Cotygodniowy komentarz z Gościa Niedzielnego (39/2000)
Kryzys paliwowy i blokady przewoźników w Belgii, Niemczech i we Francji zdominowały doniesienia zagraniczne w ostatnich tygodniach. Prawie niezauważone pozostało wydarzenie, które być może uratowało Unię Europejską przed paraliżem decyzyjnym, a na pewno przywróciło jej zawartą w nazwie jedność. 12 września Unia Europejska zniosła sankcje, które siedem miesięcy temu nałożyła na swego członka — Austrię — po tym, jak do austriackiego rządu weszła skrajnie prawicowa partia. Tak samo jak w lutym niespodziewanie napiętnowano Austrię, równie nieoczekiwanie odwołano wyrok.
Sankcje były raczej dyplomatyczne. Nie nałożyła ich Unia jako całość, tylko jej poszczególne państwa członkowskie. Austria uczestniczyła we wszystkich unijnych spotkaniach, chociaż zdarzało się, że była bojkotowana: nie powierzano jej żadnych funkcji, a przedstawiciele byli towarzysko izolowani przez polityków „czternastki”. W oficjalnym komunikacie uznano, że sankcje „okazały się skuteczne” i dlatego można je już spokojnie znieść. Jednak wielu unijnych polityków nie kryje, że Unia wreszcie przyznała się do błędu, jaki popełniono, przedwcześnie osądzając Austrię. Unia przestraszyła się prawicowej ekstremy, która doszła do władzy w jednym z jej krajów członkowskich. Zdecydowała się na bardzo radykalne kroki, bo liczyła na to, iż uda się jej zablokować tworzenie niebezpiecznej w jej mniemaniu koalicji. Nie udało się. Po siedmiu miesiącach unijni eksperci ocenili, że Austria pod nowymi rządami pozostała krajem demokratycznym, szanującym prawa człowieka.
Nie jest to jednak sukces Unii. Była to raczej konieczność. Sankcje spowodowały, że Austriacy poczuli się napiętnowani i karani za coś, czego jeszcze nie zrobili. Malała wśród nich liczba zwolenników Unii. Narastały nastroje ksenofobiczne. Pojawiła się nawet groźba, że „pokrzywdzona” Austria może blokować reformy Unii i przyjmowanie do niej nowych państw. Sankcje powodowały więc więcej szkód, niż dopuszczenie do rządu Wolnościowej Partii Jörga Haidera.
Austriacka lekcja stawia pytania przed jednoczącą się Europą: w jakim stopniu może ingerować w sprawy państw członkowskich? Jak zapobiegać w przyszłości podobnym sytuacjom? Co jest jeszcze interesem państwa, a co już problemem całej wspólnoty? To pytania, nad którymi warto się zastanowić zawczasu, przy okazji, jak się na szczęście okazało, niegroźnego precedensu.
opr. mg/mg