladowania chrześcijan mają miejsce w krajach w których występują silne konflikty religijne - jak w krajach arabskich czy w Indiach. Niestety inne religie, zwłaszcza Islam często interpretowane są w sposób, zgodnie z którym inne wierzenia należy wręcz fizycznie zwalczać. Jest to bardzo bolesne zjawisko, trzeba o nim głośno mówić, bo milcząc dajemy nasze przyzwolenie na zło, a także w miarę naszych możliwości - modlitwą czy pomocą materialną - powinniśmy wspierać osoby dotknięte takimi prześladowaniami.

Coraz częściej mamy też do czynienia z "miękkimi" prześladowaniami chrześcijan i ma to niestety miejsce w Europie Zachodniej. Mam tu na myśli takie przypadki jak zmuszanie urzędników i sędziów do rejestracji „małżeństw” homoseksualnych, wyrażania zgody na adopcję dzieci przez nich, a domów dziecka do ich wydawania. Karanie wysokimi grzywnami i więzieniem, szykanowanie i zwalnianie z pracy za jakiekolwiek słowa sugerujące, że homoseksualizm jest czymś złym, aborcja jest morderstwem czy wszelkie inne „niepoprawne światopoglądowo” poglądy. Publiczne wyśmiewanie i obrażanie chrześcijan, walka z obecnością symboli religijnych w przestrzeni publicznej, profanacyjna sztuka a nawet akty agresji.Te zjawiska niestety powoli docierają też do Polski i musimy być świadomi, że będą coraz częstsze. Wydaje mi się, że ich źródła szukać trzeba w tym, że wielu ludzi chciałoby odrzucić wszelką moralność, żyć w pełni w zgodzie z hasłem "róbta co chceeta" . I Kościół tych ludzi uwiera, bo gdzieś w głębokich sferach ich podświadomości mówi im, że to co robią jest złe... 

W rocznicę zwołania Soboru Watykańskiego II — 11 października, Ojciec Święty ogłosił Rok Wiary, który ma się zakończyć 24 listopada 2013 roku. Jakie wyzwania stawia przed nami, katolikami Rok Wiary? 

Bardzo się cieszę, że Papież ustanowił Rok Wiary, bo to zachęta dla każdego by na serio postawić sobie pytania: kim jest dla mnie Bóg? Jak przeżywam wiarę na co dzień? Czy znajduje czas na modlitwę, rozmowę z Bogiem? Czy to w co deklaruje, że wierze, przekłada się na wybory jakie podejmuje w życiu, na moją postawę?

My bardzo często zachowujemy się jak tacy "niedzielni" katolicy. Chodzimy do Kościoła na Mszę w niedzielę, ewentualnie odklepujemy jeszcze codziennie paciorek czy zdrowaśkę i myślimy, że to już nam załatwia sprawę, że nie musimy już więcej myśleć o Bogu. Tymczasem Bóg pragnie być obecny w naszym życiu nie tylko przez godzinę w niedzielę i kilka minut dziennie, ale przez 7 dni w tygodniu, 24 godziny na dobę.. On cicho towarzyszy nam zarówno w chwilach radosnych i chwilach smutnych, w pracy i w odpoczynku, tyle tylko że trzeba to dostrzec. Warto sobie postawić pytanie: czy dopuszczam Boga do całego mojego życia? Jeśli nie to dlaczego? Czy Bóg jest dla mnie kochającym Ojcem, czy mam z nim osobową relację i mogę z nim porozmawiać na każdy temat tak jak z małżonkiem czy przyjacielem czy może jednak jest dla mnie tylko jakimś niezidentyfikowanym bytem, który gdzieś tam jest daleko w niebie, ale w zasadzie nie ma wpływu na moje życiu. 

Rok wiary traktuję jak takie wezwanie do tego by potraktować ją w końcu serio. Nie jako pewną tradycję w której się wychowałem i w której uczestniczę z przyzwyczajenia, ale jako osobową relację z Bogiem, która determinuje moje życie i moją tożsamość. 

Ważne jednak jest też to byśmy nie poprzestali tylko na pobożnych przemyśleniach, Kościół zaprasza nas też do konkretnego działania. Wskazując na rocznicę wydania Katechizmu Katolickiego, na rocznicę Soboru Watykańskiego II Papież zachęca nas do zapoznawania się z nauką Kościoła, sięganiem w nią głębiej.

Możemy też spróbować poszukać dla siebie jakieś wspólnoty albo ruchu katolickiego, które pomagałyby się nam formować, ponieważ bardzo ciężko jest wierzyć samemu, możemy wyjechać na rekolekcje, aby przemyśleć swoje życie i wiarę, możemy częściej się modlić, przystępować do Sakramentów.

W katechezie z 28 listopada Benedykt XVI mówi: "W naszych czasach uprzywilejowanym miejscem, aby mówić o Bogu, jest rodzina, pierwsza szkoła przekazywania wiary nowym pokoleniom". Czy to właśnie rodzina jest tą najważniejszą szkołą wiary? 

