• Pytania o wiarę

Wiara i przekonania

To naprawdę nie przypadek, że właśnie Romano Guardini, kiedy zaczął uprawiać teologię, pomógł Kościołowi zrozumieć, że pod względem religijnym ludzie bardziej niż na wierzących i niewierzących dzielą się na modlących się i niemodlących – pisze w felietonie o. Jacek Salij OP.

Przepaść dzieli wiarę od zwyczajnych przekonań. Przypomnijmy sobie opisaną w Ewangelii sytuację, kiedy Pan Jezus pyta uczniów, za kogo wśród ludzi jest uważany. Okazuje się, że ludzkie opinie na Jego temat są różne. W tamtym momencie były to przeświadczenia wyłącznie pozytywne. Jedni widzieli w Nim kogoś na miarę Jana Chrzciciela, w przekonaniu innych jest On przysłanym teraz przez Boga Eliaszem, o którym wierzono, że na wozie ognistym został przeniesiony do nieba. Jeszcze inni domyślali się, że jest On potężnym prorokiem podobnym do Jeremiasza, który wzywał lud do zawierzenia Bogu w czasach, kiedy wydawało się, że Bóg nas zupełnie opuścił. Jednym słowem, ludzie oceniali wtedy Pana Jezusa bardzo wysoko.

On zapytał wtedy: „A wy za kogo Mnie uważacie?”. Zauważmy: Piotr nie odpowiedział na to, że naszym zdaniem Ty jesteś Mesjaszem. Nie mówił: „Jesteśmy przekonani, że Ty jesteś Chrystus, Syn Boga żywego”. Piotr wyznał w imieniu wszystkich uczniów: „Ty jesteś Chrystus, Syn Boga żywego”.

Rzecz jasna, przekonania o prawdziwości tego, w co wierzymy, są bardzo ważnym wymiarem wiary. Jednak wiara jest czymś niewyobrażalnie więcej, niż przyznawaniem się do takich lub innych religijnych przekonań. Prawdopodobnie wszyscy ludzie mają – świadomie lub bezwiednie – jakieś religijne przekonania. Być może zdarza się nawet tak, że ktoś ma przekonania katolickie i jednocześnie jest człowiekiem niewierzącym.

Na świadka, że wiara jest czymś więcej niż wyznawaniem religijnego światopoglądu, przywołam jednego z największych teologów katolickich XX wieku, Romano Guardiniego. Kiedy był licealistą, z przerażeniem zorientował się, że – mimo swoich ogromnych zainteresowań religijnych oraz emocjonalnego przywiązania do Kościoła katolickiego – on jest chyba człowiekiem niewierzącym, bo z jego modlitwą jest raczej kiepsko. Dopiero wtedy zaczęło się jego wielkie nawrócenie.

Młody licealista wtedy po prostu zrozumiał, że mieć katolickie przekonania to wiele za mało, że on musi naprawdę w Pana Boga wierzyć. Zrozumiał, że wiara w Boga polega nie tylko na tym, że człowiek przyjmuje Jego istnienie. Zrozumiał, że wierzyć w Boga znaczy szukać kontaktu z Nim, rozpoznawać Go jako Tego, który żyje i nas kocha, komu chcemy zawierzać samych siebie oraz wszystko, co nam drogie. To naprawdę nie przypadek, że właśnie Romano Guardini, kiedy zaczął uprawiać teologię, pomógł Kościołowi zrozumieć, że pod względem religijnym ludzie bardziej niż na wierzących i niewierzących dzielą się na modlących się i niemodlących.

Spostrzeżenie to rzuca nieco dodatkowego światła na współczesne odchodzenia od wiary i od Kościoła. Owszem, gdybyśmy my, księża, byli gorliwsi, gdybyśmy nie dawali powodu do różnych, niekiedy naprawdę wielkich zgorszeń, odchodzących nie byłoby zapewne aż tylu. Ale zauważmy uczciwie: tam, gdzie pilnuje się codziennej modlitwy i coniedzielnej Mszy świętej, w rodzinach, w których wygadywanie na księży i na Kościół nie jest jedynym tematem religijnym, odejścia, owszem, również zdarzają się, ale jednak raczej wyjątkowo.

 

 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama

reklama

reklama