Cotygodniowy felieton z Gościa Niedzielnego (44/99)
Ma być sprawiedliwie - co do tego zgadzają się wszyscy. Kłopot i rozbieżność zdań zaczyna się wtedy, gdy trzeba określić, jak ma być, by było sprawiedliwie. Różne i nader rozbieżne koncepcje sprawiedliwości streszczają się w szeregu "formuł sprawiedliwości". A więc: każdemu równo, każdemu według potrzeb, każdemu według włożonego wysiłku, każdemu według osiągniętego wyniku, każdemu według zasług, każdemu według zdolności... O żadnej z nich nie można powiedzieć, by była błędna, pozbawiona argumentów. "Każdemu równo" wychodzi z założenia, że każdemu należy zapewnić minimum egzystencji. Jest bardzo prosta w stosowaniu, ale nie pobudza do wysiłku i prowadzi do marnotrawstwa. Ładnie brzmi też "każdemu według potrzeb", ale kto ma określać te potrzeby? Wbrew pozorom nie jest łatwo wcielić w życie zasadę "każdemu według wysiłku". Jak porównać wysiłek np. robotnika fizycznego, neurochirurga, ochroniarza i kierowcy? Czy można zrównać wysiłek owocny i nieowocny? Kto ma zapłacić za wysiłek, którego nikt nie zamówił? "Każdemu według wyników" funkcjonuje na egzaminie, zwłaszcza testowym. W innych sytuacjach zasada taka rodzi szereg problemów: badacz ślęczał nad problemem, ale nie udało się go rozwiązać, policjant nie wykrywa przestępców, bo w jego rewirze nikt nie popełnia przestępstw - jak wynagrodzić tego badacza czy policjanta według wyników? "Wedle zasług" - jakże często ludzie chcą być wynagradzani za dawne zasługi. Ale o zasługach można mówić tylko z pewnego punktu widzenia, stąd ta formuła jest nader konfliktogenna. A z formułą "każdemu wedle zdolności" trzeba obchodzić się szczególnie ostrożnie: bo - z jednej strony - jakie mamy prawo wymagać od zdolnych więcej, a - z drugiej strony - dlaczego mniej zdolny ma być dodatkowo poszkodowany? Skoro za wszystkimi formułami sprawiedliwości przemawiają argumenty i kontrargumenty, to trzeba je przedyskutować, prowadzić dialog i porozumieć się. Dialog prowadzą osoby o różnych zdaniach, ale zakłada on, że istnieją pewne treści, co do których dialogujący są zgodni, dialog zakłada pewne "bazowe" porozumienie. Tą bazą są międzynarodowe pakty praw człowieka, one nie podlegają dyskusji. W pojęciu dialogu mieści się też to, że prowadzi się go, wytaczając argumenty, a nie grożąc czy szantażując, partnera się respektuje i zmierza do przekonania go, a nie do pokonania. Dialogujący jest przekonany do swoich racji, ale nie uważa swego zdania za jedyne słuszne. Potrafi mówić, ale też słuchać. Wie, że zakres realizowanej sprawiedliwości zależy od zakresu osiągniętego porozumienia. Chodzi oczywiście o porozumienie szczere, a nie tylko słowne. Niewiele jest też warte porozumienie faktyczne, którego nie zamierza się respektować, tymczasowe, dla zwarcia szyków, by następnie zacząć od początku... Dużą rolę odgrywają też formy dialogu. Aby dialogować, trzeba się spotkać. Wymiana poglądów za pośrednictwem radia czy telewizji nie jest dialogiem, przeciwnie, utrudnia go, bo przecież przez telewizję przemawia się do widza, wtedy liczy się na poklask, radykalizuje się swoje stanowisko. W spotkaniu winni uczestniczyć tylko partnerzy dialogu, obecność dziennikarzy i kamer nie sprzyja skupieniu koniecznemu dla przemyślenia argumentów partnera. Bardzo cenny jest natomiast udział fachowców, którzy zwracaliby uwagę na zalety i wady wysuwanych koncepcji, informowali o faktycznej sytuacji społecznej, ekonomicznej i o realnych możliwościach, także technicznych, przestrzegali przed ewentualnymi skutkami ubocznymi. Najważniejsze zaś jest, by naprawdę chcieć sprawiedliwości, a nie by bezwzględnie dążyć do postawienia na swoim.
Ks. Remigiusz Sobański