Cotygodniowy felieton z Gościa Niedzielnego (1/2000)
Trzej, już emerytowani, wielkiej klasy politycy europejscy (dawny premier Belgii Dehaene, były prezydent RFN Weizsäcker i były minister angielski Highbury) opracowali opinię o koniecznych reformach Unii Europejskiej. Chodzi o funkcjonalność stowarzyszenia skonstruowanego ongiś dla sześciu państw, dziś obejmującego piętnaście, a mającego - jeśli uwzględnić faktycznych i potencjalnych kandydatów - we wcale nie tak odległej przyszłości liczyć 20-25 państw członkowskich.Trzej politycy przedłożyli propozycję głębokich reform, będących wyzwaniem także dla państw już przynależących do Unii.
Wielość narodów na wąskiej przestrzeni zmuszała Europejczyków od początków do rozładowywania napięć i rozwiązywania konfliktów. Nie zdołano zapobiec wojnom, co gorsza, zawsze miano na podorędziu uzasadnienie dokonanej agresji, ale mimo niepowodzeń wciąż szukano sposobów, aby - jak napisał papież Grzegorz IX, ogłaszając swój zbiór praw - rodzaj ludzki żył w pokoju. Wzmożono te wysiłki po drugiej wojnie światowej, gdy jasne się stało, że kolejna wojna może oznaczać zagładę ludzkości. Europa Zachodnia postanowiła "zacząć na nowo" kształtować stosunki między państwami tego kontynentu. Do motywów politycznych dołączyły się ekonomiczne: trzeźwo patrząc, zrozumiano, że państwa demokratyczne zależą w swoim funkcjonowaniu nie tylko od sprawności i lojalności obywateli, lecz także od włączenia się w ponadpaństwowe wspólnoty.
Ten "nowy porządek" owocuje "prawem europejskim" - zarówno tym, które na podstawie umów tworzą państwa zrzeszone w Radzie Europy, jak też tym, które tworzy Unia Europejska. Stanowi ono europejski wkład w prawo narodów, a u jego podstaw stoi realistyczne spojrzenie na świat - takie jak to, które już w wiekach minionych kazało wszczynać procesy integracji europejskiej.
Jedną z analogii do tworzonej obecnie "europejskiej przestrzeni prawnej" była średniowieczna "zorganizowana społeczność międzynarodowa". Jej pierwszym celem była obrona przed nieprzyjaciółmi, doświadczenia najazdów IX i X w. uświadomiły bowiem, że rozdrobnienie polityczne państw Europy rodzi konieczność stworzenia jednolitej organizacji dla wspólnej akcji obronnej, prowadzonej pod jednym dowództwem. W parze z tym pierwszym celem szedł zamysł zachowania pokoju między państwami i utrzymania ładu moralnego przez przyjęcie i respektowanie nadrzędnych, powszechnie akceptowanych zasad. Realizacji tych celów służyły wspólne, europejskie instytucje kościelne, wojskowe, finansowe, sądowe, naukowe. Wszystkie one kierowały się europejskim prawem międzynarodowym, zwanym "zwyczajem całej Europy". To wspólne prawo, zwane powszechnym, nauczane na uniwersytetach od Coimbry do Krakowa, wcale nie eliminowało praw lokalnych, przeciwnie, wpływając na nie, wzmacniało jego rolę. To wtedy właśnie na średniowiecznych soborach, jako reprezentacja chrześcijaństwa zwoływanych przez papieży, zajmowano się zasięgiem suwerenności, problemem jedności europejskiej i tożsamości narodów.
W interesie narodów wyznaczono standardy prawa państw europejskich, a ambicją państw było równanie do najlepszych. Zawierane traktaty mobilizowały do dostosowywania prawa wewnętrznego do poziomu europejskiego. Bywało to trudne, napotykało opór i protesty, awanturnicy i podżegacze wyrządzali ogromne szkody, ale przecież nie zdławiono woli pokoju ani nie zgaszono cywilizacyjnych ambicji narodów. Duża w tym zasługa tych, co umieją patrzeć w przyszłość.