Zdecydowanie tak. Przykład rodziców ma kolosalne znaczenie dla rozwoju dzieci. Niedawno usłyszałem taką mądrą myśl, że najpiękniejsze co mogą zrobić rodzice dla dziecka, to dać mu przykład miłości. Ale nie miłości rodzicielskiej (choć oczywiście jej też), ale w pierwszej kolejności miłości małżeńskiej. Rodzice odnosząc się do siebie z największym szacunkiem i miłością, mogą nauczyć dzieci, że możliwa jest trwała i piękna miłość, co w dzisiejszym świecie często jest podważane. To piękny prezent dla każdego dziecka. Mówię o tym dlatego bo z wiarą jest bardzo podobnie. Gdy dzieci będą widzieć swoich rodziców żyjących blisko Boga, którzy są niezwykle szczęśliwi, to przeważnie będą chciały pójść tą samą drogą. 

Przykład rodziców bardzo pomaga. Mnie samego do Kościoła zaprowadziła mama i długo "ciągała" mnie tam, nawet jak mi się nie chciało chodzić. Dzięki temu mogłem poczynić pierwsze kroki w wierze. Z drugiej strony w moim domu mało się mówiło o wierze, Bogu i później gdy już bardziej świadomie zaangażowałem się w życie Kościoła, bardzo brakowało mi takiego oparcia. To naprawdę bardzo ważne! Jak już powiedziałem ciężko kroczyć do Boga samemu!

Historia uczy, że kiedy Ojciec Święty podejmuje ważne decyzje dotyczące Kościoła, możemy się spodziewać mocnej reakcji zła. Tak było, gdy rozpoczynał się Rok Kapłański, ogłoszony przez Benedykta XVI. 

Rzeczywiście jest tak, że Zły Duch nie śpi. Gdziekolwiek dzieje się jakieś dobro, możemy być pewni że on będzie starał się działać ze szczególną siłą odciągać ludzi od tego dobra. Dobro działa na niego jak płachta na byka, on tego nienawidzi. Czyniąc dobro jesteśmy więc narażeni na największy atak i na największe pokusy. 

Wspomniałeś o kryzysie księży podczas Roku Kapłańskiego. Księża, którzy czynią nieprawdopodobną ilość dobra, pomagając nam kroczyć drogą do Boga, drogą do zbawienia, oddając całe swoje życie dla nas, wyrzekając się dla nas tego co dla większości ludzi byłoby najważniejsze - czyli założenia rodziny, są obiektem najbardziej nieprzejednanego kuszenia przez Szatana. Niestety niektórzy ulegają.

Wobec tego wszystkiego musimy być przygotowani na działania Złego, także podczas Roku Wiary i stale pielęgnować swoją relację z Bogiem, aby się przed nimi uchronić.

W grudniu byliśmy świadkami próby zniszczenia obrazu Matki Boskiej na Jasnej Górze. Czy jest to atak złego ducha? 

Nie mogę stwierdzić że człowiek, który tego dokonał był opętany, ale na pewno Zły Duch był tam obecny. Przecież obraz Matki Boskiej Częstochowskiej, to największa świętość jaką mamy w Polsce, nikt nie podniósł ręki na ten obraz od czasów potopu szwedzkiego. Wspominałem wcześniej o pewnej laicyzacji jaka zachodzi w mediach, o miękkich prześladowaniach chrześcijan w Zachodniej Europie. To bardzo smutne wydarzenie sądzę, że przede wszystkim wpasowuje się w te trendy. Jeśli różne, coraz ostrzejsze w formie, antyklerykalne zachowania - że wspomnę tylko o genitaliach na krzyżu, które miały być dziełem sztuki, o człowieku-motylu zakłócającym procesję Bożego Ciała, czy o wszystkim co się działo pod Krzyżem pod pałacem Prezydenckim w 2010 r. - zyskują wielki poklask medialny, to niestety zachęca to kolejne osoby do coraz większego przekraczania granic. A Zły Duch się cieszy i zaciera ręce. I kusi: krzyż z puszek do piwa już był, wymyśl coś nowego, to dopiero będzie trendy. 

Żeby jednak nie zakończyć tak pesymistycznie. Chciałbym zachęcić byśmy dostrzegli też piękne i wartościowe rzeczy jakie się dzieją wokół nas. Spójrzmy na tłumy ludzi jacy ostatnio stali w kolejkach do konfesjonału, uczestniczyli w rekolekcjach, czy chodzili na roraty (w Warszawie o 6 rano wielki Kościół dominikanów był wypełniony po brzegi!) po to aby dobrze przygotować się do Świąt Bożego Narodzenia. Większość Polaków wciąż poszukuje Boga, pragnie na nim budować swoje życie. Pomagajmy im, aby na co dzień było im łatwiej! 

Dziękuję za rozmowę

(wywiad ukazał się na portalu prawy.pl; fragment wywiadu także w miesięczniku Moja Rodzina - www.mojarodzina.org)

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama