Dowcipniejszych życzeń

Cotygodniowy felieton z Gościa Niedzielnego (49/2000)

Nadszedł Adwent, radosny okres przygotowania do Świąt. Żebyśmy nie zapomnieli, że ma być wesoło, skład mebli "Ikea" rozwiesił transparenty z życzeniami "Weselszych Świąt". Prawdę mówiąc, nie wiem, jak zareagować na taką bezczelność. Jasne, że problemów u nas nie brakuje, ale nieokrzesany Szwed powinien wiedzieć, iż w domu powieszonego nie mówi się o sznurze - niezbyt to elegancko wszystkim dookoła przypominać niewesołą codzienność. Zwłaszcza że chyba sam Szwed nie narzeka, bo jeśli to "weselszych" odnosi się do jego osobistego samopoczucia, to niech raczej nie zawraca głowy - i bez jego kłopotów mamy dość strapień. Okażmy jednak wielkoduszność u progu Adwentu. Może Szwed nie chciał się wymądrzać, ale po prostu z serca życzyć czegoś więcej niż zwykłych "Wesołych Świąt". Język polski nie jest łatwy i nie wszystkie jego niuanse łatwo przyswoić, nawet jeśli od lat w Polsce się handluje. Z drugiej strony, tak sobie myślę, panie Szwedzie, że pan zatrudnia jakichś Polaków od reklamy i chyba płaci im pan dostatecznie dużo, by ostrzegli pana przed lapsusem. Może za dużo? Lecz niech się pan nie martwi. W Polsce wielu ludziom płaci się za dużo, jeśli wziąć pod uwagę efekty ich pracy. Przypuszczam, że ludzi, którzy zarabiają za dużo, jest znacznie więcej, niżbyśmy sobie wyobrażali. Słyszę bowiem, że rząd, a jeszcze bardziej opozycja, chcą oddalić moment wejścia na nasz rynek prywatnych kas chorych. Powodem jest obawa, iż bogaci Polacy się do nich przeniosą i wtedy publiczne kasy upadną. Tymczasem już się przyzwyczaiłem do szerzonego przez opozycję poglądu o masowym zubożeniu rodaków, którzy żyją tylko dzięki śmietnikom. Wobec tego pytam, ilu jest tych bogatych Polaków? Coraz mniej, ale wystarczająco dużo, żeby zapełnić śmietniki, zagrozić bytowi kas chorych i tłumnie pocieszać pana Szweda. Ciekawe, czy swoje kasy porzuciliby zatrudnieni w nich urzędnicy? Oni, panie Szwedzie, zarabiają sporo, a pieniędzy mają jeszcze więcej, skoro szef jednej z takich kas rozdziela swoim pracownikom premie za abstynencję tytoniową i w dodatku twierdzi, że to drobiazg w jego budżecie. Jakże często słyszymy, że nakłady na urzędy, które nam się wydają wysokie, byłyby kroplą w morzu potrzeb i nijak nie poprawiłyby np. losu pacjentów. Wszystkich może nie, ale niektórych na pewno. Gdyby tak na przykład wylosować od czasu do czasu pacjenta, któremu zapłaci się za lekarstwa, zamiast fundować dodatki do i tak wysokich apanaży? Każdy gracz jest kroplą w morzu "totkowiczów", a mimo to wszyscy oni oczekują raczej szczęśliwego losu niż wieści o przeznaczeniu wygranej na premie dla zarządu. Pacjenci za to oczekują miesiącami na kontakt ze specjalistą, bo kasy od dwóch lat mają jakieś limity: lekarz przekroczy limit i następnych pacjentów przyjmie, jeśli za wizytę zapłacą. Może w tym czasie inni specjaliści się nudzą? Ja nie wiem, ale jak się to ma do pieniędzy, które mają iść za pacjentem? Idąc, zatrzymały się u niepalących urzędników, którzy dzięki temu będą mieli weselsze Święta.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama