Młodzi w polityce czy młodzi dla Polski?

Cotygodniowy felieton z Gościa Niedzielnego (27/2000)

Prawica w Polsce nie ma dziś bazy społecznej analogicznej do tradycyjnego elektoratu prawicy w demokracjach Zachodu. Nie mamy licznej arystokracji, zasobnego mieszczaństwa, posiadaczy akcji, klasy średniej. Duża część elit finansowych i ekonomicznych w Polsce wywodzi się z postpezetpeerowskiej uwłaszczonej nomenklatury i popiera SLD nie tylko głosami, ale i pieniędzmi. Paradoksalnie — duża część tradycyjnie prawicowego elektoratu w Polsce to biedni ludzie, którzy z prawicą są powiązani nie interesami ekonomicznymi, a sentymentami, pamięcią ułańskich, kresowych czy AK-owskich tradycji rodzinnych, pamięcią krzywd zaznanych od komuny, wiernością Kościołowi. Ci ludzie głosują jeszcze na prawicę, ale nie mogą być jej stabilną bazą. Starzy umierają, a ci jeszcze żywi z oburzeniem widzą, że ludzie określający się jako prawica zbyt często swoimi działaniami przekreślają tradycje etosu harcerskiego, AK-owskiego, solidarnościowego.

Na całym świecie związki zawodowe są bliższe lewicy, bo zrzeszają pracowników, a nie posiadaczy, reprezentują dążenie do sprawiedliwości poprzez roszczenia, a nie poprzez stabilizację państwa i wzrost ekonomiczny. Historyczny fenomen „Solidarności”, której prawicowość wynikała z antykomunizmu i katolicyzmu, to nasza polska specjalność, nasza duma i nasz kłopot.

Młodzi polscy politycy prawicowi muszą stawić czoła tym wszystkim problemom. Robią błąd, gdy wskazują jako swojego przeciwnika „pokolenie kombatantów ze styropianu”, bo takie stwierdzenia przypominają chamskie głosy z lewicy, jak oświadczenie Aleksandra Małachowskiego z konwencji Unii Pracy. Zabiegając o przychylność wyborców dla Kwaśniewskiego, stwierdził on, że „ludzie powinni zajmować stanowiska, bo się do tego nadają, a nie dlatego, że ktoś dwa razy dostał po pysku i dwa tygodnie przesiedział w więzieniu”. Małachowski przeszedł już na stronę tych, co wolą zapomnieć, kto kogo bił i sadzał do więzień. Prawica, nawet najmłodsza, musi pamiętać.

Młodzi z Ruchu Młodego Pokolenia chcą zjednoczyć prawicę. W niedzielę w oktawie Zielonych Świątek odbyła się w gmachu Sejmu konferencja programowa tego Ruchu. Na razie dotarło do mnie niewiele wieści o programowych rozmowach, ogólniki o łączeniu społecznej nauki Kościoła z gospodarką rynkową, o zamiarze walki z bezrobociem, korupcją, prywatą, gangami i sektami.

Bardzo potrzebna jest jedność prawicy, myślę też, że młodych z RMP łączy pewna logiczna prognoza przyszłości. Pawica ma nie za duże szanse na sukces w najbliższych wyborach prezydenckich, niewiele lepsze w parlamentarnych. Po porażkach szuka się nowych liderów, nowych twarzy. Młodzi chcą być gotowi. Prawica, aby zaistnieć w trwałej, poważnej, zjednoczonej formie ma przed sobą ogromne zadania w dziedzinie intelektualno-programowej. Ci, którzy chcą uzdrowić prawicę, muszą wynaleźć od nowa Polskę, wynaleźć politykę, wynaleźć prawicę, a co najtrudniejsze i pierwsze — wynaleźć jej elektorat. Mówienie o „sprawowaniu władzy” oznacza odrzucenie najcenniejszego segmentu tego elektoratu. Gdyby mówić o „pełnieniu służby dla Polski”, można by stworzyć płaszczyznę dialogu między młodymi politykami, a młodzieżą z ruchu oazowego, z harcerzami z ZHR, z młodymi z duszpasterstw licealnych i akademickich, z młodzieżą idącą przez Bramę Trzeciego Tysiąclecia na Lednicy, z młodzieżą, która niedługo ruszy na sierpniowe trasy pielgrzymek.

To z tą młodzieżą trzeba wymyślać Polskę nowego wieku, potencjał etyczny i intelektualny tej młodzieży trzeba angażować w pytanie — jaka polityka tej Polsce jest potrzebna i jaka ma być rola prawicy w tej polityce.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama