Trudne rokowania

Cotygodniowy komentarz z Gościa Niedzielnego (31/2000)

Kiedy kilka miesięcy temu podróżowałem po Izraelu, o pokonywaniu kolejnych "przejść granicznych" między terenami administrowanymi przez Palestyńczyków i Żydów przypominały mi tylko puste strażnice i zasieki na drodze, sprawnie mijane przez arabskich kierowców. Oni sami żartowali, że dzięki "znajomościom" na tej granicy nie będziemy musieli długo czekać, czyniąc tym samym aluzje do niezbyt sympatycznego przepytywania podróżnych przez służby izraelskie podczas przekraczania granicy izraelskiej. Czasu brakuje, bo wszyscy zainteresowani chcieliby do jesiennej proklamacji niepodległego państwa palestyńskiego mieć uregulowane najtrudniejsze sprawy, które nie są tylko problemem izraelsko-palestyńskim. Od tego zależy zarówno polityczna przyszłość Ehuda Baraka i Jasera Arafata, jak i stabilność w tej niespokojnej części świata. Ostatnie wieści z Camp David świadczą o postępie: izraelski premier Ehud Barak zaakceptował plan prezydenta USA Billa Clintona i zgodził się na wspólny izraelsko-palestyński zarząd nad wschodnimi dzielnicami Jerozolimy zamieszkanymi przez Arabów. Otwiera to możliwość uznania Jerozolimy poniekąd za wspólną stolicę mieszkających tam Żydów i Arabów.

Przypomnijmy, że wschodnia Jerozolima została zajęta przez armię izraelską w 1967 roku. Odtąd Palestyńczycy domagają się jej zwrotu, chcąc uczynić ją stolicą państwa palestyńskiego. To żądanie jest jednak jedynie pobożnym życzeniem, bowiem Izrael stanowczo odmawia, twierdząc, że chce zachowania integralności miasta i jego pozostania w granicach swego państwa.

Obu stronom trudno odmówić racji historycznej i politycznej, ale warto przypomnieć, że kwestia statusu Jerozolimy - świętego miasta zarówno dla Żydów, jak i dla muzułmańsko-chrześcijańskiej wspólnoty palestyńskiej, jest jedną z najtrudniejszych do rozwiązania. Dlatego nie można pominąć żądania dopuszczenia do głosu wspólnot chrześcijańskich. Przed tygodniem przywódcy Kościołów chrześcijańskich w Jerozolimie oświadczyli, że chcą, by ich przedstawiciele uczestniczyli w negocjacjach w Camp David i innych, dotyczących statusu Świętego Miasta. List podpisali łaciński patriarcha Jerozolimy Michel Sabbah, grecki patriarcha prawosławny Diodoros I i ormiański patriarcha prawosławny Torkom II. Jerozolimscy patriarchowie podkreślają, że ich Kościoły przez obecność swych przedstawicieli na szczycie pragną zagwarantować, że prawa chrześcijan będą "utrzymane jednoznacznie i w pełni zabezpieczone". Status Jerozolimy, będącej świętym miejscem chrześcijaństwa, islamu i religii żydowskiej, jest najbardziej drażliwą kwestią na bliskowschodnim szczycie w Camp David. "Kiedy dyskutujecie nad kwestiami dotyczącymi świętego miasta Jerozolimy, wierzymy, że nie zapomnicie ani nie przeoczycie naszej tam wielowiekowej obecności" - piszą chrześcijańscy patriarchowie Jerozolimy.

opr. ab/ab

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama